Jedną z największych niespodzianek ostatniej kolejki Ligi Mistrzów była porażka 2:3 Lube Banca Macerata z ACH Volley Bled. W spotkaniu tym wystąpił Sebastian Świderski, który powoli powraca do gry po kontuzji ścięgna Achillesa. Reprezentant Polski nie krył zdziwienia faktem, że mógł pojawić się na parkiecie w tym meczu. - Przy stanie 7:9 trener dokonał podwójnej zmiany, wpuszczając na boisko mnie i Mateo Martino. Nie dość, że jestem rekonwalescentem, to jeszcze zachorowałem na anginę. Przez kilka dni miałem gorączkę, brałem antybiotyki, leżałem pod kroplówkami. W życiu bym się nie spodziewał, że zagram i to jeszcze w takim momencie. Ale nie chcę się usprawiedliwiać - powiedział Przeglądowi Sportowemu.
Popularny "Świder" nie wyklucza, iż w nowym sezonie zobaczymy go w polskiej lidze. Na początku jednak pragnie dojść do pełnej dyspozycji po poważnym urazie. - Najpierw muszę wrócić do normalnego grania. Nie chcę być w żadnym klubie piątym kołem u wozu, nie chcę grać za nazwisko. Może za wizerunek ktoś coś by mi zapłacił, może moja wartość reklamowa trzyma się na przyzwoitym poziomie. Ale wartość sportowa jest zerowa. Właściwie zaczynam od nowa - dodał na łamach Przeglądu Sportowego.