Szopka noworoczna: Bal u prezesa, czyli noc sylwestrowa w pewnej federacji cz.II

(Noc, jak powiedziano w tytule, sylwestrowa. Ulica przed jednym z budynków reprezentacyjnych pewnej stolicy. Śnieg pada. Latarnie stoją. Stoją i świecą. Pod jedną z latarni stoi również Narrator, dziwny typ, ubrany w biało - czerwony kapelusz z rondem i biało czerwony szalik z orłem. Wokoło cisza - o stopniu cichości porównywalnym z ciszą wyborczą. W ciszy słychać jedynie Narratora na tle delikatnych dźwięków muzyki tanecznej)

W tym artykule dowiesz się o:

Narrator:

Nagle tak jakoś cicho,

i pusto, proszę was

Poodchodzili starzy,

Nadchodzi młodych czas.

Trenerzy za stołami

O lepszych czasach śnią,

Tymczasem za oknami,

Już fajerwerki lśnią

Niedługo północ, ale

Nim zegar zacznie bić

I w sylwestrowym szale

Toasty będziem pić.

Wysłuchać trzeba jeszcze

Tych którzy dają nam

Emocje, wzruszeń dreszcze,

Sportowy, barwny kram

Wszak oni, nie trenerzy

I nie działacze wszak

Kreują, bądźmy szczerzy

To, co kochamy tak

Zawodnik I

(młody człowiek, trochę niespokojny, z przestrachem spogląda na transparent, który ktoś rozwiesił pod sufitem: ?Wkładki do butów sprzedam tanio?)

Ach? bal nad bale, w długim korowodzie

Wodzirej biegnie i za parą para

By w barwnych światłach nie zostać na lodzie

Ta myśl mnie trapi, ta przeklęta mara

Ja sam niedawno wodzirejem byłem

Szumiały brawa wokoło mej głowy

A dziś krzyczycie, że już się skończyłem

Że posłuchałem mej lubej połowy

Że jestem kłamca, że wymyślam cuda

Że za pieniądze grywam w Bełchatowie

Że w polskiej kadrze przeżera mnie nuda

Że się tłumaczę, a ciągle po głowie

Chodzą mi myśli i płoche, i próżne

Stop, skargi wasze głośne zatrzymajcie

Tak w życiu bywa, chwile są tak różne

Więc szansę jeszcze do walki mi dajcie

Szansę, bym mógł naprawić wyrządzoną

Szkodę, o którą mnie dziś oskarżacie

A całą sprawę miejcie za skończoną

Nowego we mnie wodzireja macie

Bo już gram, bo już do boju ruszyłem

Moskiewskiej klęski gorycz mi wybaczcie

Ja odpocząłem, nogę wyleczyłem

I teraz znowu moją gwiazdę patrzcie

Siatkarski taniec poprowadzę jeszcze

Koło fortuny raźno się potoczy

Tymczasem wspólnie do zabawy spieszcie

Choć czasem jeszcze wilgotnieją oczy

(śpiewa na melodię ?Autobiografia?)

To był piękny czas,

Gdy trener powołał nas,

W składzie tym byłem też ja.

Najpierw ?Światówka?,

Potem wciąż pierwsza szóstka,

Aż nie mogłem w nocy spać.

To wiatr sławy wiał,

Każdy nas zobaczyć chciał,

Wiedziałem, że to mój czas.

Lozano wziął mnie,

Zobaczyłem Japonię

I najlepiej chciałem grać.

Srebro na szyję,

Założyłem właśnie ja,

Aż mi się chciało płakać.

Walczyłem za trzech,

Byłem niczym wielki lew,

Jakże się, chciało żyć!

Ref.: Byłem gwiazdą,

Tłum kibiców mnie wciąż,

Wychwalał to tu, a to tam!

Teraz w smutku,

Topię wciąż żale me,

Nie lubią mnie!

Byłem gwiazdą,

Żyłem sam niczym król,

Miałem wspaniale, mówię wam.

Teraz w smutku,

Nie wiem co począć sam,

Mam dosyć już!

Wróciliśmy tu,

W kraju przywitali nas,

Był minister, laury, śmiech.

Potem ?Światówka?

I porażka smutna dość,

Nie wiedziałem co robić.

Miałem dosyć już,

Więc zrezygnowałem z gry,

Wycofałem się z Moskwy.

?Ja kontuzję mam?,

Przecież powiedziałem wam,

Nie chcieliście mi wierzyć.

Noga bolała,

Żona w domu mnie chciała,

Jakże tam miałem ja grać?

Musiałem skłamać,

Zlinczowalibyście mnie,

Lecz i tak, nie jest dobrze.

Ref.: Byłem gwiazdą,

Tłum kibiców mnie wciąż,

Wychwalał to tu, a to tam!

Teraz w smutku,

Topię wciąż żale me,

Nie lubią mnie!

Byłem gwiazdą,

Żyłem sam niczym król,

Miałem wspaniale, mówię wam.

Teraz w smutku,

Nie wiem co począć sam,

Mam dosyć już!

(zawodnik miesza się z powrotem z tłumem gości; gdy odchodzi, na jego twarzy widać odrobinę smutku i melancholii, ale również i uśmiech nadziei)

Zawodnik II

(dziwny typ- zresztą jak zazwyczaj ? ?śmiertelnie poważny? na jego twarzy nie widać nawet cienia uśmiechu, w ręku ściska coś jakby certyfikat czy dyplom)

Witajcie wszyscy, panowie i panie,

Z serca dziękuję za oklaski, brawa,

W pełni rozumiem takie powitanie,

Przecież przede mną wciąż idzie ma sława.

Tak, dużo w życiu piłek rozegrałem

W różnych spotkaniach, sami chyba wiecie

Lecz w głębi serca swojego wiedziałem

Że w końcu będę najlepszy na świecie

(demonstruje dyplom)

Tak, długa droga, różne świata strony

Do najwyższego przywiodły mnie tronu

A ci, co mojej zazdroszczą korony,

Mówią, jakobym nie lubił szamponu.

A przecież szampon ciągle się przydaje

Choć tyle środków próbowano

Dlatego słowo uroczyste daję:

Szampon wciąż markę ma u mnie uznaną

Dlatego sądzę, że jeszcze przed nami

Są te najlepiej rozegrane piłki

Jeśli po rozum pójdziemy my sami

Nie popełnimy na pewno pomyłki.

Bo wszak na sukces siatkarskiej drużyny

Sześciu sukcesów przekłada się suma

A zatem w walce o różne Pekiny

Przyda się szampon. Przyda się i guma.

(śpiewa na melodię ?Nie zadzieraj nosa?)

Nie zadzieraj nosa,

Ja się poprawiłem,

Nie udawaj Greka,

Polubimy Cię.

Już za parę minut

Będziesz przyjacielem

Sia, la, la, la

Sia, la, la, la

Całej naszej paczki,

Tylko rozchmurz się!

Zagraj razem z nami,

Jeśli masz ochotę,

Pekin na nas czeka,

Daj namówić się!

To najlepszy sposób

Bo chcemy zapomnieć

Sia, la, la, la

Sia, la, la, la

O naszych kłopotach

No i Moskwie też!

Ref.: Jeśli chcesz wygrywać,

To graj razem z nami,

Teraz masz okazje

Pekin wygrywamy!

Do nas już wróciłeś,

Nie jest przecież tak źle,

Jak się obawiałeś,

Poczuj dobrze się.

Razem w wspólnym celu,

Dla naszej ojczyzny,

Sia, la, la, la

Sia, la, la, la

My w jednej drużynie,

Dogadaliśmy się!

Ref.: Jeśli chcesz wygrywać,

To graj razem z nami,

Teraz masz okazje

Pekin wygrywamy!

Narrator:

Hm, trochę nostalgicznie

Lecz uśmiech wciąż się tli

Trzeba optymistycznie

Brać, co nadchodzą, dni.

Tak już zazwyczaj bywa

Ż nigdy nie ma nikt

Chwil czasu, co upływa

Dobrych lub tylko złych

Dosyć, bo oto nowa

Pojawia postać się

Na ustach milkną słowa

Z emocji cały drżę,

Bo to w męskim ścisku

Zabłysł i czar, i wdzięk

Któż kroczy w świec połysku?

Dziewczyna, obym pękł!

Za nią w szeregu kroczy

Adoratorów chór

Sylwetka, włosy, oczy?

Wprost matki ? Polki wzór?

Lecz jednak ma coś w sobie

Jakiś niepolski dar

Czuje się w jej osobie

Włosko ? hiszpański żar..

Zawodniczka I

(dziwny, żeński typ jak już powiedziano powyżej, towarzyszy jej płytki oddech ? wyraźnie wyrwana z radosnego, tanecznego wiru)

Kapela tango gra i tańczą pary

To piękna noc, na niebie księżyc świeci

Niech w dobry czas umilkną kłótnie, swary

A w sercach naszych pokój się roznieci

Ostatni raz wspominam tamte chwile

Gdy drogi moje rozeszły się z wami

Bo nie tak łatwo trwać, gdy ktoś niemile

Wciąż mnie podgryza znienacka zębami

Ktoś mi zarzucał, że nie chcę trenować

Mówił dosadniej? pamiętam te słowa,

Są tutaj dzieci? Nie będę cytować.

Od takich słów to tylko boli głowa.

Bo do tanga trzeba dwojga każdy wie

Przyszedł następny, błagał mnie i prosił

A ja mu powiedziałam prosto w oczy: ?nie?

Tak samo jak Włochowi, gdy się zgłosił

Lecz on nie zraził się, co robić ? wiedział

Głaskał, namawiał, próżność moją budził

Dla starych złotek zaczął nowy przedział

I już zapału mojego nie studził

Lecz do zwycięstwa zachęcał podnietą.

Powiem wam, wcale bym nie odchodziła,

Gdyby rozmawiał ze mną jak z kobietą

I całe szczęście, że jest we mnie siła

I w tanga rytm kołuję dziś na sali

Uśmiecham do was się choć świat wiruje

A wszyscy wokół jacyś tacy mali

Lecz ja się znowu wśród was świetnie czuję.

(śpiewa na melodię ?Małgośka?)

To był czas,

Wygrałam złota dwa,

I byłam też MVP.

To był czas,

Na grę wciąż była ochota,

I walczyć wciąż chciało się mi!

Już zawsze miało być tak dobrze,

Mieliśmy zwyciężać, zwyciężać wciąż,

Nie wiedziałam,

Co dalej będzie,

Gdy on pił tak ciągle,

I krzyczał, darł się na mnie.

Małgośka mówią mi,

On nie wart jednej łzy,

Odpuść sobie, odpuść to.

Małgośka odejdź stąd,

Nie warto dalej grać,

Nie dla niego, dla niego.

Aż przyszedł nowy gość,

Człowiek ten rodem z Włoch,

On prosił mnie, prosił mnie,

Bez Ciebie nie wygramy,

Klęsk tylko doznamy,

Wracaj do kadry, wracaj już, wracaj już.

Pomyślałam,

I w końcu powróciłam,

Jak ten strażak, co ogień gasi.

Pomyślałam,

I wiem to już na pewno,

To była świetna decyzja.

Razem dość już wiele

zrobiliśmy,

Bo świetna kadra teraz jest,

Nie ma wcale,

Bałaganu,

I teraz spełnimy,

Wspaniałe, pekińskie sny.

Małgośka?

Narrator

Któż to nadchodzi, kto

Przed kim gną się w ukłonach

Gospodarz balu to

Najważniejsza persona

Na twarzy chmurny dąs

Pewnie od myśli wielkich

Ani nie idzie w pląs

Ni zajrzy do butelki

Przed siebie idzie wciąż

Choć czasem na bok zbacza

A barwny, długi wąż

Gości wciąż go otacza

Grzbiet nieco zgięty ma

Widać mu ciąży praca

Jednym swój uśmiech da

Od innych się odwraca

Pod nosem mruczy coś

Lecz tak, by nikt nie słuchał

Lecz taki jak my ktoś

Może nadstawić ucha

Prezes

(również dziwny typ, może dlatego że ubrany jest w marynarkę i krawat, lecz resztę stroju stanowi komplet do siatkówki plażowej)

Tak, rok już trzeci niepodzielnie władam

Ileż dwa głosy mogą jednak znaczyć

Jak dziwnie droga życia się układa

Bo przecież mogło być jednak inaczej

Lecz mniejsza o to, wciąż kroczę tą drogą

Choć nie jest prosta i pełna wybojów

Jedni mi czasem trochę dopomogą

Inni przysporzą znowu niepokojów

Jedni za kadrę żądają zapłaty

Drudzy się kłócą o myśl szkoleniową

Jednym nie służą moskiewskie klimaty

Drudzy rzucają zbyt pochopne słowo

Więc muszę sądzić, karać lub rozgrzeszać

A jeszcze kłócić o różne kontrakty

Więc czasem nie wiem: wieszać czy odwieszać

Głaskać czy karcić ? takie są dziś fakty

A jeszcze audit opóźnia się znacznie

Co miał przygwoździć moich poprzedników

Jeszcze tłumacze tłumaczą opacznie

A masy ciągle żądają wyników

Lecz chociaż mówią, żem niekonsekwentny

Myślę, że wszystko się jakoś uładzi

I sen się spełni mój, śmiały i piękny

Że moja droga do Chin doprowadzi

(śpiewa na melodię starej rosyjskiej pieśni ?Wychożu odin ja na dorogu?)

Idę sam, wciąż sam z mymi myślami

Moja droga wije się jak wąż

A pod niebem, hen pod obłokami

Chiński medal złoty widzę wciąż

Cel daleki i wciąż się oddala

Ale składać broń jeszcze nie czas

Jeszcze przyjdzie wielka zwycięstw fala

I doniesie do Pekinu nas

Choć mam rzeszę oponentów liczną

Choć nie milknie mych krytyków głos

Śmiało stawiam na myśl zagraniczną

Wierząc że mi będzie sprzyjał los

Przekonałem synów marnotrawnych

Parę córek marnotrawnych też

I nawiążę do sukcesów dawnych

Jako idol dla siatkarskich rzesz

Bo sukcesów blask pada na wszystkich:

Tych co grają i na tych co nie

Więc w medalu olimpijskich błysku

Twarz prezesa też rozjaśni się

Wkrótce zegar dwunastą wybije

I rozpocznie nowy, ważny rok

Niech więc każdy za sukcesy pije

Do Pekinu tylko jeden skok

Zegar

(wybija taktownie, ale i zdecydowanie godzinę dwunastą)

Wszyscy

(unisono śpiewają na melodię starego, polskiego poloneza)

Niechaj każdy w tany rusza

I podąża równym krokiem

Niechaj każda polska dusza

Raduje się Nowym Rokiem

Niech uśmiechną się pogodnie

Ci co się wadzili wczora

Kiedy będziem działać zgodnie

Na sukcesy przyjdzie pora

Niechaj się połączą myśli

Z Polski, Włoch i Argentyny

Wtedy piękny sen się wyśni

Za słowami pójdą czyny

Gdy się nikt nie będzie kłócił

Nic nikomu się nie skurczy

I z drogi nas nie zawróci

Żaden Niemiec ani Turczyn

Gdy fantazja nie upadnie

Jak bywało poprzez wieki

Wkrótce się okaże snadnie

Że podbijem nawet Pekin.

Zatem pijmy zdrowie nasze

I nie ustawajmy w czynie

Nie pordzewieją pałasze

Póki Wisła nasza płynie!

(odchodzą tanecznym, rozkołysanym korowodem w głąb amfilady sal niewątpliwie bardzo reprezentacyjnego lokalu związkowego i tylko słychać z daleka coraz cichsze dźwięki muzyki)

Narrator:

Tańczą. Póki noc trwa

Niech brzmią muzyki tony

Lecz błyska światło dnia

Kończy się bal szalony

Przeminął stary rok

Nowy nadciąga z dali

Patrzcie: już rzednie mrok

Na niebie świt się pali

Co czeka jutro tych

Co bawią się dziś tutaj?

Czy pasmo losów złych

Czy dobrych? Radość? Smutek?

Nie wiemy. Ślepy los

Wybiera różne drogi:

Dla jednych gruby trzos,

Dla innych zaś ubogi

My tylko wiemy, że

Nieważne, co się zdarzy

Nie załamiemy się

I wciąż będziemy marzyć

I w halach będzie rósł

Flag polskich gęsty las

Nieważne: przewóz, wóz

Czy dobry, czy zły czas

Każdy z was w naszych ma

Sercach bezpieczny port

Chociaż to tylko gra

Chociaż to tylko sport?.

(cicho zamyka drzwi wejściowe i odchodzi, znikając powoli we wciąż padającym śniegu, na którego bieli promienie wschodzącego słońca tworzą dziwną, biało ? czerwoną feerię; cisza powoli nabrzmiewa dźwiękami budzącego się ze snu miasta)

Kurtyna

(opada z ulgą, ale i z dużą dozą optymizmu)

Komentarze (0)