Chwalimy i ganimy - II weekend Ligi Światowej wg SportoweFakty.pl

Drugi weekend World League obfitował w wiele ciekawych sytuacji. Przede wszystkim z pierwszych zwycięstw mogli cieszyć się Polacy. Brazylijczycy dosyć sensacyjnie przegrali z Holandią. Dzielnie w potyczkach z potężną Rosja radzili sobie zaś reprezentanci Egiptu. Po długiej wymianie zdań redakcja SportoweFakty.pl zadecydowała, kogo tym razem pochwali, a kogo zgani.

Chwalimy:

Dzielnych reprezentantów Egiptu, którzy nie przestraszyli się "rosyjskiego lwa": Egipcjanie dobrze spisywali się już podczas inauguracyjnego weekendu "Światówki", kiedy to pokonali w pierwszym meczu Finów w ramach rywalizacji w grupie C. W starciu z Rosją nikt nie dawał im szans nawet na nawiązanie wyrównanej walki. Podopieczni Antonio Giacobbe zaskoczyli jednak wszystkich - w pierwszym meczu urwali gospodarzom seta, w drugim już jeden punkt! Gdyby nie wyższe doświadczenie Sbornej tie-break mógł potoczyć się inaczej. - Mecze z takimi zespołami jak Rosja można porównać do spotkania lwa na swojej drodze - użył specyficznej metafory trener Egiptu. - Strach jest jednak czymś, co pozwala często znaleźć odpowiednie rozwiązanie z trudnej sytuacji i nie należy go unikać - podsumował. W ramach ciekawostki - o bojowych reprezentantach Egiptu na własnej skórze przekonali się całkiem niedawno także Polacy, bo podczas pierwszego meczu LŚ w 2008 roku.

Znakomitą dyspozycję Pomarańczowych w pierwszym meczu z Brazylią: Zwycięstwo bez straty seta? Nic szczególnego. Zwycięstwo bez straty seta nad mistrzami świata, ośmiokrotnymi triumfatorami Ligi Światowej, dodatkowo na ich terenie? Bezcenne. Reprezentantom Holandii ta sztuka się udała - pokonali wielką Brazylię, a spotkanie oglądało ponad jedenaście tysięcy kibiców! Statystyki pokazują, że Pomarańczowi przeważali nad rywalem w ataku i bloku. - Pokonanie Brazylii bez straty seta i w dodatku na jej terenie jest niesamowitym osiągnięciem - mówił Rob Bontje. Osiągnięciem, które zazwyczaj dwa razy w małym odstępie czasowym się nie powtarza. W drugim spotkaniu, jak można było przypuszczać, triumfowali już Canarinhos. Nie zmienia to jednak faktu, że Holendrzy spisali się zdecydowanie na plus i zasłużenie wciąż prowadzą w klasyfikacji grupy A.

Lidera polskiej reprezentacji w meczach z Argentyną: Na słowa uznania zasługuje w końcu siatkarz naszej narodowej ekipy. Jakub Jarosz w pierwszej batalii z teamem Javiera Webera był zdecydowanym przywódcą - zdobył w sumie dwadzieścia sześć punktów (5 bloków, 21 udanych ataków - 58 procent skuteczności). Drugie spotkanie biało-czerwonych, które trwało w sumie aż dwie i pół godziny, nie wyłoniło już tak zdecydowanego lidera, jednak znów najwyższą zdobyczą punktową popisał się dwudziestotrzyletni atakujący reprezentacji Polski (zdobył trzynaście oczek). Co najistotniejsze, Polacy po dwóch triumfach w San Juan opuścili dno tabeli grupy D i awansowali na trzecie miejsce. Oby wraz z kolejnymi meczami pięli się coraz wyżej!

Bruno Rezende: I nie chwalimy go za rozegranie, choć i w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła radzi sobie bardzo dobrze, a za świetną obronę! Ranking najlepszych broniących mówi sam za siebie. Na pierwszym miejscu znajduje się libero Finlandii - Pasi Hyvärinen, na drugim libero Włoch - Davide Marra, a na trzecim... rozgrywający Canarinhos, Bruno Rezende! Dopiero tuż za nim widnieją nazwiska libero Holandii i Brazylii. Dużo czasu zajęło nam odnalezienie Piotra Gacka. Libero polskiej ekipy plasuje się w tym elemencie na odległym czterdziestym miejscu.

Ganimy:

Dziennikarzy naszych zachodnich sąsiadów: Po zwycięstwach Niemiec nad reprezentacją Polski w pierwszym weekendzie Ligi Światowej w niemieckiej prasie można było przeczytać, że owe triumfy powinny zaprowadzić ekipę Raula Lozano na sam szczyt, miały być wręcz pierwszym istotnym krokiem w kierunku podbijania świata. Kolejnym etapem miało być zwycięstwo nad Kubą. Dziennikarze jednak mocno się przeliczyli - niemieccy siatkarze dwukrotnie musieli uznać wyższość Kubańczyków, nie zdobywając żadnego punktu. I nie piszemy tego z zawiści, nie.

Wicemistrzów Europy: Francuzi grają zdecydowanie poniżej oczekiwań - po dwóch weekendach Ligi Światowej mają na swoim koncie całą pulę... porażek. Najpierw dwie z reprezentacją Włoch, teraz z kolei z wymagającym rywalem z Serbii. W rywalizacji z podopiecznymi Igora Kolakovića wicemistrzowie Europy musieli jednak radzić sobie na ataku bez dotychczasowego lidera - Antonina Rouziera (dziwić mógł więc nominalny środkowy, Romain Vadeleux, grający na pozycji atakującego). - Musimy teraz zakasać rękawy i wziąć się do pracy, by poczuć w końcu smak zwycięstwa w przyszłym weekendzie "Światówki" - powiedział Oliver Kieffer. Oprócz Francji w dwudziestej pierwszej edycji World League nie sięgnęli po triumf jeszcze Koreańczycy, Argentyńczycy i Chińczycy.

Czarne serie Polaków: Biało-czerwoni co prawda odnieśli dwa zwycięstwa w San Juan, jednak jest coś, co nie napawa optymizmem, mianowicie - tracone seriami punkty. Wierni kibice, którzy wstali o 2:10 w nocy, by dopingować swoją ekipę, zostali na pewno pobudzeni obrotem wydarzeń między innymi z trzeciej partii drugiego spotkania. Ze stanu 17:13 dla podopiecznych Daniela Castellaniego wynik zmienił się na... 22:17 dla gospodarzy! W sumie w meczu obie reprezentacje popełniły aż siedemdziesiąt trzy błędy. - Nie zagraliśmy dobrze - mówił PAP Castellani. Jak twierdzi trener Polski, na tym etapie przygotowań ważne jest jednak to, by będąc bez formy, wygrywać mecze.

Jednostronność pojedynków grupy B: Obiektywizm jest ważną zasadą, która zajmuje wysokie miejsce w kodeksach dziennikarskich. Dlatego też bez wątpienia możemy domagać się wyrównanych pojedynków, bez faworyzowania jakiejkolwiek z ekip. W grupie B niestety wszystkie cztery spotkania zakończyły się jednostronnymi wynikami 3:0 - dwukrotnie na korzyść Włoch i Serbii. Każdy z pojedynków trwał jedynie "godzinę z prysznicem" - najkrótszym starciem drugiego weekendu Ligi Światowej była potyczka Włochów z reprezentacją Chin. Trwała ona dokładnie godzinę i dziesięć minut.

Komentarze (0)