Krzysztof Wierzbowski to nowy przyjmujący AZS Politechniki Warszawskiej. Jak sam mówi, chciałby w nowym klubie przede wszystkim jak najwięcej czasu przebywać na parkiecie. - W Politechnice, oprócz mnie, jeszcze trzech zawodników będzie walczyło o miejsce w wyjściowej szóstce na pozycji przyjmującego. Z pewnością liderem będzie Zbigniew Bartman. Reszta będzie musiała walczyć o swoje miejsce w składzie - twierdzi siatkarz, który ponownie trenować będzie pod okiem Radosława Panasa. Zawodnik współpracował już ze szkoleniowcem podczas pobytu w Częstochowie. - Wiem, że sam trener był za moim przejściem do zespołu Politechniki. Mamy za sobą dwa lata wspólnych treningów. To szkoleniowiec, który ma duży potencjał. Potrafi zbudować zespół od strony psychicznej, a to jest według mnie najważniejsze - komplementuje.
Wierzbowski twierdzi, że trudno spekulować na co tak naprawdę będzie stać w zbliżającym się sezonie jego zespół. - Skład jest specyficzny, bo w większości złożony z młodych zawodników. Funkcjonowanie tego systemu stanowi duży znak zapytania. Na przyjęciu mamy aż czterech młodych. Damian Wojtaszek na pozycji libero na pewno sobie poradzi, bo dobrze spisywał się także w ostatnim sezonie. Sam jestem ciekaw, jak zaprezentuje się cała drużyna - mówi na łamach Przeglądu Sportowego.
Przyjmujący stołecznej drużyny ostatnie trzy sezony spędził w AZS-ie Częstochowa i dobrze wspomina ten okres. - Pierwsze dwa lata to była walka o grę w wyjściowej szóstce. Bardzo ciężko pracowałem na treningach, ale podczas samych meczów pojawiałem się na parkiecie tylko na chwilę - wspomina. - Dopiero podczas gry w pucharach nabrałem boiskowego doświadczenia. Częstochowa to bardzo przyjazne miasto, w którym przeżyłem świetną przygodę. Chciałem tam zostać, ale sprawy potoczyły się inaczej. Jeśli w przyszłości będzie taka możliwość, chciałbym tam wrócić - przyznaje.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.