WGP: Nieoczekiwana zmiana ról - relacja z meczu Polska - USA

Tuż przed końcem trzeciej partii wydawało się, ze biało-czerwone rozpoczną turniej od historycznej wygranej. Byłoby to bowiem pierwsze zwycięstwo Polek na turnieju finałowym. Niestety kobieca zmienność ponownie dała o sobie znać. Nasze siatkarki ogarnęła nagle niewytłumaczalna niemoc, czym pozwoliły rywalkom wrócić do gry z niemal beznadziejnej sytuacji. Amerykanki skwapliwie skorzystały z prezentu i zgarnęły nie tylko dwa sety, ale także dwa punkty za zwycięstwo w meczu.

W tym artykule dowiesz się o:

Trener Jerzy Matlak przed turniejem finałowym zapowiedział, że dla niektórych siatkarek turniej Final Six World Grand Prix będzie ostatnią okazją na udowodnienie swojej przydatności do kadry na mistrzostwa świata. Mówi się o tym, że szkoleniowiec szczególnie niezadowolony w ostatnim czasie był z postawy Joanny Kaczor i Katarzyny Skowrońskiej. Być może stąd wzięła się decyzja szkoleniowca o tym, że spotkanie z USA z trybun obejrzały Klaudia Kaczorowska, oraz Paulina Maj. Dla pozostałych zawodniczek grających w Ningbo występ na turnieju w Chinach był okazją do osiągnięcia najlepszego wyniku w historii polskiej siatkówki. Do tej pory bowiem biało-czerwone tylko raz zagrały na turnieju finałowym zajmując ostatnie szóste miejsce. Chyba świadomość olbrzymiej szansy otwierającej się przed zespołem, oraz zapowiadana przez szkoleniowca rewolucja sprawiły, że Polki zagrały z Amerykankami bezsprzecznie najlepszy mecz w tegorocznej edycji cyklu Grand Prix.

Pierwszy set bardzo dobrze rozpoczęły Polki, które już przed meczem posiadały psychologiczną przewagę nad rywalkami. Biało-czerwone w trzecim meczu eliminacji pokonały bowiem Amerykanki 3:1. Ta świadomość z pewnością pomogła podopiecznym trenera Matlaka, które na pierwszą przerwę techniczna zeszły prowadząc 8:4. W grze naszych siatkarek było widać spokój i pewność siebie, jednak co szczególnie ważne po raz pierwszy od dłuższego czasu rozgrywająca Milena Sadurek mogła wybierać do której z atakujących wystawić piłkę. Bardzo dobrze bowiem spisywały się zarówno Anna Barańska, Karolina Kosek jak i Katarzyna Skowrońska. To wszystko sprawiło, że przewaga naszego zespołu powolnie aczkolwiek systematycznie rosła. Amerykanki nie potrafiły bowiem znaleźć sposobu na dobrze dysponowane brązowe medalistki mistrzostw Europy, które na drugą przerwę techniczna zeszły przy prowadzeniu 16:9. Po powrocie na plac gry podopieczne trenera Jerzego Matlaka nadal grały koncertowo zdobywając kolejne trzy oczka. W tym momencie o czas po raz kolejny poprosił Hugh Mc Cutcheon, który jakby nie potrafił zrozumieć tego co dzieje się z jego zespołem. Biało-czerwone natomiast grały jak w transie demolując swoje przeciwniczki, które w końcówce popełniały coraz więcej błędów własnych chcąc jakby przyspieszyć egzekucję.

Początek drugiego seta był już zdecydowanie bardziej wyrównany niż w pierwszej odsłonie. Cały czas jednak to biało-czerwone kontrolowały przebieg meczu. Przy stanie 3:3 udanie ataki zakończyły Kosek i Barańska w aut zbiła Logan Tom i przewaga naszych siatkarek wzrosła do trzech oczek. Taki dystans utrzymał się do pierwszej przerwy technicznej. Po powrocie do gry Amerykanki starały się odrabiać straty. W decydujących momentach nasze rywalki popełniały jednak błędy w polu zagrywki i ataku oddając punkty bez walki. Polki z kolei grały bezbłędnie niemal w każdym elemencie i na kolejną przerwę techniczna zeszły prowadząc 16:11. Po przerwie niemoc w obozie trenera Hugh Mc Cutcheona trwała nadal. Szkoleniowiec Amerykański próbował co prawda dokonywać roszad w składzie, jednak efekty były znikome. Z każdą zmianą zwiększał się jedynie haos i bezradność w obozie USA. Brązowe medalistki mistrzostw Europy natomiast nie zważając na rywalki po drugiej stronie siatki konsekwentnie zmierzały do wygranej w drugiej partii. Chwilę przestoju podopieczne trenera Matlaka miały jedynie w końcówce partii, kiedy to dwukrotnie powstrzymana została Karolina Kosek. Widząc dobrą passę rywalek o przerwę poprosił opiekun naszego zespołu. Po niej wszystko wróciło do normy. Najpierw udanie atak zakończyła Skowrońska, a następnie asem serwisowym popisała się Kosek i na tablicy pojawił się rezultat 25:18.

Trzeci set rozpoczął się od prowadzenia Amerykanek 2:0. Najpierw udanie zaatakowała Tom, a chwilę później z sytuacyjnej piłki nie skończyła ataku Skowrońska. Nasze zawodniczki szybko jednak odzyskały właściwy sobie rytm gry i już po chwili na tablicy ponownie pojawił się remis 4:4. Na przerwę techniczna natomiast tradycyjnie już z prowadzeniem 8:6 udały się Polki. Po powrocie na plac gry nieco lepiej grać zaczęły podopieczne trenera Mc Cutcheona. Biało-czerwone na chwilę jakby stanęły pozwalając przeciwniczkom po ataku Bown doprowadzić do remisu 10:10. Od tego momentu podopieczne trenera Matlaka po raz kolejny zaczęły odjeżdżać. Ataki Kosek, Barańskiej i Bednarek-Kaszy sprawiły, że przewaga błyskawicznie wzrosła do czterech punktów. Widząc zryw polskich siatkarek reprezentantki Stanów Zjednoczonych nie zamierzały pasować zmniejszając po chwili dystans do 14:13. W tym momencie o czas zdecydował się poprosić trener reprezentacji Polski. To było słuszne posunięcie, bo po chwili przerwy nasz zespół odzyskały inicjatywę i kilkupunktowe prowadzenie. Przy wyniku 18:15 czas zdecydował się wziąć trener Amerykanek. Ten fakt nieco wybił z rytmu brązowe medalistki mistrzostw Europy. Najpierw w aut zaserwowała Berenika Okuniewska, następnie błąd w ataku popełniła Kosek i dystans między obiema ekipami zmalał do jednego oczka. Polki grały jednak bardzo spokojnie i cierpliwie czym deprymowały swoje przeciwniczki. W końcówce co raz częściej myliła się liderka zespołu rywalek Logan Tom dwukrotnie atakując w aut. W tym momencie wydawało się, że nic nie powinno przeszkodzić drużynie ze Starego Kontynentu w odniesieniu zwycięstwa jednak bloki na Skowrońskiej i Barańskiej sprawiły, że przy stanie 22:22 o czas poprosił trener Matlak. Po nim najpierw w ataku pomyliła się po raz kolejny Tom, blok skutecznie obiła Skowrońska i o przerwę poprosił selekcjoner Stanów Zjednoczonych. To posunięcie wytrąciło z rytmu reprezentację Polski, która pozwoliła przeciwniczkom doprowadzić do nerwowej końcówki. W niej ciężar gry wzięła na swoje barki Ogonna Nnamani, która razem z koleżankami mogła cieszyć się z wygranej partii.

W czwartym secie trener Matlak zdecydował się dokonać dwóch zmian w wyjściowej szóstce. Na parkiecie pojawiły się od początku Katarzyna Gajgał i Joanna Kaczor, a przy wyniku 3:2 dla Amerykanek Karolinę Kosek zmieniła Joanna Szczurek. Roszady w składzie nie przynosiły jednak spodziewanych przez polskiego szkoleniowca efektów. Będące na fali podopieczne trenera Mc Cutcheona robiły to, co nasze reprezentantki w pierwszych dwóch odsłonach, czyli punktowały konsekwentnie swoje rywalki schodząc na przerwę techniczną przy prowadzeniu 8:4. Po powrocie na plac gry Polki straciły entuzjazm. Biało-czerwone wyglądały jakby myślami były jeszcze przy przegranej poprzedniej partii. Przy stanie 10:4 do walki próbował poderwać swoje podopieczne trener Jerzy Matlak. Na boisku natomiast rolę liderki przejęła Szczurek punktując przeciwniczki zarówno w bloku jak i ataku. Niestety bez efektu. Przy wyniku 13:8 po raz kolejny do siebie poprosił zawodniczki polski selekcjoner, jednak po raz kolejny bez efektów. Na drugą przerwę techniczna oba zespoły zeszły przy wyniku 16:8. W tym momencie wydawało się, że zespół Stanów Zjednoczonych może być pewny wygranej. W końcówce jednak na parkiecie ponownie pojawiła się Anna Barańska, która postraszyła rywalki podrywając swój zespół do walki i doprowadzając do stanu 21:18. Niestety na tym skończył się pościg w wykonaniu biało-czerwonych.

Tiebreak rozpoczął się od wymiany ciosów, jednak to Amerykanki jako pierwsze odskoczyły na 4:2. W tym momencie o czas zdecydował się poprosić szkoleniowiec reprezentacji Polski, jednak arbitrzy nie wyrazili zgody udzielając jednocześnie ekipie biało-czerwonych upomnienia. Przerwa w grze nastąpiła chwilę później przy wyniku 5:2 po asie serwisowym Alishy Glass. Po powrocie do gry nasze siatkarki zaczęły grać zdecydowanie lepiej, a dzięki znakomitej zagrywce Joanny Kaczor udało się doprowadzić do remisu 7:7. Niestety przy stanie 10:10 kolejne dwa oczka po błędach naszej drużyny zdobyły rywalki i prowadzenia nie oddały już do końca.

Zarówno kibice, trenerzy jak i polskie zawodniczki po meczu z pewnością zastanawiali się nad jednym: co stało się z polskim zespołem w końcówce trzeciej odsłony. W pewnym momencie wydawało się, że losy pojedynku są już rozstrzygnięte tymczasem biało-czerwone dopadła niewytłumaczalna niemoc. Szkoda, bo Polki pokazały, ze potrafią być zespołem, który potrafi radzić sobie z najlepszymi drużynami świata grając równo. Imponujące w pierwszych dwóch setach było nie tylko przyjęcie, które wyniosło ponad 70 proc, ale przede wszystkim skuteczność w ataku gdzie brylowała nie tylko Anna Barańska, ale także Karolina Kosek, Katarzyna Skowrońska i Joanna Kaczor. Niestety nieoczekiwana zmiana ról w końcówce trzeciej odsłony sprawiła, że to nasze siatkarki raziły bezradnością. Szkoda bo można było rozpocząć turniej od efektownego zwycięstwa co zapewne pomogłoby w dalszej rywalizacji. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że w jutrzejszym starciu z Brazylią Polki powrócą jako zespół z pierwszych dwóch setów starcia z Amerykankami i utrzymają taką dyspozycję do końca meczu, a nie tylko trzeciego seta.

Polska - USA 2:3 (25:13, 25:18, 26:28, 19:25, 12:15)

Polska: Katarzyna Skowrońska-Dolata, Karolina Kosek, Agnieszka Bednarek-Kasza, Anna Barańska, Milena Sadurek, Katarzyna Gajgał, Mariola Zenik (libero), Katarzyna Skorupa, Berenika Okuniewska, Joanna Kaczor

USA: Alisha Glass, Heather Bown, Jordan Larson, Logan Tom, Foluke Akinradewo, Destinee Hooker, Stacy Sikora (libero), Megan Hodge, Mary Spicer, Cynthia Barboza, Ogonna Nnamani

Komentarze (0)