Anna Kossabucka: Mecz ze Świdnikiem był dla was trudny zaledwie w dwóch pierwszych setach, ale chyba ani przez moment nie straciliście kontroli nad jego przebiegiem?
Jarosław Macionczyk: Myślę, że to był mecz trudny jak każdy inny, ale na pewno dominowaliśmy na boisku. Nie było to jednakże porywające widowisko, choć najważniejsze dla nas jest zwycięstwo, które przybliża nas do upragnionego celu. Ja cieszę się osobiście z tego, że dziś po raz pierwszy od dłuższego czasu mogli pograć wszyscy zawodnicy, że każdy miał dziś szansę aby pokazać swoje umiejętności, a my - nominalni gracze z "szóstki", mogliśmy odpocząć. Myślę, że tak też będzie trzeba robić w przyszłości, żeby młodsi gracze mogli pograć, żeby pokazać im, że są dla drużyny potrzebni i żeby mogli przekonać się o swojej dobrej grze.
Wróciliście niedawno ze Szczyrku, gdzie przebywaliście na obozie szkoleniowym. Nad czym pracowaliście szczególnie i jaki był cel samego obozu?
- Przede wszystkim zależało nam na tym i dlatego też udaliśmy się do Szczyrku, by rozegrać jak najwięcej meczów sparingowych i to nam się udało. Były nawet dni, w których zagraliśmy po dwa spotkania. Jeśli chodzi o same treningi, to pracowaliśmy nad typowymi elementami gry a także nad zgraniem, budowaliśmy jeszcze lepszą atmosferę i mam nadzieję, że to teraz zacznie procentować w grze w lidze.
Zagraliście także sparing z Częstochową. Dotarły tylko wiadomości o tym, że przegraliście 4:0. Czy faktycznie wasz poziom tak znacznie różnił się od poziomu akademików?
- Na dzień dzisiejszy to w ogóle nie można porównywać naszej formy z dyspozycją zespołu z Częstochowy. To jest zupełnie inna bajka. Zespół AZS-u zajmował drugie miejsce w tabeli PlusLigi, więc nie można oczekiwać, że my nawiążemy równą walkę z takim klubem. Jesteśmy w dwóch zupełnie innych miejscach. Najlepszym dowodem jest to, że wystawiając na boisko skład rezerwowy są w stanie z nami wygrać.
Czyli różnica pomiędzy obiema klasami rozgrywkowymi jest ciągle ogromna, mimo tego, że trener Luks cały czas podkreśla, że poziom I ligi podniósł się znacząco?
- To jest jak najbardziej normalne. To są dwa zupełnie inne style gry, poziomy. Zespół z I ligi będzie słabszy od każdego, nawet najsłabszego zespołu PlusLigi. Ale cieszymy się, że mogliśmy rozegrać ten mecz z Częstochową, jesteśmy wdzięczni zespołowi, że umożliwił nam wspólne rozegranie spotkania, bo wydaje mi się, że nie każdy ma taką możliwość. Tak więc jeszcze raz chciałbym podziękować zespołowi spod Jasnej Góry.
Już ponad połowa sezonu zasadniczego za wami. Jesteście liderami tabeli - czy wszystko idzie po waszej myśli?
- Myślę, że to, czy jesteśmy liderem czy też nie, nie jest tak naprawdę najważniejsze. Co się na prawdę liczy to to, że zaczynamy grać coraz lepiej. Z każdym meczem się rozkręcamy, ale ja osobiście uważam, że powinniśmy prezentować się na boisku jeszcze lepiej i myślę, że tak też się stanie i będziemy grać jeszcze efektowniej.
Czyli szykujecie jeszcze lepszą dyspozycję na play-offy?
- Oczywiście. To był nasz cel przed sezonem, by zagrać dobrze w play-offach. Optymalna dyspozycja w tym momencie będzie kluczowa i tylko możemy pracować, by to osiągnąć. Jedyne co może nam przeszkodzić to kontuzje, tak więc mam nadzieję, że zdrowie nam dopisze i także z tej strony nie będziemy natrafiali na większe problemy - bo wiemy wszyscy z jakimi problemami borykaliśmy się na początku sezonu. Zgubiliśmy wtedy kilka punktów, musieliśmy odrabiać starty, ale teraz myślę, że kiedy zdrowie już dopisuje to wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Pan miał możliwość gry przeciwko Treflowi w barażach do PlusLigi jeszcze w barwach Jadaru. Jak zmieniła się od tego momentu charakterystyka gry Trefla?
- Cóż, ciężko zawsze porównuje się zespoły. Ja myślę, że tamta drużyna Trefla, zwłaszcza, że graliśmy tylko trzy mecze ze sobą. Tak jak mówię, myślę, że ostatni zespół z PlusLigi różni się wyraźnie poziomem od nawet najlepszego zespołu z I ligi i jest po prostu drużyną lepszą. A co do porównania tamtego Trefla z tym - wydaję mi się, że sobie to odpuszczę, gdyż nie chciałbym ani nikogo urazić, ani pochwalić, bo na pewno nie taka jest moja rola.
Po słabym początku sezonu w wykonaniu Trefla pojawiły się chwile zwątpienia w zespół, pomyśleliście sobie, że wymyka się wam cel z jakim rozpoczynaliście ten sezon?
- Oczywiście na ten słaby początek sezonu miały wpływ kontuzje, które trapiły zespół. Nie mogliśmy wyjść na boisko optymalnym składem, stąd też nasza słabsza gra. Zdarzały się i takie mecze, w których zmuszeni byliśmy grać 20-latkami i przez to przegrywaliśmy w Pile, z Bielskiem czy Gorzowem. I nie ujmując niczego tym zespołom, które są bardzo silnymi drużynami, z którymi musimy toczyć bardzo wyrównane boje, myślę jednak, że przez te kontuzje nie mogliśmy pokazać, na co nas tak na prawdę stać. Początek ligi nie wyszedł, ale myślę, że ten, kto patrzy obecnie w tabelę, chciałby mieć taki początek ligi, a i tak najważniejszy jest koniec. I my liczymy na pełny sukces.
No właśnie, teraz wydajecie się być bardzo rozpędzonym zespołem - wygrywacie z Radomiem, Avią, cały czas umacniacie się na czele tabeli. Starczy wam tej siły, paliwa napędowego do końca play-offów?
- Sądzę, że nie powinno być z tym najmniejszego problemu. Do zakończenia rundy zasadniczej jeszcze pozostało kilka meczy, dużo grania przed nami, dlatego nie jest to istotne czy będziemy liderami czy czwartym zespołem po fazie zasadniczej. To akurat jest dla nas bez różnicy. Przed nami jeszcze wiele ważnych spotkań i chcielibyśmy z naszą dobrą grą awansować do PlusLigi, bo taki jest postawiony przed nami cel i ciężko będziemy pracować, żeby tak się stało. A czy starczy nam na to sił? Myślę, że nie powinno być problemu.