Los sprawił, że Tauron MKS i ASPTT spotkały się w europejskich rozgrywkach po raz drugi w ciągu dwóch. W sezonie 2009/2010, który był zarazem pierwszym na europejskich parkietach MKS-u, obie drużyny zmierzyły się ze sobą w ramach Ligi Mistrzyń. Obecny sezon przyniósł konfrontację w Challenge Round. Pierwszy mecz w Miluzie zakończył się trzysetową wygraną polskiej drużyny bez większych problemów, natomiast w Dąbrowie Górniczej kibice mogli obserwować o wiele bardziej zaciętą walkę, w której do ostatniej piłki nie było wiadomo kto wygra. Obie drużyny stworzyły więc widowisko na wysokim poziomie, które jak przyznał trener MKS-u Waldemar Kawka da bardzo dużo jego drużynie i ASPTT. Mimo tylu pozytywów po porażce w tie-breaku przyjmująca francuskiej drużyny nie chciała przyjąć gratulacji.
- Nie wiem czy można gratulować, bo przegrałyśmy mecz. Pokazałyśmy zupełnie inną twarz niż podczas spotkania w Miluzie. Chciałyśmy pokazać nasz prawdziwy poziom, bo mecz u nas był beznadziejny w naszym wykonaniu. Cieszymy się bardzo z fakt, że nam się to udało, ale jednocześnie jesteśmy smutne, bo bardzo chciałyśmy zagrać złotego seta - przyznała Anna Rybaczewska, przyjmująca ASPTT.
Spotkanie w Dąbrowie Górniczej stało pod znakiem zagrywki, na jego całej przestrzeni sprawdzało się bowiem siatkarskie porzekadło - kto zagrywa, ten wygrywa. We francuskich szeregach serwis funkcjonował na najwyższym poziomie, zawodniczki ASPTT odrzuciły bowiem swoje rywalki od siatki, a te miały problemy z wyprowadzeniem skutecznego ataku.
- Miałyśmy właśnie takie założenia. Nasza trenerka powiedziała nam, że musimy ryzykować na zagrywce, bo gdy dąbrowianki nie będą miały przyjęcia, to będziemy mogły lepiej ustawić blok. Zrealizowałyśmy więc przedmeczową taktykę. Do wygranej nie zabrakło nam dużo, zaledwie dwóch punktów - podkreśliła ze smutkiem w głosie.
W ciągu tygodnia podopieczne Magali Magail przeszły diametralną metamorfozę, poziom ich gry we własnej hali wołał o pomstę do nieba, natomiast w Dąbrowie Górniczej zaprezentowały się ze swojej najlepszej stronie, co podkreślały zawodniczki i sztab trenerski. - Przeszłyśmy obok meczu, dlatego w Miluzie nasz poziom gry był beznadziejny. Nie wiem czy się bałyśmy czegoś, czy nie, ale bardzo wstydziłyśmy się z powodu takiej gry. Musiałyśmy zareagować, więc w Dąbrowie pokazałyśmy już naszą prawdziwą grę - powiedziała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Po ostatnim gwizdku sędziego nie brakowało opinii, że francuska drużyna przegrała awans do półfinału Pucharu CEV podczas meczu w Miluzie. Czy rzeczywiście sromotna porażka w trzech odsłonach zamknęła ASPTT drogę do dalszej rundy europejskich rozgrywek? - Teraz obowiązuje złoty set, nie liczą się wygrane i przegrane partie, więc i tak trzeba wygrać drugi mecz. Jeśli przegra się pierwsze spotkanie, a drugie wygra, to piętnaście punktów w tym złotym secie to jak wiatr powieje - podkreśliła Rybaczewska.
Teraz ASPTT pozostaje skupienie się na francuskiej PRO A i przede wszystkim obronie tytułu wicemistrzyń. Jednak w lidze liczą się tylko dwa zespoły, właśnie ASPTT i RC Cannes, który w swoim składzie ma jednak zdecydowanie lepsze zawodniczki. - Faktem jest, że jest bardzo trudno rywalizować z RC Cannes. Będziemy walczyć, by obronić wicemistrzostwo Francji, a z rywalkami z Cannes będziemy próbować pokazać się z jak najlepszej strony i wygrać - powiedziała Anna Rybaczewska.