W klubie potrzebna jest rewolucja - rozmowa z Enrique de la Fuente, przyjmującym Lotosu Trefla Gdańsk, cz. 2

Hiszpański przyjmujący dotrzymał słowa i pomógł Lotosowi Trefl Gdańsk awansować do PlusLigi. Jakie teraz plany ma hiszpański przyjmujący? I jakie szanse widzi dla gdańskiego zespołu w kolejnym sezonie?

Anna Kossabucka: Wygrałeś wiele w swojej karierze. Więc co oznacza dla ciebie ten awans z Treflem?

- Dla mnie personalnie, oprócz satysfakcji, znaczy to, że spełniłem obietnicę, którą złożyłem w sierpniu. W grudniu miałem obawy, że nie uda mi się tego uczynić. Działy się sprawy skomplikowane, było wiele zawirowań. Ale w ostateczności zakończyłem sezon z tarczą i to dla mnie osobiście bardzo ważne.

To jakie są twoje plany na przyszłość? Co zamierzasz teraz zrobić?

- Nie mam na ten temat pojęcia. Nikt ze mną nie rozmawiał do tej pory. I szczerze, gdyby mnie teraz mieli o to zapytać, nie byłbym w stanie nic odpowiedzieć. Bo nie wiem nic. Też wiele zależy od mojej żony, jaka będzie jej decyzja. Ale przede wszystkim to klub musi przyjść i porozmawiać ze mną. Bo komunikacja to podstawa dobrych relacji. Nie wiem jaki jest projekt klubu, kto będzie trenerem, nie wiem nic i nie mogę podjąć decyzji bez takiej fundamentalnej wiedzy. Wszystko wygląda dość komicznie. Mam nadzieję, że ktoś ze mną porozmawia i także podziękuje za ten sezon, bo takich rzeczy też nie usłyszałem. Pewnie inni zawodnicy też nie.

Ale świętowaliście na pewno awans?

- Trzeba przyznać, że nie odbyło się to tak, jakbym sobie to wyobrażał. Nie było niczego zorganizowanego następnego dnia dla dziennikarzy, rodzin, które wspierały zawodników w trudnych chwilach, kibiców wraz z obecnością sponsora, tak jak to ma zazwyczaj miejsce. To mi się nie podobało, bo ten awans został potraktowany w bardzo dziwny sposób.

Masz otrzymać niedługo paszport polski – jakie były motywy złożenia papierów do kancelarii prezydenta?

- Teoretycznie tak powinno się stać. Dopełniłem wszystkich formalności i już powinna przyjść odpowiedź od prezydenta, ale wciąż czekam. I będę miał podwójne obywatelstwo jak moja żona.

Ale dlaczego taka decyzja?

- To nie była do końca decyzja moja. Klub poprosił mnie o to, by mógł grać Tom Edgar, jako że nie mogło być trzech obcokrajowców na boisku. Dla mnie to nie ma wielkiego znaczenia osobistego – to było wszystko po to, by pomóc klubowi. Jeśli mogłem się przyczynić w ten sposób do awansu, to tak zrobiłem. To dla mnie istotne pod względem przyszłości – dzieci będą mogły zadecydować jakie obywatelstwo będą chciały przyjąć. A poza tym mógłbym grać jako Polak – to wielka szansa i pomoc, bo nie zajmowałbym miejsca jako obcokrajowiec. Jasne, że nie poczuję się nigdy Polakiem, poznaję dopiero ten kraj, ale to Hiszpania zawsze będzie w moim sercu i nic tego nie zmieni. Tutaj bardzo mi się podoba, żyje się przyjemnie, poznaję coraz to nowe rzeczy, znamy się z Kingą już tyle lat, że też poznałem trochę waszej kultury.

Chodziły też słuchy, że mógłbyś zostać tutaj jako dyrektor sportowy Atomu?

- Nie, ja nic o tym nie wiem. To był tylko żart.

A może jest możliwa twoja gra w Treflu przy jednoczesnym byciu drugim trenerem, co nieraz ma miejsce?

- Czemu nie? Bardzo lubię zajmować się trenowaniem. Spędzam dużo czasu na treningach dziewczyn, rozmawiam z trenerami, to wszystko mi się bardzo podoba. Ale niestety ze mną nikt nie rozmawiał ani o trenowaniu, ani o graniu, więc to brzmi bardzo fajnie w teorii. Tak więc generalnie jestem do dyspozycji, niech rozmawiają ze mną.

A czy podczas sezonu utrzymywałeś kontakt z Miguelem Falascą czy Guillermo Hernanem, który będzie grał w Olsztynie?

- Nie, niestety nie było zbyt wiele czasu, by utrzymywać stały kontakt. Kilka razy rozmawialiśmy, ale zbyt dużo meczów rozgrywaliśmy, by móc regularnie rozmawiać. A z Guillermo rozmawiałem niedawno, mówiłem mu o Polsce. W końcu zdecydował się na grę poza Hiszpanią, przyszedł tutaj i trzeba przyznać, że się cieszę z tego powodu. Na pewno poradzi sobie doskonale w Pluslidze.

Jakie zmiany powinien uczynić klub, by utrzymać się w lidze przez więcej niż tylko jeden sezon?

- Przede wszystkim stworzyć organizację na wzór firmy, poważnego przedsiębiorstwa. Aby utrzymać się wśród konkurentów, musisz mieć sprawnych dyrektorów, którzy wybiorą trenera. Ten wybrany szkoleniowiec musi sam dobrać sobie cały sztab, z którym chce pracować, i następnie skompletować skład zawodniczy. Oczywiście muszą zapełnić się miejsca na pozycjach dyrektora sportowego, fizjoterapeutów. To klub musi rozmawiać i wybierać trenera i tego brakuje. Mało osób pracuje w klubie, bez jasnych zasad. To wszystko należy uporządkować, by mówić o sprawnie działającym klubie. Ale przede wszystkim chodzi o wybór trenera, bo to w ostateczności on będzie odpowiedzialny za wynik i za zawodników.

Ale należy postępować zgodnie z zasadą ewolucji czy jednak rewolucji?

- Należałoby zrewolucjonizować skład i cały klub. Jeśli miałoby to wyglądać tak, jak obecnie – nie wygraliby w PlusLidze żadnego meczu. Należy oprzeć się o doświadczonych zawodników, którzy mają za sobą wiele występów w lidze. No i organizacja. Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale jest jeszcze sporo do poprawy.

Komentarze (0)