Tydzień temu Hiszpania dwukrotnie przegrała z USA w Madrycie i definitywnie zamknęła sobie drogę na szczyt grupowej tabeli. Przy sprzyjającym, acz mało realnym układzie okoliczności (czyli dwóch przegranych Bułgarii z Finlandią) mistrzowie Europy wciąż mieliby szanse na zajęcie drugiej pozycji i być może uzyskanie "dzikiej karty" na Final Six w Rio. Wydaje się jednak, że nawet sami zainteresowani zwątpili już w szczęśliwy bieg zdarzeń, a przede wszystkim, we własne siły i możliwości, bo do Stanów Zjednoczonych polecieli bez swojego "mózgu" i lidera, Miguela Angela Falasci, a także bez Israela Rodrigueza i Enrique De la Fuente. Być może trener Marcelo Mendez, zabierając w ich miejsce dwóch debiutantów w LŚ, Guillermo Hernana i Alberto Salasa, postawił na "działanie przez zaskoczenie" i w ten sposób szuka ostatniej deski ratunku, tak dla swoich podopiecznych, jak i dla siebie.
Trudno się jednak spodziewać, by Amerykanie, którzy w ostatnich meczach przed własną publicznością wystąpią w żelaznym zestawieniu, mieli jakiekolwiek problemy z pokonaniem "drugiego garnituru" mistrzów Starego Kontynentu. Trener Hugh McCutcheon, dość kurtuazyjnie podkreśla wprawdzie, że Hiszpania to wymagający rywal, grający bardzo szybką, ofensywną siatkówkę i spotkania z nimi zawsze są niezwykle ciężkie, ale zaraz potem dodaje, że już w najbliższą sobotę zamierza przypieczętować zwycięstwo w grupie oraz wyjazd na turniej finałowy do Rio de Janeiro. Amerykanie wygrali dotychczas siedem spotkań, przegrywając tylko jedno, z Bułgarią. Hiszpanie z kolei zwyciężali trzy razy, a pięciokrotnie schodzili z boiska pokonani.
W drugiej parze grupy C Bułgaria zagra w Warnie z Finlandią. W ubiegłym tygodniu Bułgarzy najpierw gładko wygrali z Finami 3:0, a potem, po bardzo dobrym spotkaniu przegrali 2:3. Finowie odnieśli pierwsze zwycięstwo w 19. edycji LŚ, co z pewnością korzystnie wpłynęło na ich morale i poczucie własnej wartości. Niemniej jednak wciąż zajmują ostatnią pozycję w tabeli i jak przyznaje ich szkoleniowiec Mauro Berruto, udział w tegorocznych rozgrywkach jest traktowany wyłącznie jako "przetarcie szlaków" przez najmłodsze pokolenie fińskich graczy. Podobne założenie realizuje również trener Bułgarii, Martin Stojew, który dotychczas korzystał głównie z usług drugiego składu swojej drużyny. Na rewanżowe spotkania z Finlandią Stojew powołał już jednak podstawowych graczy - Nikołowa, Kazijskiego, Konstantinowa i Iwanowa. - To że są w składzie, nie znaczy jednak, że wyjdą na boisko - zdradza szkoleniowiec z Bałkanów. - Wszystko zależy od przebiegu gry. Chcemy bowiem wygrać grupę C, pojechać do Rio i podtrzymać dobre imię bułgarskiej siatkówki, na które pracowaliśmy w ciągu ostatnich kilku lat.
Aby tak się stało Bułgarzy muszą wygrać obydwa spotkania z Finlandią, a później pokonać Stany Zjednoczone, które w ostatnim tygodniu rozgrywek fazy grupowej przyjadą do Warny. Stojew przyznaje jednak, że będzie to bardzo trudne zadanie, gdyż Amerykanie są obecnie w wysokiej dyspozycji. - Musimy wygrać jak najwięcej meczów, żeby przynajmniej mieć świadomość, iż zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić – dodaje Martin Stojew. Na wszelki wypadek jednak bułgarski selekcjoner przygotował już plan "B". Gdyby jego podopiecznym nie udało się zakwalifikować do brazylijskiego Final Six, w zamian rozegrają dwa spotkania sparingowe z Niemcami, 26 i 27 lipca. - To jest jednak tylko wyjście awaryjne. Mam nadzieję, że uda się zająć przynajmniej drugie miejsce w grupie C i być może, uzyskać awans do Rio za pomocą "dzikiej karty" - przyznaje.
*Wypowiedzi M. Stojewa za fivb.com