Michał Kamiński - z Lazurowego Wybrzeża do Częstochowy

Michał Kamiński, to kolejny nowy nabytek Tytanu AZS Częstochowa. 24-letni atakujący znany jest kibicom przede wszystkim z gry w Jastrzębskim Węglu, którego barwy reprezentował przed trzema i czterema laty. Potem jego kariera nabrała tempa i Kamiński ostatnie dwa sezony spędził z powodzeniem w drugiej lidze francuskiej, gdzie rozwinął skrzydła i był wiodącą postacią w rozgrywkach ligowych.

Z ziemi polskiej do Francji

W Jastrzębiu jeszcze pod wodzą Ryszarda Boska 24-letni obecnie atakujący nie miał jednak zbyt wielu okazji do zaprezentowania swoich możliwości, będąc w cieniu Roberta Prygla. Wówczas postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji i do spółki z Jakubem Łomaczem przeniósł się do francuskiej PRO B, gdzie związał się z ekipą z Martigues. Z racji małego rozgłosu rozgrywek słuch o Kamińskim w naszym kraju praktycznie zaginął. - W momencie, gdy wyjechałem do Francji, to poza krótkimi reportażami na stronach siatkarskich, to ciężko było cokolwiek znaleźć na mój temat. Mecze nie były transmitowane przez telewizję, więc nie można było zobaczyć mnie w akcji - opowiada.

Brak telewizyjnych kamer i medialnego zgiełku wyszedł jednak z korzyścią dla 24-latka. Kamiński już w pierwszym sezonie w barwach Martigues zabłysnął swoją grą i okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem w całej lidze. Kolejny sezon spędzony już w ekipie z Ales był równie udany. - Na początku grałem w Martigues razem z Jakubem Łomaczem. Byłem bardzo zadowolony z rozgrywek. Co chwilę słyszę pytania, jaki był tam poziom. Mogę zaprzeczyć wielu opiniom osób, które twierdzą, że poziom tamtej ligi jest słaby. Nie chcę też mówić, że jest wyższy od tego, co mamy w Polsce. Jestem na prawdę bardzo zadowolony z okresu spędzonego w Martigues. Po roku podpisałem natomiast kontrakt z drużyną z Ales. To troszeczkę bardziej na północ Francji, ale też niedaleko. Można powiedzieć, że prawie na Lazurowym Wybrzeżu. Również nie mogę narzekać na ten klub. W pierwszym sezonie gry okazałem się najlepszym punktującym w lidze, w drugim uplasowałem się na drugim miejscu w tym rankingu. Uważam zatem, że godnie reprezentowałem nasz kraj we Francji i ciesze się, że spotkało mnie takie szczęście. Trafiłem na prawdę w dobre ręce. Na swej drodze spotkałem dobrych trenerów. W Ales był nim Luque Marquette. Ten zawodnik długie lata występował we francuskiej reprezentacji i dobrze nam się współpracowało. Zawsze udzielał cennych rad. Jestem bardzo zadowolony z tego wyjazdu do Francji - nie ukrywa prężnie zbudowany siatkarz.

Okazuje się, że gra we francuskiej PRO B, to spore wyzwanie pod względem kondycyjnym. O ligowe punkty walczy bowiem czternaście zespołów. Dla porównania, to o cztery więcej niż w naszej PlusLidze. - W drugiej lidze jest czternaście zespołów. Bynajmniej było jeszcze rok temu, może teraz będzie ich jeszcze więcej. Powiem szczerze, że byłem strasznie wyeksploatowany po takim sezonie zarówno jednym, jak i drugim. W Ales nie miałem zmiennika na swojej pozycji i musiałem grać cały sezon, a gra w głównej mierze opierała się właśnie na mnie. Nie ukrywam, że odczuwałem zmęczenie - mówi Kamiński.

24-latek, jak ognia stronił od oceniania poziomu tamtejszych rozgrywek. Trudną sztuką jest jego zdaniem porównanie poziomu PRO B z naszą ligą. - Myślę, że czołowe drużyny w drugiej lidze francuskiej grały na prawdę na dobrym poziomie - podkreśla. - Ciężko jest mi porównywać, bo dwa sezony nie było mnie w polskiej lidze. Mogę na prawdę szczerze powiedzieć, że pierwsze cztery, czy pięć zespołów prezentowało dobry poziom i można było w nich fajnie pograć.

Wyjazd na siatkarską obczyznę wyszedł młodemu atakującego z pożytkiem, nie tylko pod względem siatkarskim. - Traktowano mnie tam bardzo dobrze. Byłem otoczony opieką lekarzy, mieliśmy także masażystów. Miałem również domek z basenem. Ogólnie na lazurowym wybrzeżu śniegu nie widziałem (śmiech). Cały czas pogoda dopisywała i było cieplutko - wspomina. Lazurowe wybrzeże, słupek rtęci nie schodzący poniżej pewnej temperatury, luksusowe mieszkanie, a do tego ugruntowana pozycja w zespole - czego chcieć więcej młodemu zawodnikowi? Nie ulega wątpliwości, że Kamiński we Francji zrobił furorę. Nie dziwi zatem, że na brak ofert nie mógł narzekać. Mimo możliwości pozostania w Ales siatkarz wrócił jednak do ojczyzny. - Była okazja na pozostanie we Francji. Miałem w Ales podpisany kontrakt na zasadzie 1+1, ale chciałem koniecznie wrócić do kraju, a że nadarzyła się ku temu okazja, to nawet chwili się nie zastanawiałem - dodaje stanowczo.

Powrót z wielkimi nadziejami

Niezwykle udane dwa sezony we Francji sprawiły, że atakujący znalazł się w kręgu zainteresowań także Farta Kielce i warszawskiej Politechniki. Wybrał jednak ofertę klubu z Częstochowy. Co przeważyło szalę na korzyść Akademików? - To, że mam blisko do domu (śmiech) – bez chwili zawahania mówi zawodnik. - Mieszkam pod czeską granicą i z Częstochowy mam do domu 150 km. Kielce w sumie też są blisko położone, ale przeważył fakt, że mam tu dużą ilość znajomych. Poza tym, dyrektor sportowy Ryszard Bosek jest mi bardzo dobrze znany, bo w pierwszym roku w Jastrzębskim Węglu prowadził mnie, jako trener. Zaufanie z wcześniejszych czasów pozostało.

Mając na względzie to, jak rozwinęła się kariera Bartosza Janeczka wielu nie daje Kamińskiemu cienia szans na przebicie się do podstawowego składu ekipy Marka Kardosa. 24-latek nie składa jednak broni, a doświadczenie i szlify zebrane z gry zagranicą mogą okazać się bardzo cenne. - Sport polega na rywalizacji i ja zrobię wszystko, by grać jak najwięcej. Myślę, że myślenie już na początku, że przychodzi się, jako zmiennik jest nie na miejscu - podkreśla. Przydatność do zespołu Kamiński będzie musiał udowodnić już w meczach kontrolnych. Póki co w poniedziałek częstochowianie spotkali się na pierwszym treningu. Taryfy ulgowej jednak nie było i już od początku przygotowań Marek Kardos zafundował swoim podopiecznym solidną dawkę zajęć. - We Francji przygotowania wyglądają nieco inaczej. Więcej jest wyjść poza halę - biegania, sprintów po schodach. Mniejszą wagę przykłada się natomiast do treningów na siłowni. Natomiast ja preferuję taki cykl, jaki mamy w Polsce. Więcej siłowni i przygotowań typowo fizycznych - mówi Kamiński. Jego postura zresztą o tym świadczy. - Różnice tkwią właśnie w podejściu do przygotowań na siłowni. Reszta pozostaje taka sama - wspomina, jednocześnie zakładając sobie bandaż na kolano. - Przygotowania nie mogą być lekkie. Człowiek zawsze musi dostać na początku ostro w kość, aby to później zaowocowało. Cieszę się, bo czuję już w nogach, że wykonujemy kawał solidnej pracy.

Mimo 24-lat Kamiński będzie paradoksalnie jednym ze starszych i bardziej doświadczonych zawodników w budowanej wciąż częstochowskiej drużynie. Działacze postawili bowiem na młodzież, która powinna być melodią przyszłości. - Będzie dużo młodych zawodników w zespole, ale pocieszające jest to, że są tacy zawodnicy, jak Dawid Murek i Krzysztof Gierczyński, którzy będą nad nami czuwać i będą nami kierować w odpowiedni sposób - podkreśla.

Oczekiwania względem częstochowskiego zespołu są, jak co roku bardzo wysokie, a nikt nie wyobraża sobie, aby Akademików zabrakło w europejskich pucharach w kolejnych sezonach. Częstochowianie śrubują pokaźny rekord i już od ponad dwudziestu lat regularnie reprezentują nasz kraj na arenie międzynarodowej. - Nie lubię obiecywać i rzucać jakiś deklarację. Mogę jedynie zapewnić, że zrobimy wszystko, aby znaleźć się chociażby w czołowej "piątce". Jestem pełen nadziei podobnie, jak pozostali zawodnicy. Po to tu jesteśmy, żeby walczyć. Nie możemy z góry zakładać, że będziemy walczyć o utrzymanie. To byłby największy błąd - kończy Michał Kamiński.

Źródło artykułu: