Olsztyn to mój sportowy dom - rozmowa z Łukaszem Kadziewiczem, środkowym Indykpolu AZS-u Olsztyn

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Były reprezentant Polski, Łukasz Kadziewicz, wrócił do kraju po dwóch sezonach przerwy. Od ostatniej przygody z krajowymi rozgrywkami zdążył ponownie spróbować swoich sił w jednej z najsilniejszych lig na świecie - rosyjskiej Superlidze. W rozmowie z naszym portalem opowiada między innymi o tym, dlaczego warto grać w Polsce, a także o atmosferze panującej w jego nowym-starym klubie.

Maciej Szeniawski: Wrócił pan do rodzimej ligi po 2-letnim pobycie za granicą. Jakie to uczucie?

Łukasz Kadziewicz: Całkiem normalne. Jestem związany z Polską, tu mieszka moje dziecko. Po zakończeniu przygody z siatkówką planuje zostać w ojczystym kraju. Z zawodem sportowca wiąże się z tym, że czasami trzeba spędzić trochę czasu za granicą. Ja również tego doświadczyłem.

Było panu ciężko na wschodzie?

- Nie. Dawałem sobie radę.

Czy są może jakieś aspekty, w których przeważamy nad Rosjanami?

- Tak, u nas jest cieplej.

A jeśli chodzi o względy czysto siatkarskie, na przykład poziom rozgrywek?

- Trzeba powiedzieć, że poziom naszej ligi jest bardzo wysoki. Jest u nas 4-5 drużyn, które naprawdę mogą namieszać, nie tylko w Europie. Fajna liga, fajne miejsce, piękne hale, głośno dopingujący kibice. Warto u nas grać.

Jest pan zawodnikiem, który stosunkowo często zmienia barwy klubowe. Pobyt w Olsztynie jest dla pana kolejnym etapem przejściowym, czy też chciałby pan zakotwiczyć na Mazurach nieco dłużej?

- Olsztyn to mój sportowy dom. Zarówno w złych, jak i dobrych momentach mam tutaj możliwość trenowania. Jest to miejsce, w którym zmieniają się włodarze, trenerzy, jednak ja zawsze mogę skorzystać z obiektów AZS-u, wejść na halę, pograć. Jest to dla mnie bardzo ważne.

A co pan powie o swojej katarskiej przygodzie? Dlaczego trwała ona tak krótko?

- Bo kontrakt był tylko miesięczny. Klubowe mistrzostwa świata się skończyły, więc wróciłem do kraju.

Indykpol AZS Olsztyn to drugi klub w pana karierze, w którym ma pan okazję pracować z trenerem Tomaso Totolo. Jak pan ocenia tego szkoleniowca?

- Tomaso jest świetnym fachowcem, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Czasami na boisku wygląda to lepiej, czasami gorzej, wyniki bywają różne, jednak do włoskiego trenera jako do człowieka nie mam żadnych zastrzeżeń. Do jego warsztatu także.

Drużyna AZS-u to mieszanka młodości z doświadczeniem. Jaka atmosfera panuje w zespole? Nie ma podziału młodsi - starsi?

- Nic takiego nie ma miejsca. To prawda, są u nas młodzi zawodnicy, lecz i oni potrafią żartować, śmiać się z pewnych rzeczy. Staram się od nich nie odstawać. Mówi się, że atmosferę budują wyniki, w naszym przypadku są one dość przeciętne. Nie mamy jednak problemów z klimatem wewnątrz zespołu. Mimo to zdajemy sobie sprawę, że musimy starać się jak najbardziej, żeby osiągać dobre rezultaty. Wtedy ten "feeling" w drużynie będzie jeszcze lepszy.

Ciężko jest wygrać rywalizację na środku siatki z młodymi - Piotrem Hainem i Dawidem Gunią?

- Oczywiście, że ciężko. Prezentują oni bardzo wysoki poziom sportowy. Są świetnymi zawodnikami, przyszłością polskiej siatkówki.

Jak pan skomentuje postawę swojego zespołu w spotkaniu z Treflem?

- Zagraliśmy beznadziejnie. Wydaje mi się, że byliśmy dobrze przygotowani do tego meczu, jednak zawiedliśmy. Musimy przemyśleć naszą grę.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)