Grupowymi rywalami Polaków w fazie interkontynentalnej były znacznie słabsze od biało-czerwonych reprezentacje Chin, Japonii i Egiptu. Z jednej strony było to korzystne, ponieważ nasza reprezentacja stosunkowo łatwo awansowała do Final Six, ale mogło to mieć również swoje minusy, i to nie tylko w postaci mało ciekawych dla kibiców pojedynków.
- Egipt, Chiny i Japonia to nie byli wymagający przeciwnicy. Grając z nimi, nie zbuduje się wielkiej formy. Serbia wywalczyła awans po ciężkiej walce. Amerykanie musieli stoczyć twarde boje z mocnymi zespołami - wyjaśnia Igor Prielożny, który na turnieju olimpijskim przed czterema laty w Atenach był asystentem Stanisława Gościniaka. Jak dodaje Prielożny, Egipcjanie i Chińczycy nie sprawdzili swoją zagrywką naszego przyjęcia, a wobec ich słabej gry w tym elemencie, my również nie mieliśmy okazji do sprawdzenia swojego serwisu.
Igor Prielożny przypomina drugi mecz z Japonią w Tokio, przegrany przez Polaków 2:3. W tie-breaku wynik na korzyść gospodarzy rozstrzygnął swoją zagrywką jeden japoński zawodnik. - Ten fragment spotkania można było potraktować jako pewnego rodzaju ostrzeżenie. Zagrywki Amerykanów czy Serbów są znacznie silniejsze - mówi. Jak podkreśla szkoleniowiec, w Rio de Janeiro wymagania były zupełnie inne. - Mecz z USA nie był tak zły w wykonaniu polskiego zespołu jak widzą niektórzy. Gdybyśmy pokonali USA, to bylibyśmy w czwórce i mielibyśmy przed sobą dwa mecze z trudnymi rywalami. Byłaby znakomita okazja do zgrywania zespołu - kończy Prielożny.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)