Piotr Dobrowolski: Bartosz Kurek i Jakub Jarosz - kontynuatorzy rodzinnych tradycji siatkarskich

Mijający rok był bardzo udany dla siatkarskiej reprezentacji Polski. O jej sile stanowili młodzi zawodnicy. Czołowymi postaciami byli zwłaszcza Bartosz Kurek i Jakub Jarosz, na których Andrea Anastasi mógł liczyć w każdej chwili. Nie ma się jednak czemu dziwić, gdy w rodzinie ma się tak bogate tradycje siatkarskie...

Postaci Bartosza Kurka i Jakuba Jarosza fanom siatkówki absolutnie przedstawiać nie trzeba. Ci młodzi, aczkolwiek już doświadczeni i utytułowani, wciąż rozwijający się zawodnicy, w mijającym roku stanowili o sile reprezentacji Polski, która zdobyła trzy medale wielkich imprez.

O ile wiadomo było, że Kurek ma praktycznie pewne miejsce w wyjściowej "szóstce" biało-czerwonych, o tyle Jaroszowi niejako dopisało szczęście. Wszystko za sprawą kontuzji Zbigniewa Bartmana, której przymierzany na pozycję atakującego siatkarz nabawił się na początku finałowego turnieju Ligi Światowej. Wtedy Andrea Anastasi znalazł się w sytuacji bez wyjścia i musiał postawić na rezerwowego. Jak się później okazało, ten wywiązał się ze swoich obowiązków znakomicie.

Wykorzystana szansa zaprocentowała pełnym zaufaniem ze strony selekcjonera na Mistrzostwach Europy i Pucharze Świata. W turnieju o prymat na Starym Kontynencie rudowłosy zawodnik grał znakomicie, pokazując się z jak najlepszej strony w najważniejszym meczu imprezy, przeciwko Rosji, o brązowy medal. W morderczym, japońskim "maratonie" pojawiał się na boisku rzadziej niż jego konkurent, lecz w kluczowych momentach nie zawodził i rozgrywający mogli posyłać mu piłki z dużą pewnością.

Jakub Jarosz gra na wysokim poziomie już od dłuższego czasu. Poprzedni, bardzo udany sezon klubowy, zakończony dwoma drugimi miejscami z kędzierzyńską ZAKSĄ - w walce o mistrzostwo Polski i puchar CEV - zaowocował transferem do włoskiej Andreoli Latina.

Ciekawe jest to, że obaj zawodnicy na początku swojej przygody z siatkówką grali na innych pozycjach, a dopiero po pewnym czasie zostali przemianowani. Reprezentując jeszcze cztery-pięć lat temu barwy klubu z Kędzierzyna-Koźla, co prawda większość czasu spędzali w kwadracie dla rezerwowych, ale jeśli już pojawili się na parkiecie, to Bartosz Kurek - po przekątnej z rozgrywającym, zaś Jarosz - na przyjęciu.

Obecnie jeden z liderów reprezentacji, zawodnik Skry Bełchatów, jest wielokrotnym złotym medalistą ekstraklasy. Choć ma dopiero 23 lata, na krajowym podwórku osiągnął już wszystko. Srebrne medale Klubowych Mistrzostw Świata, do tego brąz Ligi Mistrzów - osiągnięcia na międzynarodowej arenie też ma spore.

O roli Kurka w kadrze mówić nie trzeba, chyba nawet nie powinno się poruszać tego tematu. W bardzo młodym wieku został dostrzeżony przez selekcjonerów i teraz nikt nie wyobraża sobie wyjściowej "szóstki" biało-czerwonych bez tego gracza. Oby tylko omijały go kontuzje, bo ilość rozegranych meczów w wykonaniu zarówno jego, jak i Jarosza, jest naprawdę duża w przekroju całych rozgrywek.

Kariery obu niezwykle uzdolnionych siatkarzy z pewnością nie rozwinęłyby się w tak zawrotnym tempie, gdyby nie ich najbliżsi, również zajmujący się zawodowo tym sportem. Mieli z kogo brać przykład - Adam Kurek był bardzo dobrym zawodnikiem ligowym, medalistą Mistrzostw Polski, reprezentantem kraju, zaś Maciej Jarosz to trzykrotny wicemistrz Europy, olimpijczyk z Moskwy.

Wpływu ojców na wybranie siatkarskiej drogi przez ich synów nikt podważyć nie może. Wszak Adam Kurek, gdy kończył swoją karierę w barwach Stali Nysa, przez jeden sezon (2004/2005-przyp.red.), grał wspólnie ze swoim synem na zapleczu ekstraklasy. To "przekazanie pałeczki" było poniekąd symboliczne, gdyż kilka lat później "uczeń przerósł mistrza".

Maciej Jarosz z Jakubem na boisku razem nie grali, aczkolwiek syn już niedługo powinien dorównać sukcesom ojca. Ciężko prorokować, ale jeśli zawodnik Andreoli Latina utrzyma obecną formę, ma duże szanse na to, aby znaleźć się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie. Jego tata w Moskwie w 1980 roku wywalczył na tej imprezie czwarte miejsce.

Co by nie mówić, dobrze, że synowie podążyli śladami ojców. Na siatkówkę byli niejako skazani, ale na pewno nikt do uprawiania tej dyscypliny ich nie przymuszał. A nie należy zapominać o tym, iż Maciej Jarosz ma jeszcze jednego potomka, Marcina, również siatkarza. Tradycje w obu rodzinach zostały więc podtrzymane. Oby z takim samym jak teraz, a nawet ciut lepszym, skutkiem dla polskiej siatkówki.

Komentarze (0)