Znowu tie-break - relacja z meczu AZS Politechnika Warszawska - Fart Kielce

W piątek rozpoczęła się trzynasta kolejka PlusLigi. W pierwszym spotkaniu AZS Politechnika Warszawska podjęła Farta Kielce. I wygrała, chociaż kosztowało to graczy Radosława Panasa wiele sił.

Piotr Stosio
Piotr Stosio

W środę Inżynierowie mierzyli się w Krasnodarze z miejscowym Dynamem w ramach Pucharu Challenge, a już w piątek przyszło im walczyć z kieleckim Fartem (w pierwszym spotkaniu w Kielcach Politechnika wygrała w tie-breaku). Dla gości był to ważny mecz. Wszakże Farciarze przegrali pięć poprzednich spotkań, a trener Grzegorz Wagner miał się podobno znaleźć na dywaniku u prezesa Mirosława Szczukiewicza. Kto natomiast martwił się o kondycję fizyczną stołecznej drużyny, szybko musiał porzucić swe troski. Miejscowi od początku rzucili się na rywali, zwłaszcza z pola zagrywki posyłając niezwykle celne i mocne piłki. Po serwisach Macieja Zajdera, który wygryzł z pierwszej szóstki Estończyka Ardo Kreeka oraz Pawła Mikołajczaka, Inżynierowie wyszli na kilkupunktowe prowadzenie.

W polu serwisowym ryzykowali niemal wszyscy, stawiając na typowo męską, fizyczną siatkówkę. Głośni byli za to kibice rywali, co chwilę wspierając dopingiem swoich idoli. Fani Politechniki - przeciwnie, siedzieli cicho. Może dlatego, że klub przygotował im niespodziankę. Po podpisaniu umowy sponsorskiej ze znaną siecią pizzerii Dominos, przedstawiciele Politechniki mieli rozdać fanom kilkanaście sztuk gorącej pizzy. Na boisku tymczasem z minuty spotkanie się wyrównywało, a przewaga gospodarzy malała. I gdy wydawało się, że pierwszy set padnie łupem Farciarzy, kilka trudnych i niezwykle ważnych ataków wykorzystał Wojciech Żaliński. I to właśnie popularny Cisolla wykorzystał ostatnią piłkę.

Druga partia wyrównana była tylko w pierwszej fazie. Z czasem siatkarze Politechniki odskoczyli na kilka punktów. Dobrze w ich barwach prezentowali się niemal wszyscy zawodnicy. Silną zagrywką odrzucili rywali od siatki, a dzieła zniszczenia dopełniali atakami Żaliński z Mikołajczakiem, który może nie zawsze atakował skutecznie, za to wiele punktów dołożył zagrywką. Farciarze grali jakby bez wiary w sukces. Po jednym z łatwo zepsutych ataków Szwed Marcus Nilsson mógł tylko skryć twarz w dłoniach. Wprowadzenie na plac gry przez Wagnera Macieja Pawlińskiego i  Michała Kozłowskiego (zamiast zawodzącego nie pierwszy już raz Pierra Pujola) niewiele pomogło, a siedmiopunktowa przewaga w czasie drugiej przerwy technicznej mówiła sama za siebie. Po kilku chwilach Farciarze zredukowali stratę do trzech oczek, ale do wygrania seta to nie wystarczyło.

Trzecia partia nie przeszła do historii. Gospodarze wypracowali sobie dużą, pięciopunktową przewagę, ale jak szybko to uczynili, to jeszcze szybciej ją roztrwonili. Mimo że tablica pokazywała wyniki 7:2, to po kilku minutach było już 9:11, a przewaga gości nadal rosła. Mylił się skuteczny wcześniej Żaliński, podobnie jak wprowadzony za Mikołajczaka Grzegorz Szymański. Pozostali na placu gry zmiennicy Farta (Jungiewicz, Kozłowski) pokazali, że mimo mniej znanych nazwisk nie są gorsi. Podopieczni Wagnera wygrali więc nie tylko trzeciego, ale i czwartego seta, w którym na parkiecie szalał Francuz Xavier Kapfer, nawiązując do świetnych spotkań, jakie rozgrywał w poprzednim sezonie. O wyniku piątkowego starcia rozstrzygnąć miał więc tie-break.

A w tym górą byli gospodarze, mimo że wydawało się, że wygra Fart. Co ciekawe, w ostatnich dwóch setach sędziowie aż 4 razy mylili się na niekorzyść gości. O zdobyciu przez nich punktów decydowali arbitrzy po obejrzeniu powtórek.

AZS Politechnika Warszawska - Fart Kielce 3:2 (25:23, 25:20, 19:25, 22:25, 15:12)


AZS:
Steuerwald, Mikołajczak, Żaliński, Wierzbowski, Zajder, Nowak, Wojtaszek (libero) oraz Gałązka, Szymański, Krzywiecki, Kreek

Fart:
Pujol, Nilsson, Buszek, Kapfer Zniszczoł, Kokociński, Żurek (libero) oraz Pawliński, Kozłowski, Jungiewicz

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×