Po przegranym pierwszym secie spotkania rewanżowego z Dynamem Krasnodar, siatkarze Politechniki Warszawskiej przebudzili się i nabrali wiatru w żagle. Niepowstrzymany w pierwszym meczu Roman Jakowlew często nadziewał się na blok Inżynierów, a wówczas goście nie mieli zbyt wiele do powiedzenia na parkiecie. - W jakimś wywiadzie zachęcałem, żeby ludzie przyszli na Torwar właśnie dla tego człowieka - wspomniał Krzysztof Wierzbowski. - A tymczasem on zagrał słabo, wyeliminowaliśmy go przede wszystkim z ataku. Zagraliśmy konsekwentnie, bo w pierwszym meczu w Rosji tego nam brakowało: raz skakaliśmy prosto, raz po skosie, tak lataliśmy przy siatce, a on nas obijał i robił, co chciał. Teraz byliśmy konsekwentni, wyeliminowaliśmy go, gdyż wiedzieliśmy, że przyjmujący nie są taką siłą ognia jak Jakowlew - podał sposób na sukces z Dynamem przyjmujący Politechniki.
Wierzbowski już raz zagrał na nosie silnej drużynie z Rosji. Będąc zawodnikiem AZS-u Częstochowa w sezonie 2007/08, wyeliminował z Pucharu CEV wielką Iskrę Odincowo z Gibą w składzie. - Ja nie do końca, bo wtedy walczył cały zespół z Częstochowy - przyznał ze skromnością. - Ale cieszę się bardzo, bo pokonaliśmy według mnie najsilniejszy zespół na tym etapie rozgrywek. I gramy dalej (śmiech). Tak samo jak kilka lat temu, gdzie w Odincowie przegraliśmy mecz praktycznie bez walki, tak i teraz udało się wygrać w rewanżu i zdobyć złotego seta. Postawiliśmy na swoim i gramy dalej! To jest fajne, bo przyszło wiele osób, był super mecz i oby było tak dalej – mówił z uśmiechem na twarzy "Wierzba".
AZS Politechnika Warszawska odniosła ogromny sukces sportowy, jakim jest zakwalifikowanie się do ćwierćfinału Challenge Cup. Jednakże ów sukces stoi niejako w opozycji do sytuacji, jaka ma miejsce w klubie: Inżynierów trapią poważne problemy finansowe, dlatego zawodnicy klubu postanowili pomóc swojej drużynie. W tym celu podczas rozgrzewki oraz po meczu mieli na sobie narzutki z napisem "S.O.S." W ten sposób głośno zawołali o pomoc. - Chciałbym wyjaśnić jedną rzecz: to, co napisaliśmy i kamizelki, w jakich wyszliśmy, nie są apelem do naszych prezesów, nie o to chodzi, że mamy do nich jakiś żal, co to, to nie. Chodzi nam o zwrócenie uwagi na problem. Chcielibyśmy poprosić i zachęcić osoby, które dysponują jakimiś finansami, żeby w miarę możliwości przekazały nam kilka złotówek. Chcielibyśmy uratować Politechnikę, bo z tego, co słyszymy, nie jest tak, jak powinno być – wyjaśnił motywy akcji Krzysztof Wierzbowski.
Czy w związku z tym trudna sytuacja w klubie stała się jeszcze większą motywacją do wygranej nad Dynamem Krasnodar? - Nie gramy super po to, żeby przyszli sponsorzy, tylko gramy dla siebie. Jesteśmy młodym zespołem, na dorobku i dla nas każdy taki mecz jest szansą na pokazanie się. Trener nam to powtarza, żebyśmy nie patrzyli na problemy, tylko grali dla siebie, a to, co będzie w przyszłości - zobaczymy. Taka jest prawda, że mogą przyjść do Politechniki sponsorzy, a możemy my, zawodnicy, otrzymać oferty z jakichś fajnych klubów. Gramy dla siebie i chcemy wygrywać, bo jesteśmy takim zespołem, który gdzieś tam wtyka taką swoją szpileczkę. I tym razem udało nam się to udowodnić drużynie, której budżet jest pewnie z dziesięć razy większy od naszego - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Wierzbowski.
Do tej pory, po odniesieniu ważnych zwycięstw przez stołeczny zespół, trener Radosław Panas miał dla swoich zawodników niespodzianki. W zamian za dobrą postawę obiecywał np. dzień wolnego. Czy przed rewanżem było podobnie? - Nie było żadnej obiecanki z prostego powodu: nie ma teraz na to czasu - odpowiedział nasz rozmówca. - Na pewno mecz ze Skrą też potraktujemy priorytetowo. Z Dynamem zagraliśmy pięć setów na bardzo dobrym poziomie. W piątek czeka nas dzień rozluźnienia, ale w niedzielę, w Bełchatowie chcemy znowu tak zagrać. Nie mówię o tym, że mecz się potoczy tak samo, bo to byłoby bardzo ekstremalne, ale będziemy znowu gdzieś tam szpilkę wtykać - zapewnił zawodnik.
Przed Politechniką teraz spotkania z zespołami z czołówki tabeli. - Nie mogę powiedzieć, że to będą dla nas ważne mecze, bo te najważniejsze rozegramy na samym końcu fazy zasadniczej - nie ukrywał Wierzbowski. - Ale jak uszarpiemy coś, to będzie fajnie, jeśli nie, to mówi się trudno, nic się nie stanie. Dla nas najważniejsze mecze będą z AZS-em Częstochowa i Treflem Gdańsk. Jeśli je wygramy, będzie super – zakończył.