Po kapitalnej wygranej siatkarzy w meczu z rosyjskim Dynamem Krasnodar więcej mówiło się o odblaskowych narzutkach, które siatkarze założyli przed rozpoczęciem i po zakończeniu meczu (z wiele mówiącym napisem S.O.S.), aniżeli o samym spotkaniu. – Inicjatywa była spontaniczna. Wyszła od nas, zawodników. Chcieliśmy dać coś ekstra i chyba się udało, bo o naszym numerze dyskutuje się sporo – mówi przyjmujący Wojciech Żalińśki. – Manifestacja była skierowana przede wszystkim do potencjalnych sponsorów, chcieliśmy zwrócić ich uwagę właśnie poprzez dobrą grę. W PlusLidze radzimy sobie nieźle, a w Pucharze Challenge osiągnęliśmy duży sukces, pokonując silnego rywala. Zasługujemy więc na wsparcie – dodaje Damian Wojtaszek.
Obaj w przeszłości byli obiektami zainteresowania selekcjonerów reprezentacji Polski i wypełniają dobrze swoją pracę, za którą przecież nie otrzymują pieniędzy. Ale Politechnika to nie tylko Wojtaszek i Żaliński. Chyba nikt nie spodziewał się, że Krzysztof Wierzbowski, który w poprzednim sezonie niemal w ogóle nie pojawiał się na boisku, dzisiaj będzie jednym z liderów, a swoimi atakami i zagrywkami przesądzał o wygranej z Dynamem Krasnodar. Doświadczony Marcin Nowak niedawno miał kończyć karierę, a obecnie gra lepiej od niejednego o dekadę młodszego rywala. Nie zawodzą też atakujący w osobach Pawła Mikołajczaka i Grzegorza Szymańskiego. I chyba żaden z działaczy Politechniki nie przypuszczał, że Patrick Steuerwald (jeden z najlepszych rozgrywających PlusLigi) zamieni grę we włoskiej Serie A na PlusLigę dlatego, że podoba mu się stolica, kibice żywo reagujący w trakcie spotkań i polskie dziewczyny. Gra dla pieniędzy, tak jak każdy z pozostałych graczy. – Nasza sytuacja jest po prostu zła. Niedawno otrzymaliśmy część zaległych pieniędzy, ale wystarczyły jedynie na opłacenie wynajmu mieszkania – mówi załamany Żaliński. – Problemy finansowe pogłębiają się, zadłużenie wobec graczy rośnie, a pensji nie otrzymaliśmy od kilku miesięcy – komentuje Wojtaszek. Żaden z nich nie chce jednak mówić o szczegółach, ani też kiedy właściwie zaczęły się problemy finansowe klubu.
Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć z innego źródła, siatkarze ostatnią wypłatę dostali za listopad. Poza tym, działacze nadal nie uregulowali jeszcze wszystkich pensji za poprzedni sezon, a także nie zapłacili premii za zajęcie wysokiego piątego miejsca. Dlatego tym łatwiej przychodzi wytłumaczenie agresywnego zachowania Zbigniewa Bartmana. Przyjmujący reprezentacji Polski i Jastrzębskiego Węgla w poprzednim sezonie bronił barw Politechniki. Na konferencji zaatakował przedstawicieli warszawskiego klubu. – Prezentują żenujący styl i wiejski PR! – grzmiał atakujący na konferencji prasowej po wygranej Jastrzębskiego Węgla z Politechniką. Po czym dodawał: - Szkoda, że działacze Politechniki nie chwalą się jakie mając wobec mnie długi. Konkretnej sumy nie podam, ale jest sześciocyfrowa.
- Na dzisiaj nasza sytuacja prezentuje się słabo – nie ukrywa prezes Politechniki Jolanta Dolecka. - Musimy ją przetrzymać. W historii naszego klubu był jeden równie kiepski finansowo moment – dodaje. Jak się dowiedzieliśmy, Dolecka po spotkaniu z Dynamem spotkała się z zawodnikami i sztabem szkoleniowym. – Pani prezes mówiła, że pracuje nad pozyskaniem pieniędzy na ten sezon jak również sponsorów na przyszły - wspomina Wojtaszek.
Co będzie dalej? Wszystko wskazuje, że kluczowi w obecnych rozgrywkach zawodnicy Politechniki odejdą. Wydaje się, że Wojtaszek, Żaliński i Wierzbowski nie powinni mieć problemów ze znalezieniem nowych, bogatszych klubów. A czy jest ryzyko, że klub nie przystąpi do rozgrywek? – Nie widzę takiej możliwości. Po prostu nie dopuszczam do siebie myśli o rezygnacji i zrobię wszystko, żeby tak się nie stało – kończy prezes Dolecka. Siatkarze niechętnie mówią natomiast o przyszłości. – Chcemy dokończyć w sezon w możliwie najlepszym stylu i zająć jak najwyższą lokatę końcową. Na tym się skupiamy – dodają zgodnie.
Niewykluczone, że biedna Politechnika osiągnie jeden z największych sukcesów w historii polskiej siatkówki. W następnej fazie Pucharu Challenge zagra z Lokomotiwem Charków (Ukraińcy odprawili silne Galatasaray Stambuł), jednak po wygranej z Rosjanami będą faworytem. Zresztą, wszystkie pozostałem ekipy (także AZS Częstochowa) są w zasięgu warszawian. – Spokojnie, nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Na razie musimy pokonać Ukraińców – tonuje optymistyczne nastroje Żaliński.