Częstochowianie nie zdołali ugrać nawet jednego seta w trzech ostatnich pojedynkach z ligowymi potentatami. O ile jednak w meczach z PGE Skrą Bełchatów i ZAKSą Kędzierzyn-Koźle potrafili nawiązać wyrównaną walkę z rywalem, o tyle tego samego nie można już powiedzieć o spotkaniu z drużyną z Rzeszowa. Podopieczni Marka Kardosa byli bezradni wobec fantastycznej gry, jaką zaprezentowała ekipa trenera Andrzeja Kowala. Pasy przejęły inicjatywę już od pierwszych akcji spotkania. Mecz na dobre się jeszcze nie rozpoczął, a po skutecznych serwisach w wykonaniu Grzegorza Kosoka i dwóm blokom rzeszowianie prowadzili już 4:1. Zagrywki środkowego ocierającego się o reprezentację były jednak tylko przygrywką i przedsmakiem tego, co pokazał w tym elemencie Gyorgy Grozer. Niemiecki atakujący był klasą samą dla siebie, a jego serwisy były w zasadzie nie do przyjęcia. Głównie dzięki temu elementowi rzeszowianie kontrolowali przebieg całego spotkania. Pomimo małych zrywów częstochowianie nie byli w stanie zbyt wiele wskórać w obliczu tego, co pokazali w środowy zespół zawodnicy z Podkarpacia. - Jestem naprawdę bardzo zdziwiony, że tak łatwo przyszła nam wygrana w Częstochowie. Pamiętam z zeszłego sezonu, że było tutaj ciężko i graliśmy dłużej. Byliśmy bardzo skoncentrowani i to dało efekty - podsumowywał Grozer, który momentami grał niczym natchniony.
Każdy spośród trzech setów był do siebie bliźniaczo podobny. Rzeszowianie szybko dochodzili do głosu, budując sobie kilku punktową przewagę, którą sukcesywnie powiększali. Jedynie w trzeciej partii Akademicy do pierwszej przerwy technicznej potrafili postawić opór rywalom, przełamując rywali w kilku kontratakach. Z biegiem czasu zarysowywała się jednak przewaga przyjezdnych. Szkoleniowiec gospodarzy, Marek Kardos próbował rotować zmianami, które jednak na nic się zdały. Szybko na parkiecie pojawił się Michał Kamiński, który zastąpił zupełnie bezbarwnego, Bartosza Janeczka. Swoje szanse w drugiej i trzeciej odsłonie otrzymali także Adrian Hunek oraz długo nieoglądany na ligowych parkietach, Michał Kaczyński, który stawia swoje pierwsze kroki w PlusLidze. - Nie będziemy chyba przejmować się tą porażką, bo Resovia była dla nas po prostu za mocna. Nie byliśmy wstanie zbyt wiele zrobić przy ich zagrywce. Wychodziło nam zaledwie kilka pojedynczych akcji, a takimi meczu się nie wygra. Trzeba punkty zdobywać seriami, a tego zabrakło - oceniał rozgrywający Akademików, Fabian Drzyzga.
Środowemu pojedynkowi towarzyszył dodatkowy smaczek. Pod Jasną Górę wrócili bowiem zarówno Piotr Nowakowski, jak i drugi trener, Michał-Mieszko Gogol, którzy jeszcze w zeszłym sezonie pracowali w częstochowskim klubie. Reprezentant naszego kraju właśnie w szeregach Akademików wyrobił sobie solidną markę, stając się graczem światowego formatu. Obaj przed meczem otrzymali pamiątkowe upominki. - Wszystko dokładnie pamiętam, jak tutaj wygląda. Pięć lat, to naprawdę dużo czasu. Gdy wszedłem na halę, to wspomnienia odżyły. Dziękuje też kibicom, którzy bardzo ciepło mnie przywitali, a wiadomo, że są dość specyficzną grupą. Było mi bardzo miło - mówił po spotkaniu Nowakowski, który jest najlepszym przykładem tego, że praca z młodymi zawodnikami jest znakiem firmowym częstochowskiego klubu. 24-latek jest tylko kroplą w morzu, bo gra w Częstochowie dla wielu innych znakomitych siatkarzy okazała się oknem wystawowym i odskocznią do wielkiej europejskiej kariery. - Nie od dziś wiadomo, że ten klub jest kuźnią talentów. Jeszcze nie jeden zawodnik stąd wypłynie. W trzecim secie po drugiej stronie siatki mogliśmy obejrzeć najmłodszą szóstkę w PlusLidze - dodał zawodnik.
Tytan AZS Częstochowa – Asseco Resovia Rzeszów 0:3 (16:25, 19:25, 18:25)
AZS: Drzyzga, Murek, Gierczyński, Sobala, Wiśniewski, Janeczek, Stańczak (libero) oraz Kamiński, Hunek, Hebda, Kaczyński.
Resovia: Kosok, Nowakowski, Bojić, Tichacek, Achrem, Grozer, Ignaczak (libero) oraz Mika.
MVP: Lukas Tichacek