Wielki Antiga: AZS Wkręt- Met Domex Częstochowa- PGE Skra Bełchatów 1:3 (relacja)

Jak wiele Stephane Antiga znaczy dla PGE Skry Bełchatów mogliśmy się przekonać podczas poniedziałkowego spotkania na "szczycie" Polskiej Ligi Siatkówki z AZS-em Wkręt- Met Domex Częstochowa. Francuz był zdecydowanie najlepszym aktorem poniedziałkowej potyczki, prowadząc swą drużynę do zasłużonej wygranej 3:1. Dzięki temu zwycięstwu już tylko swoisty kataklizm może odebrać bełchatowian pierwszą lokatę po rundzie zasadniczej.

Jak przystało na spotkanie dwóch ligowych potentatów, częstochowscy kibice, którzy po raz kolejny szczelnie wypełnili Halę Polonia nie mogli narzekać na brak emocji. Już praktycznie początek spotkania zwiastował spore emocję. Znakomite ataki częstochowian, którzy do tego spotkania przystąpili pokrzepieni awansem do kolejnej rundy rozgrywek Pucharu CEV pokazały, że druga lokata w tabeli nie jest dziełem przypadku i już od pierwszego gwizdka arbitra na parkiecie zarysowała się kilkupunktowa przewaga miejscowych. Bełchatowianom życie uprzykrzały zwłaszcza piekielnie mocne zagrywki Roberta Szczerbaniuka. "Benek" nie miał litości dla swoich byłych kolegów i już w pierwszych fragmentach pierwszej odsłony, swoimi zagrywkami "poczęstował" Piotra Gruszkę oraz libero, Dena Lewisa, który chyba na dobre wygryzł ze składu Roberta Milczarka. Podopieczni Daniele Castellaniego próbowali odpowiadać atakami Janne Heikkinena oraz Stephana Antigi, który sporą krzywdę częstochowian wyrządzał również serwisem.

Niestety, była to jedynie woda na młyn rozpędzonych gospodarzy, którzy na drugiej przerwie technicznej wypracowali sobie bezpieczną przewagę 16:12. Gdy wydawało się, że losy pierwszej partii są już przesądzone, przy wyniku 24:17, gospodarzy złapała zadyszka. W polu zagrywki pojawił się Antiga i swoją wydawałoby się na pierwszy rzut oka, łatwą zagrywką posłał dwa asy serwisowe. Szybko o czas poprosił Radosław Panas, jednak dopiero przy stanie 24:22, decydujący cios zadał ze środka Piotr Nowakowski.

Jednak, co się odwlecze to nie uciecze. Druga partia mimo, że miały podobny przebieg do pierwszej, padła już łupem gości. W dalszym ciągu prócz kilku wyjątków, klasą dla siebie był Stephane Antiga, a po początkowym marazmie przebudził się Mariusz Wlazły, który kilkoma "gwoździami" pokazał próbkę swoich umiejętności. Wyrównana walka trwała praktycznie przez cały set. Mimo kilkupunktowej przewagi rywali na początku, częstochowianie nie złożyli broni i szybko zniwelowali straty. Co więcej, przy stanie 20:19 wszystkie karty w ręku mieli podopieczni Radosława Panasa, jednak w newralgicznych momentach biało- zielonym zabrakło szczęścia. Najpierw przy piłce setowej dla gospodarzy, skutecznie zaatakował Mariusz Wlazły, a następnie nadzieje częstochowskich fanów doszczętnie rozwiali Antiga oraz Janne Heikkinen, który swoją kąśliwą zagrywką "upolował" nie byle kogo, bo samego Krzysztofa Gierczyńskiego, któremu błędy w przyjęciu zdarzają się sporadycznie. Kto wie, być może właśnie pechowa końcówka drugiej partii wywarła swoje piętno na postawie gospodarzy, którzy w kolejnych dwóch setach zupełnie oddali pole rywalom.

Początkowe fragmenty trzeciej partii nie zwiastowały, jednak tak drastycznej przewagi bełchatowian. Kilkoma udanymi akcjami znów dał o sobie znać będący w cieniu, Krzysztof Gierczyński oraz Brook Billings, który przy szczelnym bełchatowskim bloku nie miał zbyt wiele do powiedzenia i w trzeciej odsłonie cierpliwość Radosława Panasa znalazła swój kres i na parkiecie pojawił się Krzysztof Wierzbowski. Koncert przyjezdnych rozpoczął się od stanu 10:8. Na zagrywce pojawił się Mariusz Wlazły i w swoim, choć dawno nie oglądanym stylu, posłał dwa asy. Można śmiało powiedzieć, że był to gwóźdź do trumny częstochowian. Co gorsza, rywali dobił Janne Heikkinen, który pocelował Krzysztofa Gierczyńskiego i na drugą przerwę techniczną oba zespoły schodziły przy stanie 11:16 na korzyść Skry. Przewaga bełchatowian z każdą chwilą rosła i ostatecznie wyniosła aż osiem "oczek", 25:17. Duża w tym zasługa również Piotra Gruszki, który wykorzystując swoje niebagatelne doświadczenie udanie powrócił do gry, po tym jak zastąpił go Michał Bąkiewicz.

O czwartym, jak się później okazało, ostatnim secie częstochowianie będą chcieli, jak najszybciej zapomnieć. Będący wyraźnie na "fali wznoszącej" podopieczni Daniele Castellaniego nie pozostawili rywalom złudzeń i mocnym akcentem przypieczętowali swoją wygraną. Częstochowianom wyraźnie zabrakło polotu i pomysłu na grę. Obrazu gry swojej drużyny nie zmienił Andrzej Stelmach, który w końcówce trzeciego seta zastąpił Pawła Woickiego. Niestety, występ byłego zawodnika Skry Bełchatów był kolejnym niewypałem. Stelmach nie wniósł praktycznie nic ciekawego do gry, praktycznie za każdym razem posyłając piłki na dwu, czy nawet potrójny blok rywali. Z tego względu, gra podopiecznych Radosława Panasa wyglądała przez dłuższe chwile, jak walenie głową w mur. Jedynym pocieszeniem dla miejscowych może być fakt, że udanie zaprezentował się Wojciech Gradowski, który z rzadka otrzymuje w tym sezonie okazję do zaprezentowania swoich umiejętności. Doświadczony przyjmujący swoimi punktowymi zagrywkami zatarł po części plamę po tym blamażu i przywrócił wśród kibiców iskierkę nadziei na zwycięstwo w czwartkowym pojedynku z Mlekpolem AZS-em Olsztyn, które może okazać się decydujące w walce o drugą pozycję w tabeli.

AZS Wkręt- Met Domex Częstochowa - PGE Skra Bełchatów 1:3 (25:22, 25:27, 17:25, 17:25)

AZS Częstochowa: Woicki, Gierczyński, Szczerbaniuk, Wika, Nowakowski, Billings, Gacek (l) oraz Stelmach, Gradowski, Wierzbowski.

Dobrowolski, Pliński, Antiga, Heikkinen, Gruszka, Wlazły, Lewis (l) oraz Maciejewicz, Neroj, Bąkiewicz.

Źródło artykułu: