- W końcu, w końcu, do trzech razy sztuka! Nieduże, ale nieco większe szanse na awans daje zespołowi z Włoch. My tylko czekamy na przeciwnika i dzisiaj cieszymy się siatkówką - cieszył się Daniel Pliński, któremu nie przeszkadzały kolejne tabuny dziennikarzy podążające, aby porozmawiać ze środkowym bełchatowskiej Skry.
Wielokrotny reprezentant Polski nie ukrywał, że mecz miał szczególny ciężar gatunkowy dla obu teamów, co wpłynęło na ich postawę. - Obie drużyny były bardzo spięte. Arkas nie radzi sobie jeszcze z presją takich spotkań, co pomogło nam w zwycięstwie. Niczym nas nie zaskoczyli. Zagrali tak, jak mieli grać, a do tego zepsuli bardzo dużo zagrywek. W trzecim secie opanowali nieco te nerwy i było nam znacznie ciężej - skomentował Pliński.
Jednym z kluczowych elementów, który pozwolił bełchatowianom przechylać szalę zwycięstwa na swoją korzyść był blok, którym dowodził nasz rozmówca. - Nasz blok funkcjonował bardzo dobrze, mieliśmy dobrze rozpisanego rozgrywającego rywali, Kevina Hansena. W ważnych momentach mieliśmy ten komfort, że wiedzieliśmy gdzie on zagra. Mamy 2-3 zawodników więcej, którzy mogą decydować o decydujących piłkach i tym górowaliśmy - dodał z uśmiechem na twarzy.
Pliński wpisał się również w koncepcję wyboru przyszłego rywala dla Skry. - Nie ma znaczenia. Najważniejsze, żebyśmy w tym finale wygrali - dodał.