Mateusz Minda: Czy dalej będzie pan podążał za wizją budowania klubu na młodych, polskich zawodnikach?
Mariusz Szyszko: Patrząc na realia w Polsce, na sytuację z polskim zawodnikami, gdzie ci najlepsi są związani wieloletnimi kontraktami z klubami bogatszymi od naszego, jest to jedyna droga, aby doprowadzić do walki nie o 9. miejsce, ale o zdecydowanie wyższe lokaty. Jestem za tym, aby wychowywać swoich własnych chłopaków, którzy tu nauczą się grać w siatkówkę i w tym miejscu będą grali przez długie lata.
Sporo mówiło się o problemach finansowych klubu. Czy dziura budżetowa została już załatana?
- Od początku roku na bieżąco informuję o kondycji finansowej w klubie. O sytuacji, która po raz pierwszy podczas mojej pracy tutaj jest niekomfortowa. Niekomfortowa, ponieważ pewne rzeczy nam nie wypaliły. Jest zagrożenie zakończenia sezonu z deficytem. Podjęliśmy natomiast różne ruchy i niektóre z nich się powiodły. Przedstawiliśmy właścicielowi możliwość naprawienia finansów poprzez pozyskanie inwestora, którym jest firma Indykpol. Po długich rozmowach z prezesem Kulikowskim udało się go namówić, aby pomyślał o dofinansowaniu spółki. I nadal jest to temat otwarty. Jeżeli są inne pomysły, tym lepiej - nie jest bowiem tak, że bazujemy tylko na jednej rzeczy. Teraz znajdujemy się w ważnym momencie i niektóre decyzje powinny zostać podjęte jak najszybciej. Sezon się skończył i przeciąganie tego w nieskończoność utrudni prace w spółce oraz kompletowanie drużyny na przyszły sezon. Problem finansowy istnieje, ale można go rozwiązać.
Sprawy nie ułatwiła chyba sytuacja związana z rezygnacją prezesa klubu uczelnianego profesora Szczepana Figiela, który jako jedyny prowadził rozmowy z Indykpolem?
- Ta sytuacja nas zblokowała. Nie mamy decyzji, która wskazałaby, którą drogą ma podążać zespół, ale wierzę, że znajdziemy rozwiązanie. Choć powtórzę: czas działa na naszą niekorzyść. Pan profesor Figiel podał się do dymisji, ale zarząd istnieje. Oczekujemy i zwracamy się z prośbą o zajęcie jakiegoś stanowiska w naszej sprawie. Mam nadzieję, że znajdziemy drogę, która zapewni dalszą przyszłość siatkówce w Olsztynie. Nie tylko na rok czy dwa, ale na dłużej.
Zajęcie dziesiątego miejsca z pewnością nie ułatwia także prowadzenia rozmów ze sponsorami, zarówno tymi obecnymi, jak i tymi ewentualnymi?
- Nigdy nie ułatwia, to jest zamknięte koło: nie ma wyników, nie ma sponsorów; nie ma sponsorów, nie ma pieniędzy; nie ma pieniędzy, to nie ma wyników. Dlatego konieczne jest jasne określenie poprzez opinię publiczną, jaka droga jest przed siatkówką w Olsztynie. Jesteśmy bardzo nisko i choć daleki jestem od powiedzenia, że jesteśmy na dnie, to trzeba się od czegoś odbić. Uważam, że mimo tych złych wyników są możliwości pozyskania pieniędzy, żeby zbudować budżet może nie porównywalny do tych najwyższych w lidze, ale budżet, który zapewni możliwości finansowe na skompletowanie składu i organizację zapewniającą grę o środek tabeli.
Czy firma Indykpol nadal będzie wspierać klub?
- Firma Indykpol jako sponsor tytularny ma jeszcze kontrakt na kolejny sezon. Natomiast nie wiadomo, czy tych pieniędzy będzie więcej czy mniej.
Sporo mówi się o wsparciu olsztyńskiej drużyny przez Bre Bank. Może pan to potwierdzić?
- Z wielu wypowiedzi można wysnuć taki wniosek. Jeżeli jest zainteresowanie nie tylko firmy Indykpol, ale także ze strony Bre Banku to bardzo dobrze! Tylko warto podjąć decyzję jak najszybciej. Mam nadzieję, że słowa przejdą w czyny.
Czy inne przedsiębiorstwa również są zainteresowane sponsorowaniem klubu? Jeśli tak, to jakie?
- Szczerze mówiąc, o konkretnych rzeczach lubię mówić, kiedy są one załatwione. Nie lubię dywagacji i nadziei. Mówmy o rzeczach, które są podpisane - wtedy będziemy mieli się czym chwalić.
5 maja miną trzy lata od objęcia przez pana stanowiska prezesa zarządu Spółki Akcyjnej Piłka Siatkowa AZS UWM w Olsztynie. Jak pan ocenia ten okres?
- Jako trudny. Przez te trzy lata zaczynałem wszystko od zera. Decyzję z 2009 roku podejmowałem, nie wiedząc, jaka będzie przyszłość i czy uda nam się rozruszać zespół, bo byliśmy po bardzo trudnych wahaniach finansowych. Wszyscy pamiętają duże zadłużenie, brak sponsorów, pewnego wsparcia finansowego. Wyszliśmy z głębokiego dołka. Udało nam się utrzymać drużynę w lidze przez dwa lata. Co dziś możemy konsumować mimo fatalnego 10. miejsca. Te dwa sezony polegały na ratowaniu siatkówki w Olsztynie. Moim zdaniem, ewentualny spadek wiązałby się z końcem olsztyńskiej siatkówki. Prawdopodobnie byśmy się nie podnieśli z 1. ligi. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nadzieje kibiców po sezonach z początku XXI wieku, kiedy w stolicy Warmii i Mazur były duże pieniądze i bardzo dobrzy zawodnicy, były większe. Cieszę się natomiast, że przekonaliśmy kibiców, że warto być sercem i duszą z zespołem, który jest nasz, któremu jasno podano realia finansowe i cel, o jaki walczy. Frekwencja na trybunach była znakomita. Czasami aż mnie zatykało, gdy widziałem pełną halę. Ludzie kibicowali drużynie, która walczyła o utrzymanie. Najważniejsze w tym wszystkim było to, że walczyliśmy dzielnie o los olsztyńskiej siatkówki.
Wydaje się, że jest pan odpowiednią osobą na stanowisku, przed objęciem prezesury także musiał pan bowiem ratować klub z tarapatów finansowych.
- Mogę odnieść się tylko do wydarzeń, które zastałem 5 maja 2009 roku. Wtedy na koncie mieliśmy zaledwie 30 tysięcy złotych i dwie umowy, które opiewały na kwotę 55 tysięcy w skali roku. To było wszystko! Mimo to budżet zamknęliśmy w kwocie 3-3,5 milionów złotych. Choć i tak był on najniższy w lidze. Zespół na kolejne sezony budowany był dzięki sponsorom, którzy są z nami od 3 lat. I w tym miejscu także chciałbym im podziękować za wytrwałość i zimną krew. Na pewno czułbym się bardziej komfortowo, a praca sprawiałaby mi więcej przyjemności i radości, gdyby było lekko, łatwo i przyjemnie. Tak to sobie tłumaczę w tych momentach, w których jest trudno, borykamy się z problemami sportowymi, organizacyjnymi, że może tak miało być. Ja tu jestem tylko dlatego, że jest trudno.
Czy w takim razie nie myślał pan, aby zająć się czymś innym?
- Takie myśli są, bo nic nie trwa wiecznie. Zdaję sobie sprawę, że dziś jestem w Olsztynie, nie wiem natomiast, gdzie będę za pewien czas…
Do słabych wyników sportowych, kontuzji zawodników i odejść niektórych siatkarzy dołączyła jeszcze jedna mało przyjemna sprawa: 21 marca w spotkaniu pomiędzy Indykpolem AZS Olsztyn a Lotosem Trefl Gdańsk nie mógł wystąpić Dawid Gunia, ponieważ nie miał koszulki meczowej. Jak pan się odniesie do sytuacji, która w profesjonalnym klubie nie powinna mieć miejsca?
- Jeśli chodzi o koszulkę, to może gdyby tło było inne, a zdarzenie nie przytrafiłoby się akurat w takim momencie, to być może by mnie to śmieszyło. Szczerze mówiąc, historia, którą usłyszałem z ust Dawida Guni i Leszka Urbanowicza, była dla mnie niepojęta! Nie jestem w stanie zrozumieć, jak doszło do takiej sytuacji, w której dwóch dorosłych ludzi nie potrafi się skomunikować. Wydawało mi się, że mimo iż i tak osiągnęliśmy niski poziom, to nic gorszego nie może nam się przytrafić. Natomiast ta sytuacja naraziła nas na śmieszność. Oczywiście to jest błąd ludzki, który może się zdarzyć. Takich historii, kiedy zawodnik zapomniał koszulki meczowej, było sporo. Z tego, co pamiętam, piłkarz Bartosz Karwan grając w Hercie Berlin, też nie miał meczowej koszulki. Nie tak dawno podobna sytuacja miała miejsce na boiskach siatkarskich: na półfinałowy mecz mistrzostw Europy rosyjski środkowy Dmitrij Muserski zapomniał zabrać koszulki z hotelu. To się zdarza. Biorąc pod uwagę, w jakim drażliwym momencie dla nas to się wydarzyło, chcę wierzyć, że to był tylko pech, zbieg złych okoliczności!
Dawid Gunia i Leszek Urbanowicz zostali wezwani na rozmowę z prezesem?
- Tak, odbyliśmy rozmowę. Co najgorsze, był to naprawdę zbieg złych okoliczności, ponieważ jedyny raz w tym sezonie byłem w hali zaledwie chwilę przed meczem, a nie jak zawsze godzinę przed. W innym wypadku ja bym tę koszulkę zorganizował. W hali znajdowali się również Metodi Ananiew i Piotr Łukasik. Radykalne rozwiązanie byłoby takie, że Ananiew wsiada do policyjnego radiowozu, który znajdował się przed halą, jedzie na sygnale do domu i bierze koszulkę. Następnie w protokole meczowym pod numerem szóstym wpisany jest Gunia - na plecach bowiem może mieć napisane "Gunia" albo "Ananiew", jeśli tylko chce, bo przecież można mieć także przezwisko. Nie mogę jednak brać wszystkiego na siebie. Są w klubie ludzie, którzy są za pewne rzeczy odpowiedzialni. Wobec ludzi, którzy nawalili zostaną wyciągnięte konsekwencje. Takie jest życie.
W związku z tym, że nie wiadomo, jak będzie wyglądał budżet Indykpolu AZS Olsztyn i jakie zmiany czekają drużynę, zarówno w sztabie szkoleniowym, jak i kadrze zawodniczej, może dowiemy się, którzy z siatkarzy mają ważne umowy na nadchodzący sezon?
- Ważne kontrakty mają: Bartosz Krzysiek, Wojciech Ferens, Piotr Hain, Piotr Łukasik, Dawid Gunia, Paweł Siezieniewski i Guillermo Hernan.
A czy libero Marcin Mierzejewski zostanie w klubie?
- Kontrakt Marcina Mierzejewskiego to opcja 2+1. Sprawa jest jeszcze otwarta i decyzji w jego sprawie jeszcze nie ma.