AZS Politechnika Warszawska po pokonaniu Delekty Bydgoszcz na koniec sezonu 2010/11 zagwarantowała sobie prawo do występów w europejskich pucharach, a konkretnie w Challenge Cup. Był to historyczny wyczyn, bowiem nigdy wcześniej stołeczna ekipa nie grała na parkietach Europy. Nic też dziwnego, że postanowiono - na miarę możliwości - wzmocnić drużynę. Skromny budżet nie pozwalał na pozyskanie siatkarskich tuz, jednak sprowadzenie Grzegorza Szymańskiego, Vida Jakopina oraz Patricka Steuerwalda odbiło się echem w środowisku. Jednakże najgłośniej było podczas odejścia jednego z zawodników - Michała Kubiaka. Cała sprawa z kontraktem "Miśka" została gdzieniegdzie określona mianem "Kubiakgate". W ostateczności zawodnik trafił do Jastrzębskiego Węgla, a Inżynierom miał po nim pozostać tylko smutek i żal...
Początkowa otchłań
Przed rozpoczęciem sezonu Politechnika wzięła udział w Memoriale Zdzisława Ambroziaka. Impreza, rozgrywana w warszawskiej Arenie Ursynów, nie zakończyła się dobrze dla podopiecznych Radosława Panasa - zajęli ostatnie miejsce i w mocno minorowych nastrojach przystępowali do pierwszych ligowych zmagań. Porażki z Delectą, Jastrzębskim Węglem i AZS-em Olsztyn obnażały wszelkie niedoskonałości Inżynierów. Co gorsza, widać było, iż zespół nie jest zgrany z nowym rozgrywającym, Patrickiem Steuerwaldem, który do Warszawy przybył na kilkanaście dni przed startem PlusLigi. Dopiero w 4. i 5. kolejce pojawiła się iskierka nadziei - tie-breaki z Fartem i Skrą wreszcie przyniosły mojej drużynie pierwsze punkty w ligowym dorobku.
Trzeba było trochę odczekać zanim Politechnika zainkasowała komplet punktów w lidze - miało to miejsce w spotkaniu z Treflem Gdańsk, na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia. Grając jednak w lidze, europejskich pucharach i Pucharze Polski, coś musiało zostać poświęcone. Wybór padł na krajowy puchar. W tym też czasie Inżynierowie zaczęli stawiać pierwsze kroki w Pucharze Challenge.
Wymarzony debiut
Metalurg Żłobin i Mladost Marina Kastela okazały niewymagającymi przeciwnikami, w związku z czym warszawianie szybko odnotowali na swoim koncie cztery zwycięstwa i zaczęli wspinać się coraz wyżej w systemie rozgrywek. Pierwszą poważniejszą przeszkodą okazało się Dynamo Krasnodar, będące najsilniejszym zespołem w danym momencie rozgrywek. Wyjazd do Krasnodaru nie był udany, bowiem z Rosji Politechnika wróciła na tarczy. W rewanżu, rozgrywanym na Torwarze, wszystkie siły rzucono na jedną szalę i... udało się! Moi bohaterowie pokonali rosyjski zespół 3:1 i w złotym secie nie pozostawili rywalom złudzeń wygrywając 15:8. Od tego momentu warszawskie walczaki zaczęły się coraz głośniej zastanawiać: a dlaczego mielibyśmy nie wygrać tego pucharu? No właśnie, dlaczego?
Puchar swoje, liga swoje
Uskrzydleni awansami i zwycięstwami w Challenge Cup, Inżynierowie coraz częściej punktowali również na rodzimy parkietach. Zaciskali zęby i po prostu robili swoje, starając się nie zważać na niewyobrażalnie trudną sytuację klubu. Doszło do tego, że co rusz wystosowywali dramatyczne wołanie o pomoc za pomocą odblaskowych kamizelek z napisem "S.O.S." noszonych w trakcie rozgrzewki. W dodatku w styczniu drużynę opuścił Vid Jakopin, który miał być wzmocnieniem, a do stolicy przybył z kontuzją, która uniemożliwiała grę w barwach AZS PW.
W PlusLidze gra akademików wyglądała różnie: lepsze występy przeplatali słabszymi, to urwali punkt Skrze, to stracili komplet oczek w starciu z Treflem Gdańsk na zakończenie rundy zasadniczej. Przed play-offami nie udało im się obronić dobrej, szóstej lokaty, przez co w decydującej fazie rozgrywek na początku musieli zmierzyć się ze Skrą. Trzy porażki z broniącym trofeum mistrzem Polski oddelegowały Politechnikę do walki o miejsca 5-8.
Dramatyczny finisz
W Pucharze Challenge podopieczni Radosława Panasa odprawiali kolejnych rywali: Lokomotiw Charków i Tomis Constantę, aż dobrnęli do finału! W pierwszym roku występów w europejskich finałach, debiutant miał powalczyć o złoty medal. I to z kim - z inną polską drużyną, AZS-em Częstochowa. W pierwszym meczu Politechnika uległa częstochowianom, jednak przed rewanżem na wyjeździe broni nie składała, zapowiadając walkę. Mało kto wierzył, że Inżynierowie podniosą się w Częstochowie, kiedy to przegrywali 0:2 w setach. Jednak oni pokazali, że niemożliwe staje się możliwe, nawet w sporcie: wygrali trzecią partię, doprowadzili do tie-breaka, wyrównali stan rywalizacji i doprowadzili również do złotego seta. A w tej decydującej partii objęli prowadzenie 6:0! Trofeum było na wyciągnięcie ręki i wtedy nastąpił kolejny zwrot akcji w tym spotkaniu, AZS Częstochowa przebudził się i w niezwykle dramatycznej końcówce okazał się lepszy o dwie piłki... Na pocieszenie srebrny medal, ale co to za pocieszenie, skoro srebra się nie przegrywa, tylko przegrywa złoto?
Porażka w finale Pucharu Challenge podcięła skrzydła mojej drużynie. W starciach o miejsca 5-8 zabrakło im sił, wiary i woli walki. Po przegraniu dwóch spotkań, zgodnie z regulaminem znoszącym rywalizację o 7. miejsce, uplasowali się na ósmej pozycji. Niby wszystko dobrze, bo przedsezonowy cel został zrealizowany, jednak gorycz pozostała.
Dla mnie drużyna Politechniki Warszawskiej jest bohaterem. Dostarczyli wielu emocji, łez radości i smutku. Pokazali charakter, jakiego nie powstydziliby się średniowieczni wojowie. Po raz kolejny Radek Panas pokazał, że ma nosa do zawodników. Chciałabym, aby w przyszłym sezonie również tak było. A przede wszystkim, żeby siatkówka w stolicy się utrzymała.
Podsumowania sezonu 2011/2012:
==> Okiem kibica Resovii Rzeszów
==> Okiem kibica Skry Bełchatów
==> Okiem kibica ZAKSY Kędzierzyn-Koźle
==> Okiem kibica Jastrzębskiego Węgla
==> Okiem kibica Delekty Bydgoszcz
==> Okiem kibica Tytana AZS Częstochowa
==> Okiem kibica Farta Kielce