W czterech setach reprezentantki Portoryko pokonały Argentynę. Zwyciężczynie prowadziły spójniejszą grę i popełniały mniej błędów, a gdy tylko rywalki wzmagały presję, kontrolę przejmowała Sarai Alvarez. W pierwszych dwóch setach Argentynki starały się, choć nieporadnie, przeciwstawiać blokiem, ale ten był lepszy po przeciwnej stronie siatki. - Codziennie staramy się udoskonalać naszą grę i w tym spotkaniu graliśmy lepiej niż w poprzednich meczach. Dużo blokowaliśmy i Argentyna nie mogła nas powstrzymać - oceniał trener Portoryko David Aleman.
W trzeciej odsłonie rywalkom udało się jednak stawiać blok na tyle skutecznie, by przytrzymać ataki Portorykanek i pewnie wygrać partię. Niestety dla nich, na czwartego seta zespół z Ameryki Środkowej wyszedł z nową energią i determinacją, zyskując 10-punktowe prowadzenia na drugiej przerwie technicznej. Spore zasługi miała w tym mistrzowsko rozgrywająca Vilmarie Mojica, która skutecznie rozpraszała grę po drugiej stronie siatki. - Zagraliśmy bardzo słaby mecz, zabrakło koncentracji, a Portoryko było bardzo silne. Jednak jest to początek turnieju i bierzemy to jako cenne doświadczenie, które pomoże nam poprawić grę przed nadchodzącymi meczami - mówiła po spotkaniu kapitan Argentyny Emilce Sosa.
Argentyna - Portoryko 1:3 (20:25, 16:25, 25:16, 17:25)
Argentyna: Fernandez, Nizetich, Fresco, Sosa, Busquets, Castiglione, Gaido (libero) oraz Boscacci, Curatola, Cossar.
Portoryko: Mojica, Alvarez, Rosa, Enright, Oquendo, Del Valle, Venegas (libero) oraz Santana, Quesada, Collazo, Valentin.
* * *
Cztery sety miał również drugi pojedynek w Macau, w którym Chinki pokonały Tajki, choć pierwsza dość gładko przegrana partia mogła zwiastować kłopoty. - Tajlandia jest bardzo silnym zespołem z charakterem, o czym przekonaliśmy się, przegrywając rok temu w Makau. Fantastyczny serwis i blok sprawiły nam wiele problemów i trzeba było dokonać niezbędnych zmian, by zwalczyć naszą niemoc. Nasza postawa pokazała nam, że mamy problemy z atakiem i w odbiorze i musimy rozwiązać je jak najszybciej - oceniał po spotkaniu trener zwyciężczyń Yu Juemin.
Problemy te widać było zwłaszcza na początku meczu, gdy podopieczne Kiattiponga Radchatagriengkaia zaczęły od prowadzenia 5:1. Co prawda, rywalki pomogły sobie blokiem, by wyrównać 14:14, ale końcówka i tak należała do Tajek. Niemniej to blok był głównym atutem Chinek, dzięki niemu w drugiej partii prowadziły 18:9. Niemniej drużyna przeciwna nie dawała za wygraną tak w końcówce tej odsłony, jak i w następnej, w której gospodynie ponownie zyskały znaczną przewagę (16:10), by za chwilę pozwolić rywalkom niwelować ją nawet do jednego oczka. Zarówno jednak te dwa sety, jak i kolejny, w którym przez dłuższy czas nie dominowała żadna z ekip, choć zwykle to gospodynie zyskiwały 1-2 oczka przewagi, padły ostatecznie łupem Chinek.
- Mecz był trudny, ponieważ chińskie zawodniczki mają przewagę wzrostu, grały więc lepiej w bloku i obronie. O naszej porażce zdecydowały ponadto błędy własne. Będziemy jednak ciężko pracować, aby poprawić się i móc konkurować z Chinami w przyszłości - komentowała po spotkaniu kapitan Tajlandii Wilavan Apinyapong.
Chiny - Tajlandia 3:1 (18:25, 25:20, 25:18, 25:19)
Chiny: Hui, Wei, Yang, Ma, L. Zhang, Fan, X. Zhang (libero) oraz Zeng.
Tajlandia: Thinkaow, Sittirak, Apinyapong, Hyapha, Tomkom, Kanthong, Pannoy (libero) oraz Buakaew (libero), Guedpard, Chaisri.