Reprezentacja Polski po raz kolejny nie zdołała wygrać z Brazylijkami, choć tym razem zabrakło niewiele. Biało-czerwone mogą mieć do siebie żal, szczególnie za fatalne pierwsze dwie partie pojedynku. Za późniejsze akcje należy je pochwalić. - Nie miałyśmy nic do stracenia. Mogło być tylko lepiej. Nagle wszystko ruszyło, złapałyśmy wiatr w żagle i wygrałyśmy kolejne sety. Byłam przekonana, że w tie-breaku też się uda... - przyznała libero kadry, Krystyna Strasz.
Grająca od lat w Dąbrowie Górniczej filigranowa siatkarka nie wie do końca, co było przyczyną anemicznej postawy w pierwszym i drugim secie. - Byłyśmy niezwykle spięte. Nic nam nie szło. Brazylijki grały niezwykle konsekwentnie, a my bez polotu - uważa.
Nad Polkami zaczyna ciążyć klątwa Canarinhos. Taka sama, jak ta, która przez lata dołowała siatkarzy. Brazylijskie fatum nie zostało zwyciężone w Łodzi. - Wiemy, że to bardzo dobra drużyna i musimy dać z siebie wszystko, żeby ją pokonać. W niedzielę ta sztuka się prawie udała. Może następnym razem - komentuje Strasz, która ponownie była niezadowolona ze swojej postawy.
Przed Polkami chińska część zmagań w World Grand Prix. Co należy poprawić przed kolejnymi starciami, tym razem w Azji? - Chyba wszystko... - mówi pesymistycznie Strasz, jednak po chwili wlewa nadzieje w serca kibiców. - Jak zagramy tak zespołowo i z takim zębem, jak w trzecim secie, to podejrzewam, że powinno być dobrze w każdym kolejnym starciu - kończy.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)