W drugim roku zmagań w World Grand Prix reprezentacja Serbii otrzymała prawo organizacji jednego z turniejów u siebie. Trzecia drużyna poprzednich rozgrywek skrzętnie skorzystała z tego przywileju i zaprosiła trzy ekipy do Areny Pronir w Belgradzie, która nie tak dawno sprawdziła się podczas mistrzostw Europy siatkarek.
Po turnieju w Łodzi Zoran Terzić miał mieszane odczucia. Jego ekipa wywalczyła co prawda 5 "oczek", ale podczas konferencji prasowych podkreślał, że oczekuje od swoich siatkarek zdecydowanie więcej, ale to "więcej" liczyć się będzie dopiero podczas igrzysk w Londynie. Niewiele brakowało, aby kolejny zawód przyszedł w pojedynku otwierającym belgradzki turniej. - Nie potrafiłyśmy się skoncentrować na tym spotkaniu, ale udało się wygrać. Argentynki zagrały bardzo dobrze - przyznała Maja Ognjenović, kapitan serbskiej szóstki.
Po raz kolejny szalę zwycięstwa na stronę Serbek przechyliła Jovana Brakocević, która w czterech odsłonach starcia wywalczyła aż 22 punkty. Po drugiej stronie siatki ogromnym zaskoczeniem była skuteczność Emilce Sosy, kapitan reprezentacji Argentyny, która na swoim koncie zapisała aż 21 oczek.
Przyjezdne z Ameryki Południowej niespodziewanie zwyciężyły z gospodyniami w walce na siatce. Wspomniana wcześniej Sosa doskonale dyrygowała poczynaniami argentyńskiego bloku, co w efekcie dało mały sukces Argentynkom. Podobnie było w polu serwisowym. Jednak co innego zadecydowało o sukcesie. - W finalnym rozrachunku mieliśmy 11 punktów więcej, czyli tyle, ile Argentynki oddały nam więcej błędami - zauważył Terzić.
Mimo to siatkarki z Europy wygrały drugi mecz w tegorocznej edycji WGP i dopisały do swojego dorobku kolejny komplet punktów.
Serbia - Argentyna 3:1 (25:23, 23:25, 25:22, 25:17)
Serbia: Brakocević, Krsmanović, Vesović, Ognjenović, Veljković, Mihajlović, Cebić (libero) oraz Malesević.
Argentyna: Fernandez, Nizetich, Fresco, Sosa, Bysquets, Castiglione, Gaido (libero) oraz Boscacci, Curatola.
***
Faworyt nie zwiódł również w drugim starciu tej grupy. W nim Turczynki podejmowały reprezentację Kuby, która nie może odnaleźć dyspozycji przed lat i jest tylko cieniem ekipy zdobywającej przed laty najwyższe laury w żeńskiej siatkówce.
- Ogólnie grałyśmy dobrze, serwowałyśmy przyzwoicie i wygrałyśmy pierwszego seta wcześnie. W drugim straciłyśmy przyjęcie, a nasz serwis zawodził. Po powrocie do naszej taktyki zwyciężyłyśmy 3:1 i bardzo cieszymy się z kolejnego sukcesu - relacjonuje spotkanie Esra Gumus, kapitan Turcji.
Jak podkreśla siatkarka zespołu znad Bosforu, to serwis odegrał kluczową rolę w tym pojedynku. Ogromna przewaga w tym elemencie (12 asów Turcji przy 4 Kuby) pozwoliła na spokojną kontrolę boiskowych wydarzeń. Swoją cegiełkę do zwycięstwa podopiecznych Marco Motty dołożyły... same Kubanki, które tradycyjnie już myliły się na potęgę. W piątek oddały aż 30 punktów rywalkom! Przy takiej statystyce marzenia o zwycięstwie znikają bardzo szybko.
Najskuteczniejsza siatkarką spotkania okazała się Neriman Ozsoy, autorka 17 udanych zagrań. Tylko jedno mniej na swoim koncie zapisała najlepsza po drugiej stronie siatki Rossana Giel.
Kuba - Turcja 1:3 (16:25, 25:20, 20:25, 20:25)
Kuba: Salas, Santos, Palacios, Lescay, Cleger, Giel, Borrell (libero) oraz Castaneda, Silie, Silva.
Turcja: Toksoy, Kirdar, Aydemir, Ozsoy, Erdem, Darnel, Kayalar (libero) oraz Uslupehilvan, Gumus.