Zespołowość okazała się kluczowym atutem Amerykanek w sobotnim spotkaniu. W ekipie prowadzonej przez Hugh McCutcheona 15 punktów zdobyła Destinee Hooker, po 13 zaś Foluke Akinradewo i Christa Harmotto.
Mecz rozpoczął się od wyrównanej walki, ale tuż przed drugą przerwą techniczną Niemki wyszły na prowadzenie czterema "oczkami". Serwis Akinradewo był na tyle skuteczny, że pozwolił zmniejszyć straty. Szczelnym blokiem Amerykanki rozstrzygnęły losy premierowej partii na swoją korzyść.
Kolejna odsłona wyglądała podobnie, z tą jednak różnicą, że to Stany Zjednoczone miały lepsze otwarcie. Niemniej, nawet proste błędy nie wybiły ich z rytmu. Europejki zatrzymały się przez chwilę na osiemnastym punkcie, co wykorzystały rywalki i w końcówce ponownie potwierdziły swoją wyższość.
Trzecia część przebiegała już całkowicie po myśli ekipy z Ameryki Północnej. Jordan Larson zakończyła ten mecz skutecznym atakiem. - Spotkanie było bardzo wyrównane, mogłyśmy wygrać przynajmniej jednego seta, ale popełniłyśmy błędy. USA świetnie przyjmowało, nawet gdy mocno serwowałyśmy - podkreśliła na konerencji prasowej Małgorzata Kożuch, kapitan Niemiec. - To była walka, jak zwykle przeciwko tej drużynie. Nie byłyśmy tak dokładne jak powinnyśmy, zwłaszcza ja. Mamy bilans 5:0 i chcemy utrzymać taką grę do finału - zapowiedziała Lindsey Berg, rozgrywająca USA.
USA - Niemcy 3:0 (25:23, 25:23, 25:17)
USA: Berg, Larson, Harmotto, Tom, Akinradewo, Hooker, Davis (libero) oraz Haneef-Park, Miyashiro, Thompson
Niemcy: Hanke, Ssuschke-Voigt, Furst, Beier, Kożuch, Brinker, Durr (libero) oraz Matthes, Moellers, Burchardt
***
Sporo emocji przyniosło drugie starcie tej grupy. Brazylijki po pięciosetowej batalii pokonały Włoszki. Była to już piąta wygrana podopiecznych Jose Roberto Guimaraesa. Drużynie z Półwyspu Apenińskiego w odniesieniu zwycięstwa nie pomogło nawet 25 punktów Francesci Piccinini. Po drugiej stronie siatki ciężar gry rozkładał się bardziej równomiernie.
Pierwszy i czwary set wyglądały bardzo podobnie. O ich losach rozstrzygnęły dopiero gry na przewagi. W premierowej odsłonie świetnym wyczuciem popisał się szkoleniowiec Brazylijek, posyłając w bój w bardzo odpowiednim momencie Danielle Lins, Mari i Priscilę Daroit. To głównie dzięki nim zespół z Ameryki Południowej prowadził 1:0.
Przewaga poszczególnych ekip w drugiej i trzeciej części nie podlegała dyskusji. Losy tego nierównego spotkania musiał więc rozstrzygnąć tie-break. Jaqueline miała duży udział w objęciu prowadzenia 6:3. Gdy Raphaela Folie zdobyła punkt blokiem na 13:13, kibice zgromadzeni w hali Adid Moyses Dib Gymnasium znów byli świadkami wyrównanej końcówki. Więcej "zimnej krwi" zachowała Brazylia i mogła cieszyć się z wygranej.
- To był świetny mecz. Zagrałyśmy bardzo dobrze. Miałyśmy szanse na wygranie pierwszego seta, ale popełniłyśmy zbyt dużo błędów - powiedziała na konferencji prasowej Serena Ortolani, kapitan Italii. Trener Marco Bracci wypowiadał się w podobnym tonie, zwracając również uwagę na poziom, na jakim zagrały jego podopieczne. Więcej powodów do radości miała Fabiana Claudino. - Zakończyłyśmy spotkanie usatysfakcjonowane, ponieważ bardzo zależało nam na zwycięstwie - podkreśliła brazylijska siatkarka. - Bardzo ważne było dla nas to, aby taki mecz zagrały te zawodniczki, które nie poleciały do Polski. To świetny test dla nas - zakończył Roberto Guimaraes.
Brazylia - Włochy 3:2 (26:24, 14:25, 25:15, 24:26, 16:14)
Brazylia: Fabiana, Paula, Thaisa, Jaqueline, Sheilla, Fabiola, Oliveira (libero) oraz Danielle, Adenizia, Maraianne, Priscila
Włochy: Anzanello, Rondon, Ortolani, Piccinini, Bosetti, Folie, De Gennaro (libero) oraz Barcellini, Gennari