Szymon Mierzyński: Po tylu latach można chyba powiedzieć, że szamotulski turniej zagościł w kalendarzu na dobre i jest traktowany jako stały element przedsezonowych przygotowań...
Ryszard Frąckowiak: Staramy się, by ta impreza była inauguracją każdego sezonu. Zresztą już za tydzień odbędą się pierwsze mecze ligowe. Pojedynki, do których dojdzie w Szamotułach, będą ostatnim szlifem przed rywalizacją o punkty.
Turniej zapowiada się ciekawie, zwłaszcza że wszystkie zespoły przyjechały w najsilniejszych składach.
- Zgadza się. Poza tym nikt nie skarży się na kontuzje, zawodniczki są zdrowie i gotowe do walki. Myślę, że będzie bardzo ciekawie, po raz pierwszy w historii imprezy gościmy Tauron MKS Dąbrowa Górnicza. Widziałem tę drużynę w akcji tydzień temu w Jarocinie i trzeba przyznać, że zrobiła ogromne postępy.
Jak wygląda sytuacja jeśli chodzi o transmisje telewizyjne?
- Były takie plany, zapewniał o tym Jacek Kasprzyk z Orlen Ligi. Niestety na tydzień przed turniejem poinformowano mnie drogą mailową, że Polsat jednak nie zamierza pokazywać meczów. Jest to poniekąd związane z odbywającym się w tym samym czasie Superpucharem Polski mężczyzn. Ta impreza zostanie rozegrana w niedawno oddanej do użytku hali w Częstochowie.
Zatem jeśli ktoś chce zobaczyć w akcji najlepsze ekipy kobiece, musi przyjść do hali Nałęcz...
- Cóż... innego wyjścia nie ma.
Czy brak transmisji jest dla organizatorów dużym problemem? Z jednej strony to może podnieść frekwencję, ale z drugiej zabraknie reklamy w skali ogólnokrajowej.
- Muszę przyznać, że to jednak strata. Mecze w telewizji wypromowałyby Szamotuły, poza tym zawiedzeni będą sponsorzy. Póki co porozumiałem się z miejscową telewizją, która przygotuje obszerną relację z imprezy. To chociaż w części zrekompensuje brak transmisji w kanałach o szerszym zasięgu. Innej możliwości niestety nie miałem, bo zbyt późno dowiedziałem się o rezygnacji Polsatu. Telewizja Publiczna odpowiedziała na moją propozycję, ale transmisja w TVP Sport byłaby możliwa tylko wówczas, gdyby pewne ustalenia zapadły wcześniej.
W ubiegłych latach różnie bywało z budżetem turnieju. Czy tym razem udało się zorganizować potrzebne środki?
- Odkąd współpracujemy z Eneą, jest dużo łatwiej. Wiadomo, że z roku na rok koszty są coraz większe, zwłaszcza te związane z wyżywieniem i zakwaterowaniem. Nie da się ukryć, że bez pomocy sponsorów tego rodzaju imprezy w ogóle nie miałyby miejsca. Ostatnio gościłem na podobnym wydarzeniu w Jarocinie i tam sytuacja jest taka sama.
Jak wygląda zaangażowanie miasta?
- Podobnie jak rok temu. Teraz - gdy współpracujemy z Eneą - nie wymagamy już dużych środków z budżetu Szamotuł.
W ubiegłych latach zainteresowanie turniejem było dość duże. Czy w tym roku sytuacja się powtórzy?
- Całkiem możliwe, bo przyjadą do nas kluby kibica z Sopotu i Dąbrowy Górniczej. Otrzymałem też sporo zamówień indywidualnych.
Jaka może być maksymalna frekwencja na jednym spotkaniu?
- Widownia pomieści około sześćset osób. Będziemy jednak dostawiać kolejne trybuny i zwiększać pojemność. Te działania są ukierunkowane zwłaszcza na niedzielę. Tego dnia zaplanowany jest mecz o Superpuchar Polski i zainteresowanie będzie największe. Pogoda dopisuje i myślę, że podobnie jak w latach ubiegłych szamotulanie tłumnie odwiedzą halę Nałęcz.
Turniej Enea Szamotuły Cup ma już swoją tradycję i pod względem organizacyjnym nie stanowi chyba tak dużego wyzwania jak kiedyś...
- Z roku na rok podchodzimy do tego coraz spokojniej. Wszystko mamy już opanowane, wiemy kiedy musimy rozpocząć przygotowania, żeby dopiąć je na ostatni guzik. Nie ma nerwowych ruchów. Trudno zresztą, żeby było inaczej, skoro to już ósma edycja.