Nie mamy nawet 12 zawodniczek gotowych do gry - rozmowa z Jerzym Matlakiem, trenerem Atomu Trefla

Jerzy Matlak postanowił powrócić na ławkę trenerską. W Atomie jednakże czekają go kolejne wyzwania. - Mamy 10 zawodniczek zdolnych do gry, ale nie będę płakał - zapewnia szkoleniowiec.

Anna Kossabucka: Czy już wszystkie problemy z biurokracją zostały przez was pokonane? Czy Noris zagra z Muszyną?

Jerzy Matlak: Trudno mi powiedzieć. Nie do końca sprawa jest dla mnie jasna, ona żyje własnym życiem nieco. Wszystko teraz zależy od strony kubańskiej, piłeczka jest po ich stronie, choć zawirowania są potworne. Pieniądze, które zostały tam przelane, okazały się nie takie, o jakich nam powiedziano, że mają być. Być może przyjdzie jeszcze niektóre sprawy uzupełniać. Ja jednak nie znam szczegółów, bo nie zajmuję się papierami, tylko trenowaniem. Ale wystąpiła nagle szalona ilość kłopotów z tymi sprawami formalnymi.

No i problemy do tego na środku siatki...

- Niespodziewanie do tego wszystkiego doszła kontuzja Sylwii Wojcieskiej, która wszystkich nas trochę zniechęciła, bo okazało się, że pozornie niegroźny uraz, wykluczy Sylwię prawdopodobnie na cały sezon. A była ona jedną z podstawowych zawodniczek grających na środku. A dla odmiany ta, która miała ją zastąpić, Dorota Pykosz, dziś dowiaduje się, że ma pęknięty palec i druga środkowa odpadła. I w tym momencie robią się bardzo duże i poważne problemy. Myślę, że tutaj szybko powinien się zebrać "sztab kryzysowy", by ratować tę sytuację. Dziewczyny, które tutaj zostały, mogą sobie nie poradzić z tym, czego od nich będzie się wymagało. Trzeba się zastanowić nad tym, czy nie byłoby nas stać przypadkiem na wzmocnienie, w tych miejscach, gdzie zawodniczki po prostu odpadły, bo to nie jest ani wina klubu, ani zawodniczek czy trenerów. Tak się zdarza, ale musi być na to szybka reakcja. Ale wiadomo, że wszystko zależy od finansów - zobaczymy czy będziemy umieli załatać - kolokwialnie mówiąc - "dziury", które powstały. Ważne, żeby drużyna miała wsparcie w zawodniczkach, które ewentualnie pomogą im w tej trudnej sytuacji.

To ile zawodniczek jest sprawnych do gry na stan obecny?

- W tej chwili zostało chyba 10 zawodniczek zdolnych do gry, które mogą występować, a przypominam, że w Lidze Mistrzyń za nie wystawienie 12 osób klub płaci karę. Paradoks polega na tym, że jeszcze miesiąc temu mieliśmy za dużo tych zawodniczek, myśleliśmy o wypożyczeniu, ale na szczęście nie zdążyliśmy się za to poważnie zabrać, bo wyglądałoby to jeszcze gorzej. Dzisiaj, jak się ogląda składy zespołów, zwłaszcza męskich, ale także i kobiecych, które są w takiej sytuacji jak my - występują na rodzimych parkietach ale także w Lidze Mistrzów, to mają w swoim składzie często po 16-18 zawodników. U nas takiej sytuacji nie ma a dodatkowo, na chwilę obecną to i 12 się nie uzbiera. To jest problem nie tylko mój i zawodniczek, ale także i zarządu, więc mam nadzieję, że siądziemy razem i będziemy próbować rozwiązać tę patową sytuację.

Jakie więc są wasze sposoby na rozwiązanie tych problemów?

- Są na szczęście na rynku zawodniczki, które mogłyby tę sytuację ratować, ale ona nastała tak niespodziewanie, w jednym tygodniu. Uraz Doroty też okazuje się poważny, wykluczy ją z gry na kilka tygodni, ale nic nie możemy na to poradzić. Musimy dalej trenować, do gry posłać te dziewczyny, których być może miało nie być w podstawowym składzie, ale mam nadzieję, że będziemy szukać jeszcze jakiegoś rozwiązania, jakiejś pomocy z zewnątrz.

To są jakieś konkretne nazwiska?

- Rozmawialiśmy o pewnych krokach, które można by było podjąć na gorąco, tuż po kontuzji Sylwii, ale po jakimś czasie okazało się, że nasz budżet jest już napięty i nie ma na to środków, więc zaprzestano jakichkolwiek działań. Obecnie jednak uważam, że przydałoby się do takich rozmów wrócić, bo straciliśmy kolejną środkową. Wiadomo - ludzie mają dobrą wolę, wszystko jednakże rozbija się o pieniądze. Zarząd ma określone możliwości, których nie da się przeskoczyć. Istnieje jedynie możliwość pomocy z zewnątrz, że ktoś nam coś "dorzuci". Bo z tego, co nazywamy budżetem , wszystko już zostało rozplanowane. Mamy dalej długi z poprzedniego sezonu i obecni ludzie, którzy tutaj pracują, muszą spłacać zaległości, ale także utrzymywać nas. Tak że zdaje sobie sprawę, że nie mogę wymagać cudów, że to nie zależy wyłącznie od dobrych chęci, tak więc będziemy musieli radzić sobie z sytuacją jak tylko możemy.

Na razie jest więc pan zmuszony do wielu rotacji w składzie ...

- Rotacje, które muszą mieć miejsce to na pewno nie jest sytuacja komfortowa. W siatkówce współczesnej jest bardzo ścisła specjalizacja i zamiana zawodniczek na pozycjach wprowadza wiele trudności organizacyjnych. Bo zaczynają wykonywać jakieś inne ruchy, nie ma mają automatyzmu ani nawyków. Jedna przeszkadza drugiej i zaczyna się wtedy robić bałagan a ludziom to się też nie podoba, bo to wygląda, jakby się spotkały po raz pierwszy na boisku.

Dlatego ten mecz z Legionovią wyglądał tak mało przekonująco? Bo w turniejach przed sezonem graliście nadzwyczaj efektownie.

- Padały właśnie po pierwszym meczu opinie, że to wyglądało tak, jakby zawodniczki widziały się po raz pierwszy na boisku. Ale przypomnę, że faktycznie dziewczyny grają w pełnym składzie od niedawna, a doszły kontuzje, które wymusiły roszady w składzie. Wszystko zaczyna się wiązać - graliśmy trudne mecze turniejowe i rozpoczęły się problemy. Ale nie będziemy płakać, będziemy szukać rozwiązań, ludzie na pewno muszą się uzbroić w cierpliwość, dać nam czas i okazać zaufanie, byśmy mogli sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, bo nam tego potrzeba. Pewne rzeczy są nie do przeskoczenia. Czas, którego potrzeba do pełnego zgrania zespołu, można liczyć nawet i w sezonach. My jesteśmy dopiero ze sobą 3 miesiące, więc to naturalne, że będziemy mieli swoje problemy.

Cierpliwość ze strony kibiców i sponsorów najważniejsza?

- Prezentacja to dzień świąteczny, czas na uśmiech czy serdeczności, ale najistotniejsze chwile będą wtedy, kiedy nastaną te dni ciężkie, kiedy nie będzie szło, co jest do przewidzenia. Wtedy też mam nadzieję na to, że tak to będzie wyglądało jak podczas prezentacji, że kibice zawsze będą z nami. Dlatego też proszę o wyrozumiałość, bo wiem, że nadejdzie czas, kiedy wszystko zacznie ze sobą funkcjonować a wtedy zawodniczki odrobią, to co straciły i odwdzięczą się za kredyt zaufania, jakim zostały obdarzone. I wszystko stanie się w tym sezonie.

Na powtórkę dobrych wyników z Ligi Mistrzyń nie należy się więc nastawiać?

- Liga Mistrzyń to zawody o poziomie wiele wyższym niż liga polska. I startuje już za dwa tygodnie. Będzie niezmiernie ciężko. Składy znamy tylko z internetu albo przekazu statystyków, nie widzieliśmy gry przeciwników na nagraniach. Powoli zbieramy materiał, ale wiemy jak trudne rywalki mamy w grupie. Baku to poziom już nawet nie europejski, ale światowy. Tak że nasze niektóre działania, biorąc pod uwagę naszą sytuację, mogą być uderzaniem głową w mur. Ale nawet jeśli nie wyjdzie nam gra, taka jaką byśmy chcieli zaprezentować, na pewno będzie to duża lekcja dla nas, z której będziemy mogli wyciągnąć wiele nauki. To da nam wiele dobrego w polskiej lidze. My walczymy jednak przede wszystkim o dobry wynik w lidze polskiej, a to, że do Ligi Mistrzyń może nie do końca jesteśmy przygotowani, to nam pomoże w rozgrywkach Orlen Ligi, ale nie oszczędzi nam kłopotu i rozczarowań, które mogą się pojawić. Należy pamiętać o naszej sytuacji i uzbroić się w cierpliwość, jako że w późniejszym czasie odwdzięczymy się dobrym wynikiem. 
Wierzę, że kiedy zaczną się play-offy, ta najważniejsza część ligi, to już wszystko będzie funkcjonowało dobrze.

Media tworzą otoczkę przed meczem z Muszynianką. Ale tak naprawdę jak przygotowujecie się do tego spotkania? 

- To mecz, na razie, na tym etapie, o niewielką stawkę. Przygotowujemy się do niego szczególnie jedynie pod tym względem, że codziennie dowiaduję się o kontuzji kolejnej dziewczyny. Mamy problem ze środkiem, Noris najprawdopodobniej także nie będzie grała, Rachel być może tak samo nie wyjdzie na ten mecz. To wszystko przekreśla jakiekolwiek przygotowania taktyczne. My myślimy tylko o tym, jak wypełnić luki i kogo znaleźć na daną pozycję. Zostaliśmy z dwiema środkowymi, w tym z Justyną Łukasik, która nie miała jeszcze styczności z ligą, oprócz oglądania jej w telewizji. Ale najprawdopodobniej zadebiutuje na środku, będą się wiązały z tym określone problemy, nie od razu okaże się, że nas pozytywnie rozczaruje i będzie w stanie grać na takim poziomie, jaki wymaga liga. Po prostu - cierpliwość to najwłaściwsze słowo w takiej sytuacji i o nią proszę wszystkich.

Komentarze (3)
avatar
gerth
17.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Stary zmęczony i sfrustrowany człowiek, pesymista i pieniacz. Po co zabierał się do Atomu? Dla pieniędzy?
Szkoda że nie dano szansu komuś mlodszemu, utalentowanemu i z ambicjami. 
avatar
Adonis20
12.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No znów się muszę zgodzić z poprzedniczką. Jak to jest z przysłowiu sam tak chciałeś Grzegorzu dyndało to teraz masz. 
panda
12.10.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fakt faktem, że sytuację kadrową mają dość kiepską, ale nikt im współczuć nie będzie. Co do środka siatki, to zawsze można tam "przerzucić" Ankę Podolec, a potem to jakoś będzie...