Kinga Popiołek: Spodziewałeś się, że na mecz z AZS-em Częstochowa Arena Ursynów wypełni się niemalże do ostatniego miejsca?
Fabian Drzyzga: Po prostu cieszę się, że jest tyle osób na spotkaniach. A czy jestem zaskoczony? Nie, chyba nie. Z tego, co widziałem, to była niemalże cała hala. Fajnie, bo znacznie lepiej się gra w takiej atmosferze.
Zagrałeś przeciwko byłej drużynie, gdzie prowadził cię były rozgrywający. W Politechnice Jakub Bednaruk w przeszłości również grał na tej pozycji. W jaki sposób to wpływa na twoją grę i przygotowanie do meczów?
- Miałem już trzech trenerów-rozgrywających - Kuba jest trzecim - każdy z nich miał i ma inne podejście, inny styl prowadzenia zespołu, jak i mojej osoby. Ale myślę, że jak na razie to właśnie z Kubą mamy bardzo podobne charaktery i dobrze się dogadujemy. Czujemy siatkówkę tak samo, więc to jest kluczem do dobrej współpracy. Oczywiście, to jest dopiero początek, ale nie sądzę, żeby wiele się zmieniło w tej kwestii.
Dwa diabły wcielone tak dobrze się ze sobą dogadują?
- Diabeł jest tylko jeden (śmiech). Ja pod żadnym względem nie chcę być diabłem i niech tak zostanie.
Czy w takim razie Jakub Bednaruk ma jakieś metody z piekła rodem, że gracie jak natchnieni?
- To już trzeba jego zapytać, gdzie szuka jakichś inspiracji czy pomysłów, bo ma je - może nie jakieś zwariowane - ale oryginalne. I to trzeba docenić.
Jakie to pomysły?
- Na przykład... chociaż nie wiem, czy powinienem to zdradzić, ale... najwyżej mnie Kuba do piekła wsadzi (śmiech). Przed meczem z AZS-em Częstochowa podczas rozruchu przez prawie godzinę mieliśmy... muzykę typu AC/DC. Takie rockowe, energetyczne kawałki, które pobudzały zawodników. Pierwszy raz się z takim czymś spotkałem i było to bardzo sympatyczne. Może trochę za długo to trwało, ale ogólnie pomysł jest super.
Nic, tylko czekać, aż trener weźmie całą drużynę na jakiś koncert rockowy!
- Może tak być. On może wymyślić wszystko, tylko musimy cierpliwie czekać (śmiech).
Przed sezonem, ale i teraz często mówi się o tym, że w Politechnice nie ma gwiazd...
- To nie jest żaden problem i myślę, że jest nawet bardzo dobrze, że tak o nas mówią. Niech tak już będzie. Nie mamy gwiazd w zespole, jesteśmy kolektywem i tego musimy się trzymać. Już kiedyś powiedziałem, że nie wygramy żadnego meczu jednym zawodnikiem. Jeśli za to każdy będzie grał, to mamy szansę wygrać.
Do Bydgoszczy jechaliście naładowani zwycięstwem nad Jastrzębskim Węglem, tymczasem nad Brdą dokonaliście kolejnej niespodzianki pokonując Delektę. Teraz w trzech setach triumfowaliście nad AZS-em Częstochowa.
- To są efekty może nie ciężkich, ale naprawdę dobrych treningów, które mają ręce i nogi, gdzie zostawiamy dużo serducha. To plus nastawienie, motywacja na mecze i treningi. Kuba od nas sporo wymaga, nie ma chwili odpuszczania. Jeśli któryś z nas odpuści - to było nawet widać w piątek w ostatnim secie, gdzie było bodajże 23:15, straciliśmy 2-3 punkty, a on wziął czas i wtedy - nie chcę brzydko mówić - ale zrypał nas. Zasłużenie, bo nie można takich błędów robić i oddawać meczu.
Macie świadomość, że po ostatnich wynikach to rywale będą się na was szykowali?
- Nawet nie myślimy o tym. Koncentrujemy się na każdy kolejny mecz, chcemy się teraz nacieszyć dwoma dniami wolnego, a potem wracamy do ciężkiej pracy. Na razie podchodzimy tylko i wyłącznie do najbliższego pojedynku ligowego z Effectorem Kielce. Potem czeka nas wyjazd do Olsztyna, a w dalszej kolejności nawet nie pamiętam, z kim gramy. Nie jest to ważne, bo rozpraszałoby uwagę. I właśnie o to chodzi, że skupiamy się na jednym meczu i to jest dla nas najważniejsze.
A te dwa dni wolnego to jakaś nagroda za dobre wyniki?
- Nie, to już było ustalone wcześniej. Czasem są takie pomysły, kiedy to trenerzy mówią, że jeśli wygramy za trzy punkty, to mamy dwa dni wolnego; za dwa punkty - jeden dzień, a za jeden punkt nie ma wolnego i tak dalej. Tutaj wszystko było z góry ustalone i nie musimy się motywować takimi bzdurami.