W MKS-ie z powodu problemów zdrowotnych w wyjściowym składzie nie pojawiła się Krystyna Strasz, w roli libero zastąpiła ją nie Milena Stacchiotti, a Charlotte Leys.
Początek premierowej partii należał do dąbrowianek, lecz chwilę później nie mogły poradzić sobie z trudną i doskonale skierowaną zagrywką Judith Pietersen, dzięki czemu SC zniwelowało straty, a po chwili na tablicy widniał remis 12:12. Był to tylko wstęp do prowadzenia gospodyń, które wypracowały czterema asami serwisowymi oraz błędami rywalek. Trener Waldemar Kawka próbował mobilizować swoje podopieczne podczas drugiej przerwy technicznej, ale po powrocie na parkiet nadal popełniały proste błędy - jak błąd w przyjęciu Natalii Nuszel - więc drużyna z Drezna utrzymywała czteropunktowe prowadzenie niemal bez problemu, a jej główną bronią była zagrywka. Ważnym momentem okazał się dla MKS-u serwis Mai Tokarskiej, przy którym straty zostały zniwelowane zaledwie do dwóch punktów. Jednak końcówka należała do gospodyń, które ostatni punkt zdobyły blokiem na Joannie Szczurek.
Drugiego seta w wyjściowym składzie rozpoczęła Magdalena Śliwa, która wprowadziła więcej gry kombinacyjnej, a początek znów należał do dąbrowianek, lecz rywalki jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną doprowadziły do stanu 7:7. Od tego momentu gospodynie poczuły się pewniej, ale zatrzymała je trudna zagrywka Nuszel (11:14). Gra, a co za tym idzie wynik, zmieniały się jak sinusoida, lecz po drugiej przerwie technicznej siatkarki MKS-u ustabilizowały swoją grę, w czym pomogły im rywalki, które nie mogły dobrze przyjąć zagrywki. Dzięki tej serii dąbrowianki prowadziły czterema punktami, ale biorąc pod uwagę postawę obu zespołów, nie mogły być pewne zwycięstwa. Gra obu ekip była zależna od skali trudności zagrywki rywalek oraz przede wszystkim własnego przyjęcia. Bezsprzeczną bohaterką tej odsłony była Magdalena Śliwa, która zdobyła cztery punkty w ataku (trzy przy przepychance na siatce), czym ratowała MKS po złym przyjęciu, a set skończył się jej asem serwisowym.
Wydawało się, że trzecia odsłona od początku będzie wyrównana i zacięta, lecz gospodynie szybko wyszły na wysokie prowadzenie (8:3). - One o każdą piłkę walczą, my musimy zagrać podobnie - apelował do swoich podopiecznych Waldemar Kawka podczas pierwszej przerwy technicznej. Jego słowa znalazły odzwierciedlenie w grze MKS-u, mimo że wynik cały czas był mało korzystny dla polskiej ekipy, to zniwelowała ona straty do jednego punktu. Po asie Śliwy MKS wyszedł na jednopunktowe prowadzenie, a potem poszedł za ciosem i powiększył je do czterech "oczek". Dąbrowianki mogły wysoko wygrać tego seta, ale zmiany Alexandra Waibla wskrzesiły wiarę w jego podopiecznych w doprowadzenie do remisu. Gospodynie nie zamierzały się poddać, lecz popełniały proste błędy w polu zagrywki, przez które przegrywały czterema punktami. Obudziły się w ostatnim momencie, dobrze zagrały w obronie, MKS nie mógł skończyć ataku, a dwie akcje, przesądzające o końcowym wyniku, zakończyły się wygraną SC po nieporozumieniu na linii Śliwa - Plchotova, środkowa minęła się z piłką, a potem Śliwie został odgwizdany błąd rozegrania po przyjęciu na siatkę Nuszel. Dąbrowianki przegrały seta, którego powinny wygrać przez to, że nie mogły skończyć ataku.
Czwartą partię w wyjściowym składzie rozpoczęła Frauke Dirickx. Dąbrowianki mogły załamać się przegraniem niemal wygranego seta, ale było zupełnie inaczej - pierwsze skrzypce grały Nuszel i Elżbieta Skowrońska, które miały duży udział w prowadzeniu (1:6). Przewaga siatkarek MKS-u wzrosła do sześciu punktów, dzięki temu, że wykorzystywały kontry po nieudanych atakach rywalek. Alexander Waibl próbował ratować wynik zmianami oraz wspomagał swoje podopieczne radami i wskazówkami, ale nie były w stanie niwelować strat tak łatwo jak w poprzednich partiach. Jednak wyciągając wnioski z poprzednich setów, można było być pewnym, że emocje jeszcze pojawią się w tej odsłonie. Po zablokowanej kontrze Joanny Kaczor trener Kawka poprosił o czas (18:20). Mimo że gospodynie dzielnie walczyły i próbowały wykorzystać słabość rywalek w przyjęciu, to musiały uznać wyższość MKS-u po tym jak Mareen Apitz wyrzuciła serwis w aut.
Tie-break rozpoczął się po myśli polskiej drużyny, gospodynie nie były w stanie skończyć ataku, co działało na korzyść MKS-u, który prowadził trzema punktami. Ważną rolę znów odgrywała zagrywka, dzięki której siatkarki SC zniwelowały straty do jednego "oczka" (6:7). Przyjęcie dąbrowianek mściło się na nich bardzo boleśnie, gdyż niemiecka drużyna kończyła kontry po swoich dobrych zagrywkach. Gra była bardzo zacięta, a żadna z zawodniczek nie grała na pół gwizdka. Siatkarki z Drezna w tej odsłonie serwowały bardzo dobrze, a dąbrowianki przyjmowały momentami wręcz katastrofalnie. Trener SC zdecydował się wprowadzić w pole zagrywki młodą Magdalenę Grykę, która skrótem zaskoczyła Nuszel i dała swojej ekipie piłkę meczową. A spotkanie zakończyło się już w kolejnej akcji, w której Nuszel co prawda przyjęła w punkt, ale Kaczor zaatakowała prosto w podwójny blok.
Mimo że MKS po raz kolejny pokazał się z walecznej strony, to musiał uznać wyższość rywalek, które lepiej zagrały w końcówkach setów. Gwoździem do trumny dąbrowianek było ich przyjęcie, które momentami było fatalne. Tauron MKS musiał wygrać za trzy punkty, jeśli chciał ułatwić sobie walkę o awans z grupy w Lidze Mistrzyń, ale plan wykonał jedynie w 33 proc., gdyż zdobył jeden punkt.
SC Dresdner - Tauron MKS Dąbrowa Górnicza 3:2 (25:21; 19:25; 26:24, 21:25, 15:12)
SC: De Kruijf, Pietersen, Apitz, Karg, Utla, Izquierdo, Schoot (libero) oraz Thieme, Stock, Gryka, Schwabe.
Tauron MKS: Dirickx, Kaczor, Plchotova, Tokarska, Skowrońska, Nuszel, Leys (libero) oraz Staniucha-Szczurek, Śliwa, Zaroślińska, Liniarska.