Jeśli coś nie wychodzi, to i tak jesteśmy razem - rozmowa z Martą Siwką, libero Siódemki Legionovii Legionowo

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Siatkarki beniaminka Orlen Ligi - Siódemki Legionovii Legionowo po sześciu kolejkach mają na swoim koncie 6 oczek. Czy siódemka okaże się szczęśliwa dla nich i w Bielsku-Białej powiększą swój dorobek?

Kinga Popiołek: Po raz drugi powtarza się scenariusz, kiedy to po wyjazdowych porażkach udaje wam się przed własną publicznością zdobyć komplet punktów.

Marta Siwka: To prawda, ten mecz był dla nas bardzo ważny. Spotkanie w Dąbrowie Górniczej nam trochę nie wyszło, a mogłyśmy tam spokojnie poszukać punktów. Po tamtej porażce wiedziałyśmy, co nas będzie czekać u siebie. Bardzo długo i dokładnie przygotowywałyśmy się do tej potyczki: pod względem taktyki, ale też treningu. Sztab szkoleniowy też trochę kierował naszym nastawieniem na ten mecz.

Czyli właśnie te czynniki przyczyniły się do sukcesu?

- Wydaje mi się, że właśnie z Budowlanymi udało nam się zrealizować założenia taktyczne. Poza tym byłyśmy nastawione pozytywnie i bojowo. I co jest dla najważniejsze to fakt, że zagrałyśmy całym zespołem. To było widać, że cieszyłyśmy się po każdym punkcie. Nawet, jeśli coś nam nie wychodziło, to i tak byłyśmy razem. Ponadto byli z nami nasi kibice.

Rzeczywiście, pojawiło się ich w Arenie Legionowo wielu. Nie zniechęcił ich ani poniedziałkowy wieczór, ani transmisja telewizyjna.

- Musimy przyznać, że przez dwa sezony pracowałyśmy na to, żeby zarazić kibiców siatkówką. Wydaje nam się, że udało się to, bo na mecze przychodzi spora grupa osób, i to nie tylko nasz fanklub, który jest bardzo ważny, słyszalny i staje się naszym siódmym zawodnikiem, ale brawa też dla tych ludzi, którzy pojawiają się w Arenie Legionowo całymi rodzinami. Dziękujemy też panu, który na organkach gra i potrafi zagrzać publiczność do dopingu, a ona z kolei się tego nie boi. Dla nas jest to bardzo ważne, bo ich czujemy, słyszymy; oni po prostu nam pomagają.

Wracając do ostatniego spotkania z Budowlanymi, ale nie tylko: dostrzegalny jest pewnego rodzaju schemat, kiedy to wygrywacie pierwszą partię a w następnej oddajecie pole rywalkom.

- Trzeba przyznać, że coś w tym jest, i to nawet widać. W pierwszych setach wychodzimy mocno skoncentrowane i nie wiem, co się dzieje, że potem druga partia w naszym wykonaniu wypada znacznie słabiej.

Syndrom?

- Niech to nie będzie żadnym syndromem! Na pewno jest to element koncentracji. Może to też kwestia cierpliwości, bo za szybko i za bardzo chcemy wygrać. Jeszcze uczymy się cierpliwej gry, która jest bardzo potrzebna szczególnie nam wtedy, kiedy szybko chciałybyśmy skończyć akcję. A przecież punkt jest wart tyle samo bez względu na to, czy zostanie zdobyty atakiem, czy też piłka zostanie przebita w inny sposób. Ale brawa dla nas, że potrafimy się podnieść po takim secie i to jest właśnie zasługa naszej zespołowości, a także sztabu szkoleniowego, który cały czas nas napędza do walki.

Im dalej w las orlenligowej rzeczywistości, tym lepiej?

- Można tak powiedzieć. Uczymy się tej gry - nie to, żeby to była dla nas nowość, bo większość z nas kiedyś grała w ekstraklasie; dlatego problemem nie jest to, że nie wiemy jak się gra. Hala jest taka sama, piłka może trochę inna, ale już się przyzwyczaiłyśmy do niej. Przeciwnicy też są tacy sami, nie grają czegoś, o czym byśmy nie miały pojęcia. Jednak wydaje mi się, że wszystko będzie zależało od tego, co mamy w głowie, od całego zespołu, a nie od tego, czy wchodzimy dopiero w ten sezon bądź nie. Najważniejsze dla nas jest nastawienie i przygotowanie do każdego kolejnego spotkania. Na tym się właśnie koncentrujemy.

Sześć punktów w sześciu kolejkach - taki dorobek zadowala Siódemkę?

- Patrząc na obraz naszej gry w tych meczach, które przegrałyśmy, jest troszeczkę żal tego, że nie zdobyłyśmy punktów, bo mogłyśmy to zrobić. Te spotkania przecież nie wyglądały tak, że my zostałyśmy zmiecione z boiska, wręcz przeciwnie: cały czas była walka. Pozostał żal, że nie urwałyśmy żadnych punktów Atomowi czy MKS-owi Dąbrowa Górnicza, bo też miałyśmy je na widelcu. Jesteśmy na siebie złe i nie wiemy, od czego taki stan rzeczy zależy. Ważne jest jednak to, żebyśmy wygrały te mecze, które mamy wygrać.

Przed wami teraz niełatwe zadanie, bowiem wyjazd do Bielska-Białej i walka z tamtejszym BKS-em. Niektórzy w ciemno obstawialiby, że pierwszego seta wygra Legionovia.

- Na pewno będziemy starały się powalczyć o punkty, a jeśli się to uda, to tylko dobrze dla nas i na pewno będziemy się z tego cieszyły.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)