Zbigniew Bartman Superstar, czyli o gwiazdach i gwiazdeczkach

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Do sukcesu potrzeba nieraz i przygotowania fizycznego, i mentalnego. Tak samo jest z zapracowaniem na miano zawodnika przez duże "z", o czym przekonałam się po starciu z jednym ze znanych siatkarzy.

W piątkowy wieczór oczy kibiców siatkówki były zwrócone na parkiet stołecznej hali Torwaru. Nic w tym dziwnego - wszak faza zasadnicza znajduje się już na finiszu. Po spotkaniu, notabene wygranym przez mistrzów kraju 3:1, postanowiłam podejść do siatkarza, który może nie rozegrał zawodów życia, lecz na pewno najbardziej elektryzował warszawską publikę. I wcale nie tylko tę część, która kibicowała gościom. Tym oto sposobem stanęłam twarzą w twarz ze Zbigniew Bartmanem.

Niestety, atakujący Resovii Rzeszów nie uraczył mnie konwersacją, na jaką - nie ukrywam - miałam nadzieję. Tym samym nie mogę przytoczyć na łamach serwisu SportoweFakty.pl jego słów, choć taki był mój pierwotny zamysł. A szkoda, wszak kibice właśnie o nim chcą czytać najwięcej. Cóż, nie każdy jednak ma w sobie wystarczająco dużo profesjonalizmu, aby przynajmniej wysłuchać swojego rozmówcę do końca.

Szkoda tylko, że moją intencją nie był atak na rodowitego warszawiaka. Nie chciałam wkładać mu w usta słów, które nigdy nie przeszły mu przez gardło. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - mówienie na konferencjach prasowych o "wiejskim pijarze", a następnie sugestia o zakończeniu kariery w drużynie ze stolicy aż prosiły się o rozwinięcie! Jakież więc było moje zdziwienie, gdy pan Bartman zareagował w tak nerwowy sposób, podejrzewając mnie o niecne zamiary wobec jego osoby...

Pozwolę sobie zatem zacytować nagraną przeze mnie "rozmowę", w której głównemu aktorowi piątkowych wydarzeń zabrakło, mówiąc oględnie, spokoju ducha:

- Dzień dobry. Joanna Seliga, SportoweFakty.pl. Czy możemy chwilę porozmawiać? - Słucham? - Ostatnio w mediach pojawiły się pana wypowiedzi - trzeba podkreślić: wypowiedzi w bardzo miłym tonie - które dotyczyły m.in. Warszawy. Może być to nieco zaskakujące w kontekście pańskiego pożegnania z Politechniką przed dwoma laty, które... - (wtrącenie, ze złością) ...dziękuję za rozmowę. Ja nigdy o Warszawie źle się nie wypowiadałem. (odchodzi) - Chwileczkę, nie pozwolił mi pan dokończyć. Miałam na myśli klub, a nie miasto... - (drugie wtrącenie, nie mniej opryskliwe) ...OK! No to widzisz - trudno. Jak nie umiemy formułować pytań, to nie będziemy rozmawiać, bo to nie ma sensu.

Panie Zbigniewie, po kilkukrotnym odsłuchaniu naszej "wymiany zdań", nie potrafiłam niestety znaleźć błędu w swoim - niedokończonym zresztą - pytaniu. Może czasem warto zejść na ziemię i wysłuchać co ktoś ma do powiedzenia...?

Muszę dodać, iż Zbigniew Bartman nie tylko nie miał ochoty udzielać wywiadu, ale także zatrzymywać swojego kroku. Pokazał mi, jak mu się najwyraźniej wydawało, moje miejsce w szeregu. Od tej pory miałam już bowiem pamiętać, że w rozmowie z nim trzeba dbać o dobór słów bardziej niż w trakcie policyjnego przesłuchania.

Nie ukrywam - jestem dość niepozorną kobietą pracującą dla mediów elektronicznych. Mam prawo podejrzewać, że jako dziennikarka z wyrobionym nazwiskiem i w obstawie kamerzysty z telewizji miałabym okazję dokończyć swoją myśl i doprecyzować poruszaną kwestię. Niestety, tym razem nie było mi to dane. Co ciekawe, na przestrzeni lat miałam okazję rozmawiać ze znanymi siatkarzami z wielu krajów. Moimi rozmówcami byli m.in. Brazylijczycy, Włosi, Serbowie, Francuzi, Hiszpanie... Nigdy nie doświadczyłam z ich strony najmniejszej choćby przykrości ani braku taktu. Wszyscy oni rozumieli, że dziennikarz i sportowiec są sobie nawzajem bardzo potrzebni. Jednych nie byłoby bez drugich - i odwrotnie! A i o wysokich stawkach na kontraktach można by też było zapomnieć...

Od lat na parkietach przykładem świeci Giba - człowiek o złotych umiejętnościach i równie złotym sercu. To gracz, który nigdy nie odmawia ani odpowiedzi na nawet najbardziej absurdalne pytanie, ani tym bardziej zdjęcia czy autografu. Kilka lat temu, gdy Brazylijczycy grali z Polakami w Lidze Światowej, kapitan Canarinhos, widząc, jak ochroniarze wypraszają z hali kibiców skandujących jego imię, przerwał rozmowę z dziennikarzami i pobiegł na przeciwległą stronę boiska po to, aby z każdym z fanów zrobić sobie pamiątkową fotkę. Następnie wrócił i cierpliwie odpowiedział na wszelkie nurtujące przedstawicieli mediów kwestie. Co istotne, przez cały ten czas jego noga była obłożona lodem... Oby więcej takich sportowców!

Mimo wszystko, panie Zbigniewie, życzę samych sukcesów oraz powodzenia w dalszym rozwoju kariery sportowej. W końcu jesteśmy profesjonalistami...;)

Źródło artykułu:
Komentarze (15)
arc
2.02.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Naucz się, że dziennikarstwo sportowe, to nie tylko podawanie wyniku i zdobyczy punktowych. Śmieszne, to jest gwiazdorzenie Bartmana, który poniżej odpowiedniego nakładu, czy liczby wejść w mie Czytaj całość
avatar
Viejra
2.02.2013
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Wybaczcie, ale od kiedy sportowefakty.pl to miejsce do umieszczania żali dziennikarzy na temat braku chęci odpowiedzi przez sportowca na ich pytanie? Niestety Pani Joanno, ale jest to lekko śmi Czytaj całość
avatar
stary kibic
2.02.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zibi nie jest aniołkiem, ale jestem w stanie zrozumieć jego brak woli do rozmowy. A może miał jakąś zwykłą "ludzką" potrzebę? :) nie był uprzedzony o wywiadzie..  
czarny_joe
2.02.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
@rozmontowana Trochę się z Tobą nie zgadzam. Może taki tekst przynajmniej go czegokolwiek nie uczy. Fakt, że chamstwo istnieje nie oznacza, że trzeba je tolerować. Czytaj całość
rozmontowana
2.02.2013
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
od dawna wiadomo, że Zibi najchętniej udziela wywiadu telewizji i gdyby była pani z kamerą zapewne by pani nie spławił...nie zachował się profesjonalnie, jednak publiczne wylewanie swoich żalów Czytaj całość