Tomasz Rosiński: Po pięciu porażkach z rzędu, teraz zanotowaliście trzy kolejne wygrane. Czym była spowodowana ta zła seria?
Łukasz Żygadło: Początek roku rozpoczęliśmy borykając się z kontuzjami. W jednym meczu, żeby w ogóle skompletować skład, musieliśmy wyciągać z łóżka leżącego z grypą w Mihaila Beketowa. Rozpoczęliśmy od gry z mocnymi drużynami, z którymi niestety przegraliśmy po pięciosetowej walce. Zdarzył się też mecz, w którym koncentracja lub zmęczenie zawiodły. Ostatnia porażka w Niżnym Nowogrodzie z Guberniją była takim gwoździem, gdzie przed samym meczem z powodu naderwania mięśnia na miesiąc wypadł ze składu nasz atakujący Konstantin Bakun, zaś jeden z naszych podstawowych środkowych podstawowych, będzie musiał podjąć się operacji kolana, która wyeliminuje go prawdopodobnie z gry już do końca sezonu. Żeby było ciekawiej, po trzech wygranych w nowym składzie, pojechaliśmy na bardzo ważny mecz do Groznego, bez drugiego atakującego, który naderwał mięsień łydki i bez jednego z przyjmujących, który ze względu na formalności wizowe musiał zostać w Moskwie. Powiedzmy tak - nudno na pewno nie jest.
Kogo typuje pan do podium w mistrzostwach Rosji? Patrząc obiektywnie czy Fakieł Nowy Urengoj jest w stanie powalczyć o strefę medalową? Chociaż jak pan wspominał w jednym z wywiadów w waszym zespole nie ma takich gwiazd jak w Zenicie, ale waszą siłą jest kolektyw, który prowadzi Ferdinando De Giorgi.
- Myślę, że obecnie najrówniej gra Zenit Kazań, chociaż trzeba przyznać, że zespół z Biełgorodu, zdobywca Pucharu Rosji, ma niesamowity potencjał. Na pewno duże znaczenie będzie miało zdrowie poszczególnych zawodników przed fazą play-off. Moja drużyna, Fakieł, musi się skoncentrować obecnie na tym, aby być w "dwójce" na koniec fazy zasadniczej (w grupie czerwonej). Jeżeli osiągniemy ten cel, to w play-offach możemy sprawić niespodziankę.
Oglądał pan rywalizację swojego byłego klubu - Trentino Volley - z Dynamem Moskwa w Lidze Mistrzów? Co pan sądzi o odpadnięciu zespołu z Trydentu już w fazie play-off "12"? Przez ostatnie 4 lata zawsze grał pan z Trentino w Final Four, a teraz włoski zespół może się skupić tylko na rozgrywkach Serie A.
- Tak, oglądałem. Byłem w hali Dynama od połowy 3. seta w pierwszym meczu, zaś drugi oglądałem w telewizji. Dynamo w złotym secie drugiego spotkania, po przegranej 0:3, pokazało, że ma możliwości, aby zmienić swoją grę o 180 stopni, co okazało się zabójcze dla Trentino. Nikt się na pewno nie spodziewał się porażki, a tym samym eliminacji na tym etapie rozgrywek i w pewnym sensie zakończył się pewien cykl. Cykl pięknej historii siatkarskiej klubu w rozgrywkach Ligi Mistrzów, która zawsze kończyła się na podium. Wygrane finały i złote medale w Pradze, Łodzi, Bolzano i zeszłoroczny brązowy w Łodzi. Kawał pięknej historii dla wszystkich, którzy byli częścią pracy włożonej w te sukcesy. Dla mnie osobiście od początku do końca była to niesamowita grupa ludzi, z którymi miałem ogromną przyjemność współpracować.
A co się zmieniło w Trentino Volley po pana odejściu? Uda im się jednak osłodzić porażkę w LM zdobywając mistrzostwo Włoch?
- Trentino od początku sezonu gra jednym składem, co nie zdarzało się w latach poprzednich. Rotacja składem i utrzymanie wysokiego poziomu gry dawało możliwość odpoczynku zawodnikom i umacniało siłę zespołu. Obecnie będą się skupiać wyłącznie na Scudetto, a po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i przy obecnym finale rozgrywanym nie jak do tej pory w jednym meczu, a do trzech wygranych, Trento będzie bardzo dobrze przygotowane. Myślę, że bardzo ciężkim zadaniem będzie pokonanie ich w trzech meczach.
Wydaje się, że liga włoska przeżywa teraz mały kryzys, a Superliga rośnie w siłę. Dla Rosjan nie jest problemem zaproponowanie lukratywnego kontraktu i ściągnięcie takich zawodników jak Leandro Vissotto, Matthew Andersona, Facundo Conte czy chociażby Bartosza Kurka. Co pan o tym sądzi?
- Proszę nie mylić kryzysu ekonomicznego, który ma wpływ na wiele dziedzin życia w obecnych czasach, z poziomem sportowym ligi włoskiej. Liga włoska pod względem sportowym nadal prezentuje bardzo wysoki poziom, a praca poziomu sportowego wykonywana w klubach nie odbiega niczym od poprzednich lat. Różnica polega teraz na tym, że w obecnej sytuacji ekonomicznej klubów włoskich, Rosjanie mają szanse skusić najlepszych zawodników, którzy wcześniej woleli grać we Włoszech. Wysoki poziom sportowy ligi rosyjskiej jest również zachętą dla wielu najlepszych zawodników do sprawdzenia swoich sił i ciągłego rozwoju sportowego wynikającego z wysokich wymagań ligi rosyjskiej. W większości meczów rzadko można wytypować zwycięzców, często niby nieznani szerszej publiczności zawodnicy prezentują poziom, który w danej konfrontacji zaskakuje. Potencjał zawodników w mojej drużynie też jest tego przykładem.
23 lutego odbył się Mecz Gwiazd ligi rosyjskiej, a pan zagrał w drużynie Maksima Michajłowa. W Polsce po 2010 roku zaniechano organizowania tego spotkania, chociaż polscy kibice chcieliby, aby do niego powrócić. Panu podoba się to przedsięwzięcie?
- Jest to fantastyczne działanie promujące siatkówkę przy zrelaksowanej atmosferze, a kibice mogą zobaczyć i poznać najlepszych zawodników w danej lidze. Wiadomo, że przy normalnych meczach ligowych czy reprezentacyjnych, my, zawodnicy jesteśmy skupieni na danym spotkaniu i nie możemy rozpraszać swojej koncentracji. Impreza taka jak Mecz Gwiazd to pokazanie dyscypliny na luzie, to święto siatkówki dla zawodników i kibiców razem, oraz możliwość zgromadzenia całego środowiska siatkarskiego w jednym miejscu. Nawet dla nas, zawodników jest to przyjemne, gdyż przeważnie w lidze nie ma się czasu, żeby spokojnie pogadać, bo każdy jest zajęty grafikiem własnego klubu. Dzięki takiej imprezie miałem czas na to, aby spokojnie pogadać z Bartkiem Kurkiem, czy skoczyć na kawę z Maksimem Michajłowem. Dla mnie to bardzo udana impreza.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!