Na drodze akademików z Warszawy stanie albo bełchatowska Skra, albo gdański Trefl. Po spotkaniu w Hali Energia niewielu ma jeszcze nadzieję na odwrócenie losów rywalizacji w tej parze, dlatego w stolicy powoli oswajają się z myślą, że trzeba będzie stanąć w szranki z siedmiokrotnym mistrzem Polski.
Nie ma więc czasu na świętowanie, bo ciągle jest o co walczyć. Maciej Zajder, środkowy Politechniki, przyznaje jednak, że po potyczkach z Effectorem zespół może mieć powody do zadowolenia: - Zrealizowaliśmy dziś przedmeczowe założenia, bez nich trudno byłoby o korzystny wynik. Na szczęście udało się wykonać plan i to stanowiło klucz do zwycięstwa, gdyż mecz momentami był niezwykle nerwowy i niezbyt przyjemny dla oka. My natomiast konsekwentnie realizowaliśmy to, co narzucił nam trener, od początku do końca spotkania - ocenił wyraźnie zadowolony siatkarz.
Taktyka na kielczan była łatwa do przewidzenia. - Udało się nam zdjąć z boiska Armando Dangera, choć Tomek Józefacki, który go zastąpił, wprowadził do gry rywala wiele dobrego. Z drugiej strony, trzeba przyznać, że Kubańczyk jest przede wszystkim nieobliczalny, więc posadzenie go na ławce nieco pomogło. Wyeliminowaliśmy też częściowo Penczewa, co także ułatwiło nam grę - stwierdził Zajder.
Spotkanie w Warszawie okazało się być bardziej wyrównane, niż to przed tygodniem, w Kielcach. Jednak ogólny obraz postawy podopiecznych Dariusza Daszkiewicza nie wypadł zbyt różowo. Czy siatkarze Politechniki spodziewali się więc tak szybkiego i - w gruncie rzeczy - łatwego zwycięstwa? - Wyniki obu spotkań, 3:0 i 3:1, niekoniecznie oddają to, jak trudne były to potyczki. Mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się, iż pokonaliśmy Effectora gładko, rywalizacja przebiegała bardzo nerwowo i dlatego niezwykle cieszymy się z tej wygranej - powiedział nam Maciej Zajder.
Przed nim i jego kolegami już ostatni cel: 5. miejsce i przepustka do europejskich pucharów. Jak na klub, którego byt jeszcze kilka miesięcy temu stał pod znakiem zapytania, to całkiem spore ambicje. - Nie mogę powiedzieć, że bralibyśmy przed sezonem takie rozwiązanie w ciemno, bo każdy z nas gra po to, by zdobywać medale. Jesteśmy taką drużyną, jaką jesteśmy, bez gwiazd, ale mamy w swoich szeregach kilku doświadczonych zawodników oraz kilku młodych, perspektywicznych. Z tej układanki udało się stworzyć team, który akurat w tym sezonie będzie walczył o 5. miejsce, jednak, kto wie, czy w przyszłości nie będziemy mierzyć w coś więcej? - uśmiecha się Zajder.
Skoro więc rozgrywki ligowe powoli zbliżają się ku końcowi, może warto pomyśleć o reprezentacji? Mierzący 202 cm środkowy był wskazywany przez wielu ekspertów, jako ten, którego Andrea Anastasi umieścił na swojej liście kadrowiczów. - Bardzo mi miło słyszeć takie głosy. Oczywiście, gra w kadrze jest także moim marzeniem, natomiast nie jest to rzecz, o której myślę na co dzień. Na razie skupiam się na kolejnych meczach, na tym, żeby pokazać w nich sto procent moich możliwości i ugrać to 5. miejsce dla Warszawy. Gdy to się uda, będziemy myśleć, co dalej - zapewnia niezwykle skromnie zawodnik Politechniki.
Kiedy jednak myśleć o reprezentacji, jak nie podczas najlepszego sezonu w swojej karierze? - Nie wiem, czy ten sezon był najlepszy - przekonuje Zajder. - Ale na pewno dość równy. Kontuzja trochę pokrzyżowała mi szyki. Gdyby nie to złamanie w stopie, mogłoby być jeszcze lepiej - dodaje.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!