Adrian Heluszka: Po twardym boju ulegliście Antonvenedzie Padwa 1:3. Czego zabrakło do doprowadzenia do remisu?
Zbigniew Bartman: Mecz był na pewno wyrównany i mógł się podobać, gdyż było dużo akcji typowo siatkarskich. Przegraliśmy własnymi błędami. To nie tak, że Padwa z nami wygrała, bo praktycznie w każdym secie do stanu 16:16 szliśmy z nimi "łeb w łeb", a później w przyjęciu pojawiały się błędy i to jest właśnie nasz mankament. Myślę jednak, że do rozpoczęcia rozgrywek ligowych będziemy nad tym pracować i będzie lepiej.
Zgodzisz się z tym, że w sobotnim meczu z ekipą z Wiednia wasza gra wyglądała lepiej? Co miało na to wpływ? Słabszy rywal, czy może zmęczenie dało znać o sobie?
- Nie zgodzę się z tym, że nasza gra wyglądała lepiej w sobotnim meczu, gdyż ekipa z Wiednia nie postawiła nam tak wysoko poprzeczki. Mogliśmy sobie pozwolić na przestoje i błędy, a mimo to wygrywaliśmy sety dość spokojnie. Natomiast z takim zespołem, jak Padwa, który od dwudziestu pięciu lat nieprzerwanie występuje w Serie A1, nie można robić takich błędów, gdyż od razu wykorzystają to bezlitośnie.
Biorąc pod uwagę nawet ostatni sparing z Siatkarzem Wieluń, w waszej grze widać wyraźny progres...
- Na pewno jest nam wstyd jeśli mówimy o tym meczu, ale ja bym go nie brał pod uwagę jeśli chodzi o nasze umiejętności. W tym meczu dopiero drugi raz staliśmy razem na boisku, gdyż w poniedziałek po raz pierwszy spotkaliśmy się wszyscy w czternastu na popołudniowym treningu z Fabianem Drzyzgą, grającym na tak newralgicznej pozycji, jak rozegranie, i Pawłem Zatorskim. Nie było zatem porozumienia w przyjęciu i dlatego nasza gra tak słabo wyglądała. Teraz jest już znacznie lepiej.
Za nami ciężki bój z Belgami o awans do mistrzostw Europy. Brałeś udział w sobotnim meczu w Kędzierzynie. Chyba aż tak trudnej przeprawy się nie spodziewaliście...
- Ja po cichu wiedziałem, że z Belgami będzie ciężko. Rywale mieli dużo czasu, aby przygotować się do tego spotkania, gdyż nie występowali ani na Olimpiadzie, ani w Lidze Światowej i trzeba przyznać, że byli znakomicie przygotowani do tych spotkań. Zaskoczyli nas grą w obronie, a ich rozgrywający rozrzucał fenomenalnie piłki niczym Ricardo, co skutecznie utrudniało nam postawienie szczelnego bloku.
Ten dwumecz pokazał jednak, że drugi "garnitur" reprezentacji jest o wiele słabszy od tego podstawowego...
- Wiadomo, brakowało czterech "szóstkowych" zawodników. Poza tym tacy zawodnicy, jak ja, czy Bartek Kurek - bardzo młodzi, weszliśmy na boisko i chcieliśmy zmienić obraz tej gry i poderwać chłopaków do przodu. Myślę, że potrzeba nam więcej takich spotkań, zwłaszcza młodym. Dla nas taki mecz jest bezcenny, gdyż daje nam więcej doświadczenia na przyszłość, którego z treningu nie wyniesiemy.
Spotykamy się tutaj z bardzo przykrego powodu, nie ma już wśród nas Arkadiusza Gołasia. Powiedz jak zapisał się w twojej pamięci ten zawodnik.
- Ja Arka zawsze bardzo dobrze wspominałem, zwłaszcza że wywodzimy się z tego samego klubu młodzieżowego - MOS Wola Warszawa. Byłem zszokowany tą informacją. To było podczas mojego pierwszego sezonu we Włoszech. Byłem bardzo ucieszony z możliwości spotkania z nim. Mieliśmy grać z Maceratą w drugiej kolejce na własnym parkiecie. Byłem zachwycony, że już niedługo się spotkamy i dotarła do mnie ta wiadomość po porannym treningu. Byłem zszokowany, ścięło mnie z nóg. Bardzo szkoda tego, co się stało, bo był to wielki zawodnik i wielki człowiek. Nigdy go nie zapomnimy.
Nikt nie ma cienia wątpliwości, że stała przed nim wielka przyszłość...
- Tak, zgadza się. Zawsze powtarzam, że miał szansę być najlepszym środkowym na świecie. W sumie już był jednym z najlepszych i w ataku nikt mu nie dorównywał. Zdecydowanie poprawił zagrywkę po pierwszym sezonie w Padwie. Gdyby poprawił blok, byłby najlepszy na swojej pozycji.
Jak się czujesz w Częstochowie? Nie żałujesz swojej decyzji?
- Na pewno nie. Jestem zachwycony swoją decyzją. Cieszę się, że tu trafiłem i mam nadzieję, że czekają mnie tutaj długie i piękne lata...
Zdajesz sobie sprawę, że nie brakuje osób skazujących was na walkę o utrzymanie. Sparingi pokazują jednak, że może być zupełnie inaczej...
- Nie, nie. Ja uważam, że ludzie, którzy skazują nas na walkę o utrzymanie, nie wiedzą, co mówią. Zespół jest młody, to prawda, ale młodzi gracze nieraz pokazali, że wiek nie jest wytyczną umiejętności.
Jakie stawiasz sobie cele na ten sezon?
- Chcemy zająć co najmniej piąte miejsce, by móc grać w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. Lokata w "czwórce" może okazać się ponad nasze możliwości. Ponadto w Lidze Mistrzów chcemy wejść do drugiej rundy, gdyż losowanie nam sprzyjało i mamy grupę, z której możemy się pokusić o wyjście.