Paweł Siejak: Zakończony sezon był dla ciebie nowym doświadczeniem. Po raz pierwszy miałeś okazję grać o najwyższe laury w Polsce oraz rywalizować w Europie. Jak oceniasz własny debiut w walce o najwyższe trofea?
Marcin Waliński: Miniony sezon był nowym doświadczeniem, ponieważ miałem okazję zagrać kilka meczów w wyjściowym składzie przez kontuzję Marcina Wiki. Czy sobie poradziłem? Nie mnie to oceniać. Jednak cieszę się, że w tych kilu meczach mogłem przyczynić się do zwycięstw, jakie odnosiliśmy na polskich parkietach. Stres jest przed każdym spotkaniem i tutaj nie ma co mówić, że go nie było. Każdy, nawet doświadczony zawodnik, odczuwa stres. Czy to mniejszy, czy większy. Jako zawodnik grający mam mało boiskowego doświadczenia, jednak sukcesywnie je zbieram i na pewno zaprocentuje to w przyszłości.
Graliście jako zespół w Pucharze CEV, opowiedz, proszę, o tych doświadczeniach z twojego punktu widzenia.
- Powiem, że ja pierwszy raz leciałem w ogóle gdziekolwiek samolotem i ciężko mi było przyzwyczaić się do szybkiej zmiany ciśnienia. Każda podróż była męcząca, jednak najbardziej to chyba jak lecieliśmy do Ufy. Czekaliśmy trzy godziny na lotnisku w Moskwie i tak naprawdę to oprócz spania, jak ktoś nie miał ze sobą komputera albo tableta, to nie było co robić. Miło było wylecieć do Turcji. Kiedy wylatywaliśmy z Polski było naprawdę zimno i chodziliśmy w zimowych kurtkach. Jednak jak już byliśmy na miejscu, było o wiele cieplej i można było chodzić w samych bluzach. Zmiany stref czasowych to czasami jest mistrzostwo świata. Wracając do pamiętnego wyjazdu do Ufy, wylatywaliśmy o godzinie dziewiątej rano naszego czasu, natomiast na miejscu byliśmy o godzinie dziewiątej rano czasu miejscowego! Mimo wszystko przygodę w europejskich pucharach zakończyliśmy w półfinale i tak naprawdę, jak na nowicjuszy w tych rozgrywkach, dla mnie było to duże osiągnięcie.
Po tym roku grania, zapewne dla kibiców z całej Polski stałeś się mniej anonimowy, czy już to w jakiś sposób odczuwasz?
- Czy mniej anonimowy, to nie wiem. Raczej nie spotykam ludzi na ulicy proszących o autograf, o zdjęcie albo o chwilę rozmowy o nowym nadchodzącym sezonie, więc niewiele się zmieniło pod tym względem i w sumie to dobrze...
Na finiszu krajowych rozgrywek brakło niewiele, by zwieńczyć je medalem. Co wspominasz, jako najjaśniejsze wydarzenie na tle całego sezonu?
- Radosny na pewno był ten dzień, w którym wygraliśmy mecz ligowy ze Skrą Bełchatów, po wielu nieudanych latach próbowania nawiązania z nimi walki. Najradośniejszego jeszcze nie ma, ale wydaje mi się, że jeszcze taki dzień nadejdzie w mojej karierze.
Hala Łuczniczka. Pamiętasz w poprzednich sezonach scenerie, gdzie pustych krzeseł było więcej niż widzów. Ten sezon był inny jak i inna skala dopingu odczuwana na parkiecie?
- Dokładnie tak. W tym sezonie przychodziło więcej ludzi. Znali już zawodników i chcieli zobaczyć, jak będzie procentowało nasze zgranie z sezonu wstecz. Graliśmy wspaniałą siatkówkę. Strasznie przyjemną dla oka, a poza tym byliśmy naprawdę super dobraną ekipą pod każdym względem. Szkoda, że nie udało się zwieńczyć tego wszystkiego medalem, ostatni mecz trochę splamił nasze poczynania z całego sezonu, jednak taki jest sport. Za chwilę rozpoczyna się nowy sezon, gdzie są nowe nadzieje i cele.
Przy okazji meczu z Moerser w Niemczech miałeś okazję poznać piłkarza Borussii Dortmund, Roberta Lewandowskiego, co możesz o nim powiedzieć?
-
Robert najwięcej rozmawiał z Andrzejem Wroną, ponieważ się znają. Ja miałem okazję zobaczyć i przyjrzeć się mu z bliska i powiem jedno, że na żywo o wiele inaczej wygląda niż w telewizji.
Blog Andrzeja prowadzony stronie Delekty cieszył się sporą popularnością, odsłaniając nieco kulisy wielkiego grania. Autor raczej go kontynuować nie będzie, przyjąłbyś rolę nowego kronikarza i łącznika z kibicami zarazem?
- Ciężko mi powiedzieć, ponieważ to było coś nowego. Andrzej cieszył się dużym zainteresowaniem jako zawodnik i prowadził bloga w naprawdę bardzo fajny sposób. Nie mam pojęcia, czy bym podołał takiemu wyzwaniu, ale jakby władze klubu chciały, abym przejął po nim podobną funkcję, to bym spróbował. Pewnie nie cieszyłoby się to takim zainteresowaniem, ale mimo wszystko warto by było zaryzykować.
W trakcie rundy zasadniczej doznałeś poważnej kontuzji, czy po sezonie ze zdrowiem już wszystko w porządku, czy jeszcze nogę rehabilitujesz?
-
U mnie ze zdrowiem wszystko w porządku. Teraz leczę się tak zwaną aktywną terapią na piasku. Przygotowujemy się z Łukaszem Owczarzem do Akademickich Mistrzostw Polski właśnie na plaży.
Skoro już rozmawiamy o plażówce, to macie razem zaliczone pierwsze zawody w toruńskiej Plaży Gotyku. Wynik rewelacyjny nie był, zatem czym dla ciebie jest gra na piasku?
- Gra na piasku to dla nas odpoczynek i zabawa, nie można sobie wyobrazić lepszej odmiany siatkówki. Szlifujemy formę, jednak w tym roku idzie nam to trochę żmudniej niż w zeszłym. Ważne, że nic nam nie dolega i możemy wyjść na piasek pobawić się siatkówką. Jeżeli przy okazji uda się coś wygrać, to nic tylko się cieszyć. Natomiast jak się przegra, to nikt do nikogo nie ma pretensji, bo przecież nie jesteśmy zawodnikami grającymi codziennie na piasku.
Po zakończonym sezonie zespół Delekty znacząco się zmienia. Ubyło kilku kluczowych zawodników, przychodzą nowi, również młodsi. Jak oceniasz pierwsze ruchy transferowe?
- Nie mnie jest oceniać ruchy transferowe. Dla mnie będzie najważniejsze to, aby właśnie z tą całą nową grupą przygotować się jak najlepiej do sezonu i ugrać jak najlepszy wynik. A czy ten układ w drużynie nam wypali, to wszystko zweryfikuje sezon 2013/14.
Z zawodnikami z którym trenowałeś sporo czasu, teraz przyjdzie ci się zmierzyć po drugiej stronie siatki. Pewnie takie warianty przerabiałeś tylko na treningach. Znasz słabości Michała Masnego czy też Dawida Konarskiego, o ile takie mają. Nie omieszkasz tej wiedzy użyć?
- Każdy ma swoje mankamenty. Został trener, który zna tych zawodników oraz nasz statystyk, więc pewnie będziemy dobrze przygotowani do meczów z przeciwnikiem. Dziwne to będzie uczucie, jednak taki jest sport. Mimo wszystko ja ze swojej strony życzę chłopakom jak najlepiej.
Z drużyny odszedł także trener Makowski, który objął kadrę seniorek. Przez te kilka lat zapewne go dość dobrze poznałeś i jego warsztat. Co może być mocną stroną kadry pod jego dowodzeniem?
- Najważniejsze jest to, aby skompletować skład, który będzie potrafił się poświęcić i dawać z siebie wszystko w grze dla drużyny narodowej. Trener Makowski na pewno sobie poradzi.
Wielu zawodników niemal co rok zmienia kluby. Było jakieś zainteresowanie innych klubów wobec twojej osoby?
- Ja mam ważny kontrakt w Delekcie do końca sezonu 2014/15, czyli jeszcze dwa lata. Najpierw postaram się go jak najlepiej wypełnić. Co będzie potem, to zobaczymy.