[b]
Miłosz Marek: Chemik Police podał swój ostateczny skład. Pani ma być jedną z gwiazd zespołu, ale na razie największym hitem jest sprowadzenie Małgorzaty Glinki-Mogentale. Jak Pani widzi ten zespół?[/b]
Anna Werblińska (przyjmująca Chemika Police i reprezentacji Polski): - Na razie trenujemy tylko tydzień. Atmosfera jest fajna. Nie odbieram tego składu na zasadzie, że tam przychodzą gwiazdy, tylko zawodniczki, które chcą coś ugrać. Jest nam bardzo miło, że Gosia zdecydowała się dołączyć do naszego zespołu, bo to światowej klasy zawodniczka. Nie będziemy indywidualnościami, które wyjdą na boisko, a razem stworzymy silny zespół.
Prezes klubu powiedziała, że celem w nachodzącym sezonie będzie miejsce gwarantujące start w pucharach, ale to jest chyba mówione z takim przymknięciem oka, bo Chemik z takim składem może grać tylko o jeden cel.
- Jesteśmy beniaminkiem. Mamy fajny skład, ale inne zespoły też się wzmacniają. Niezależnie do jakiego klubu przechodzę, zawsze chcę grać o złoto. Forma zweryfikuje nasze założenia. Na razie niczego nam nie brakuje, mamy ciekawy skład. Potrzebne tylko uśmiechy i można grać.
Beniaminkiem jesteście tylko z nazwy. Gdyby policzyć wasze występy w lidze i reprezentacji, to chyba nie ma klubu, który jest od was bardziej doświadczony.
- Ciężko powiedzieć. Niektóre z nas grały ze sobą, ale nie wszystkie. Mamy dwie nowe rozgrywające, z którymi wcześniej nie grałam i pewnie większość dziewczyn też. Na początku będzie nam troszeczkę trudno, ale wierzę, że nasz trener wszystko sobie poukłada.
Spotkania reprezentacji na razie ogląda pani z trybun. Kiedy będziemy mogli zobaczyć panią na parkiecie?
- To samo pytanie zadaje sobie niemal codziennie. Nie powiem, że jest dobrze z moimi kolanami. Jedno wyleczyłam, ale drugie jest jeszcze w trakcie tego procesu. Tydzień temu miałam jeszcze ostatnie zastrzyki. Wznowiłam treningi, jednak mam jeszcze pewne ograniczenia od lekarza i nie trenuję na sto procent. Jestem z trenerem Makowskim w ciągłym kontakcie, ale nie wiem, czy zdążę na mistrzostwa Europy. Będzie mi trochę trudno wejść do zespołu i zabrać miejsce dziewczynie, która ciągle trenuje od samego początku. Nagle przyjeżdżam i wskakuję na mistrzostwa… Jeśli tylko będę potrzebna zespołowi i trener Makowski tak zadecyduje, to pomogę kadrze.
Ciężko ogląda się poczynania koleżanek?
- Nie powiem, że nie. Łatwiej byłoby oglądać w telewizji, ale kiedy weszłam od razu kibice prosili o autografy, zdjęcia. To bardzo miłe. A czy nie żałuje, że nie gram. Oczywiście, że żałuję! Mam nadzieję, że w niedługim czasie będę mogła do nich dołączyć.
Jak podsumuje pani swój dwuletni pobyt w Muszynie?
- Pierwszy sezon był dla mnie troszeczkę pechowy. Przyszłam po kontuzji stopy i nabawiłam się urazu mięśni brzucha. Można powiedzieć, że cały sezon dochodziłam do siebie. Cały okres wspominam bardzo miło, bo ostatni rok był nieudany w lidze, ale zdobyłyśmy puchar CEV, co jest dla mnie bardzo ważne. Żal mi było odchodzić z Muszyny, ale teraz jestem w Policach i chce tam wygrać wszystko co się da.
Ale mieszkało się chyba przyjemnie?
- Jak najbardziej. To był bardzo fajny zespół, atmosfera jakiej dawno w zespole nie miałam. W Muszynie wszędzie było blisko, małe miasteczko też robi swoje wrażenie. Jedyne na co mogę się skarżyć, to śnieg, bo było go zdecydowanie za dużo. Czas pokaże, może kiedyś jeszcze tam wrócę.
To co tak naprawdę zadecydowało o tym, że opuściła pani ten zespół? Chemik przedstawił lepsze warunki, czy ekipa Serwińskiego w tym roku to już nie będzie to samo?
- Szczerze? Nie dostałam propozycji przedłużenia kontraktu. Oferty były kierowane wtedy, kiedy były problemy. Dopiero na dniach zostały jednak rozwiązane. Razem z pozostałymi zawodniczkami nie mogłyśmy pozwolić sobie na tyle czekania. Byłam zmuszona odejść.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)