Rafał Kuliga: Jak miałbym być autorem rankingu na najpoważniejszą minę treningu, to bezapelacyjnie byłaby pani laureatem.
Anna Grejman: (śmiech) Tak?
To wynika z charakteru, czy ze skupienia?
- Zazwyczaj nie jestem taka poważna, ale na treningach jest inaczej. Jestem tutaj najmłodsza, więc muszę się najbardziej starać.
Przyszła pani do klubu, gdzie na pozycji przyjmującej jest największy tłok. Nie za duża rywalizacja?
- Rywalizacja jest zawsze. To dodaje motywacji. Dzięki niej ciężej pracuje się na treningach.
No tak, z tym że jest pozytywna rywalizacja, która dodaje ochoty do treningów, i jest też negatywna, która spycha na wieczność w kwadracie dla rezerwowych.
- W Chemiku Police mam na pewno możliwość uczenia się od najlepszych zawodniczek w Polsce. To będzie dla mnie dobra lekcja. W trakcie samych treningów, mam okazję podpatrywać choćby Małgorzatę Glinkę-Mogentale. Mam wrażenie, że każda siatkarka w moim wieku chciałaby mieć taką możliwość.
Jak byłaś dzieciakiem, to oglądałaś mecze reprezentacji Polski, w których Glinka-Mogentale była kluczową zawodniczką?
- O to właśnie chodzi. Widziałam Gośkę tylko w telewizji, a teraz razem z nią trenuję. To jest dla mnie nie tylko spore zaskoczenie, ale i wyróżnienie.
Teraz chciałbym zapytać o cele. Ale nie standardowe, nudne i polityczne cele, bo te ogłosili włodarze na konferencji prasowej. Chodzi mi o cele dla pani. Koszykarze mają minuty. Im więcej czasu przebywają na boisku, tym bardziej ufa im trener i zaczynają stanowić o sile swojej drużyny.
- Przede wszystkim chcę się rozwijać sportowo. To dla mnie najważniejsze, bo jestem jeszcze młoda, a tu mam się od kogo uczyć. A jeśli miałabym pociągnąć ten wątek koszykarski, to minut, oczywiście, chciałabym jak najwięcej. Mam świadomość tego, z kim rywalizuję. Ale każda zagrywka, każde przejścia, w których dostanę szansę od trenera, muszą mi coś dać.
W Bydgoszczy miała pani sporo okazji do grania. To był powód, dla którego trener Piotr Makowski powołał panią do reprezentacji?
- Trener Makowski pracował wtedy w Bydgoszczy, więc był w zasadzie na każdym naszym meczu. To musiało mieć jakiś wpływ. Poprzedni sezon dużo mi dał, bo wcześniej nie miałam aż tylu okazji do występowania w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Orzełek na piersi dodaje kilka kilogramów w nogi?
- Występy w kadrze to zupełnie coś innego. Wiadomo, nie gramy wtedy tylko dla siebie, ale reprezentujemy nasz kraj.
Zarówno trener Mariusz Wiktorowicz, jak i włodarze zespołu podkreślają, że pani, oraz Ana Bjelica, to długoterminowa wizja klubu. Czuje się pani przyszłością Chemika?
- Nie chcę rozmawiać o przyszłości, bo bez sensu jest planować. Kontrakt mam na rok, z możliwością przedłużenia na kolejny. Reszta wyjdzie w praniu.