Krzysztof Wierzbowski: Po prostu nas pozamiatali

Lotos Trefl Gdańsk fatalnie zaprezentował się w spotkaniu przeciwko utytułowanej PGE Skrze Bełchatów. Krzysztof Wierzbowski próbuje wyjaśnić przyczyny środowej porażki.

Karolina Biesik
Karolina Biesik

- Ciężko powiedzieć co się stało. Na pewno Skra Bełchatów zagrała bardzo dobry mecz. Ewidentnie przełamali się w spotkaniu z Jastrzębiem. Pokazali przeciwko nam pełnię swoich umiejętności. Wyszli z dwoma zupełnie innymi przyjmującymi niż zazwyczaj. Na pewno Facundo Conte jest bardzo głodny gry po tak długiej przerwie. Chciał otrzymywać dużo piłek i fajnie funkcjonował z  rozgrywającym. Skra pokazała siatkówkę wszechstronną, bardzo szybką i po prostu nas pozamiatali - mówił po fatalnym występie swojej ekipy Krzysztof Wierzbowski.

Gdańszczanie w żadnym elemencie siatkarskiego rzemiosła nie dorównywali swoim środowym rywalom. Zdecydowanie największą bolączką podopiecznych Radosława Panasa było przyjęcie zagrywki. Drużyna z Trójmiasta miała zaledwie 24 proc. dokładnego przyjęcia. Z takim wynikiem trudno nawiązać walkę z jakimkolwiek przeciwnikiem.

- Są takie zagrywki jak np. w wykonaniu Mariusza Wlazłego, który serwuje bardzo mocno i nie można nic z tym zrobić. Są też zawodnicy, którzy grają flota i z taką zagrywką powinniśmy sobie poradzić, przynajmniej w jakimś stopniu. Więc wydaje mi się, że gdybyśmy dostarczali przyjęcie co najmniej na 3 metr ta gra byłaby lepsza. Moglibyśmy grać spokojnie wysokimi piłkami do Jakuba Jarosza, a tak oddawaliśmy piłki za darmo. Rozgrywający Skry mógł bawić się z naszym blokiem - ocenił przyjmujący Lotosu Trefla Gdańsk.
- Współczuję ludziom, którzy przyszli na mecz ze Skrą - powiedział Krzysztof Wierzbowski - Współczuję ludziom, którzy przyszli na mecz ze Skrą - powiedział Krzysztof Wierzbowski
Gdańscy siatkarze podobnie jak w zeszłym sezonie nie prezentują się na miarę swoich możliwości. Potencjał w drużynie drzemie spory, co udowodnili w spotkaniu w Olsztynie. Sporą bolączką zawodników z Trójmiasta jest słaba gra we własnej hali.

- Każdy patrzy na wyniki i widzi, że powinniśmy u siebie wygrywać. Zamiast tego tracimy punkty. Już nawet nie chodzi o same przegrane, ale o styl w jakim to się dzieje. Bo czasem można przegrać, ale po zaciętych końcówkach, po fajnej walce. Wtedy kibice fajnie spędziliby wieczór. Szczerze współczuję ludziom, którzy przyszli na mecz ze Skrą i zobaczyli coś takiego. Chyba, że chcieli zobaczyć Skrę Bełchatów jak przyjeżdża i gra bardzo dobre spotkanie oraz odpala swoją zagrywkę. Więc jeśli to chcieli zobaczyć to było tego sporo. Trzeba jednak przyznać, że kibice nas wspierali. Było inaczej, niż w zeszłym roku na Torwarze, kiedy praktycznie cała hala była za Skrą Bełchatów (śmiech) - powiedział Wierzbowski o słabej serii spotkań przed własną publicznością.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Czy siatkarze gdańskiego Lotosu już powoli mówią o fatum Ergo Areny? - Nie chciałbym tutaj snuć, że ta hala jest dla nas pechowa. Jest rewelacyjna i praktycznie codziennie na niej trenujemy. Szczerze przyznam, że w zeszłym roku będąc w Warszawie też miałem takie fatum własnej hali. Co spotkanie na naszym obiekcie to graliśmy gorsze zawody, a wyjeżdżając prezentowaliśmy się o niebo lepiej. Nie wiem z czego to się bierze, ale teraz przeżywam to samo. To tak jakbym obudził się w tym samym miejscu, co rok temu i znowu coś nie styka. Na razie nie zagraliśmy tutaj żadnego dobrego spotkania. Może z Radomiem? Wydaje mi się, że to był taki mecz, w którym zagraliśmy na swoim poziomie - zakończył Wierzbowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×