Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Cuda i dziwy w finale Orlen Ligi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Ostatnie mecze sezonu 2012/13 ekstraklasy siatkarek z pewnością przejdą do historii Orlen Ligi. Portal SportoweFakty.pl przypomina przebieg tej szalonej rywalizacji.

Wielu kibiców Orlen Ligi z pewnością pamięta przebieg ostatniego starcia Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza i Atomu Trefla Sopot, które miało miejsce 14 grudnia br. Atomówki w piątym secie spotkania wygrywały 14:10 i miały dwa punkty na wyciągnięcie ręki. Część dąbrowskich kibiców, pogodzonych z porażką ukochanej drużyny, zaczęła wychodzić z hali "Centrum", ale wtedy na jej parkiecie zaczęły dziać się cuda. Dąbrowianki wygrały sześć kolejnych akcji i to one niespodziewanie triumfowały w (niemal) przegranym meczu! Jedna z siatkarek mistrzyń Polski, Klaudia Kaczorowska, tuż po zakończeniu feralnego spotkania stwierdziła krótko: - Po tamtym sezonie już chyba nic mnie nie zdziwi... 

Przyjmująca nawiązała do walki obu ekip o złoto Orlen Ligi w sezonie 2012/13, zakończonej dopiero po pięciu spotkaniach pełnych zdarzeń i wypadków, o których nie śniło się zarówno filozofom, jak i najmądrzejszym siatkarskim ekspertom. Zanim przejdziemy do wspomnienia tych dramatycznych meczów, warto przypomnieć, że rywalizacja dąbrowsko-sopocka niemal od samego początku obfitowała w zaskakujące zwroty akcji, a o jej wyniku często decydował dopiero tie-break.

Trudno wyrzucić z pamięci serię meczów półfinałowych z sezonu 2011/12, w których siatkarki Waldemara Kawki potrafiły prowadzić w piątym secie 8:0, by ostatecznie przegrać całe spotkanie (to właśnie wtedy trener Kawka powiedział: - Nazwą nas chyba frajerami roku), zaś w ostatnim, piątym meczu Zagłębianki nie umiały postawić kropki nad "i" przy stanie 13:10. Ponadto dąbrowianki dwukrotnie triumfowały po zażartych bojach w finale Pucharu Polski, pokonując właśnie zespół z Sopotu. Innymi słowy, nie sposób było się nudzić.

Faworytem najważniejszych spotkań minionego sezonu Orlen Ligi były zawodniczki z Dąbrowy Górniczej, świeżo upieczone obrończynie Pucharu Polski, które pewnie pokonały w półfinale BKS Aluprof Bielsko-Biała i upatrywały swojej szansy na pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski. Trzon zespołu opierał się na duecie doświadczonych rozgrywających, Frauke Dirickx i Magdalenie Śliwie, oraz na MVP finałów PP Elżbiecie Skowrońskiej, dla której opisywany sezon był najlepszym w karierze. Zagłębiowska drużyna miała na każdej pozycji zawodniczki godne uznania (jak choćby Katarzynę Zaroślińską czy Charlotte Leys) i trudno się dziwić, że apetyty na ligowe złoto były spore.

Natomiast obecność broniącego mistrzostwa Atomu w finale była pewnym zaskoczeniem, ponieważ spodziewano się, że znajdzie się w nim drużyna z Muszyny, zdobywca Pucharu CEV. Sopocianki przeżywały w trakcie sezonu różne problemy, tym razem nie natury finansowej, jak w roku 2010. Po kilku kolejkach ligi pożegnano się z Jerzym Matlakiem, którego miejsce zajął dotychczasowy asystent Adam Grabowski. Nowy szkoleniowiec musiał uporać się z nie najlepszą postawą swoich podopiecznych na parkiecie, kiepską atmosferą w zespole i kontuzjami. Ostatecznie nadmorska ekipa zakończyła fazę zasadniczą na 4. miejscu, a w półfinale sensacyjnie, ale zasłużenie odprawiła Muszyniankę. Architektem sukcesu była fenomenalna Australijka Rachel Rourke, okrzyknięta niedługo potem MVP całego sezonu. Atakująca niejednokrotnie wygrywała mecze swojego zespołu niemal w pojedynkę.

Rachel Rourke - gwiazda ligi, jedna z bohaterek finału
Rachel Rourke - gwiazda ligi, jedna z bohaterek finału

Mimo wszystko tuż przed decydującymi spotkaniami więcej osób stawiało na dąbrowski MKS, argumentując to bardziej wyrównanym składem tej drużyny i wygraną w finale Pucharu Polski... właśnie z Atomówkami. Pierwsze dwa mecze finału, rozegrane w dąbrowskiej hali "Centrum", zdawały potwierdzać się pierwsze prognozy i przypuszczenia. Zawodniczki z Dębowego Miasta wygrały w nich 3:0 i 3:1, dzięki czemu droga do mistrzostwa wydawała się łatwiejsza niż kiedykolwiek, i to mimo dotkliwej kontuzji Aleksandry Liniarskiej (złamana w trzech miejscach ręka) tuż przed startem wyścigu o złoto. Sopocianki nie poradziły sobie na terenie pewnego siebie rywala, a ich trener upatrywał przyczyn porażek w błędach arbitrów w korzystaniu z debiutującego w Orlen Lidze systemu wideoweryfikacji.

- Mam nadzieję, że zagramy kolejne mecze znacznie lepiej i złoto będzie nasze - mówiła po drugim spotkaniu Dorota Wilk i okazało się, że nadzieja przerodziła się w rzeczywistość. Kolejne dwie konfrontacje finału, których miejscem byłą Ergo Arena, pokazały charakter obrończyń tytułu. Trzeci mecz był już dużo bardziej wyrównany, ponadto w końcu na swoim poziomie grała Rourke, ale ostatecznie doszło do tie-breaka, w którym MKS prowadził już 14:11. Dąbrowscy kibice już otwierali szampany, a w hali szykowano dekoracje dla nowych mistrzyń... Na próżno, bo grające z nożem na gardle Atomówki obroniły pięć piłek meczowych i wygrały 18:16. - Nie wiem jak udało nam się to wygrać. To był horror, serca waliły nam niemiłosiernie. Niesamowity mecz nerwów - dla nas, dla kibiców, ale udało nam się odwrócić losy tego meczu, szczęście się do nas odwróciło i szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę - mówiła roztrzęsiona, ale szczęśliwa Kaczorowska, zaś Adam Grabowski na pomeczowej konferencji powiedział, że spotkanie było godne finału.

Zagłębianki straciły pierwszą szansę na mistrzostwo, mało tego, nie udało im się wykorzystać i drugiej. Kolejny mecz w Sopocie również zakończył się wynikiem 3:2 dla gospodyń. Znów po zaciętej walce i festiwalu niewykorzystanych szans Atomu w czwartym secie zadecydowały pojedyncze akcje: w tie-breaku MKS dominował, ale świetna postawa australijskiej atakującej Atomu (i błędy dąbrowianek, które aż pięciokrotnie myliły się w polu zagrywki) pozwoliła tej ekipie na osiągnięcie niemożliwego i wyrównania stanu rywalizacji. - Nerwowość, strach przed wygraną? Nie wiem, co powiedzieć mądrego... - zastanawiała się Magdalena Śliwa. O wszystkim miało zadecydować piąte spotkanie w Dąbrowie Górniczej.

Na najważniejszym meczu sezonu pojawiło się wielu kibiców oraz znanych osobistości polskiej siatkówki. Hala "Centrum" aż wrzała od emocji, czuć było nerwowość i ciężar stawki spotkania. Co gorsza dla Zagłębianek, uraz stawu skokowego wykluczył z gry o złoto Elżbietę Skowrońską, motor napędowy całego MKS-u. Jednak pierwsze dwa sety meczu nie wskazywały na to, by tak bolesna strata miała wpływ na postawę dąbrowskiej drużyny: najpierw wygrana do 18, potem do 21 i w Dąbrowie znów szykowano szampany i dekoracje...

Tauron MKS - zrobił wszystkie kroki do celu poza tym ostatnim
Tauron MKS - zrobił wszystkie kroki do celu poza tym ostatnim

Wiadomo, jak potoczyły się dalsze losy spotkania: najpierw sopocianki poradziły sobie lepiej w wojnie nerwów i wygrały trzecią partię 25:23 mimo prowadzenia rywalek, a następnie po raz kolejny doprowadziły do piątego seta, wykorzystując nagły spadek pewności siebie w szeregach MKS-u. I w końcu ostatni set finału, w którym padł wynik 15:12 dla Atomówek po bloku Doroty Pykosz i ataku w siatkę Joanny Kaczor. Hala, w której przez długi czas trwał karnawał zwycięzców, milczała po ostatniej akcji jak kondukt żałobny. Czego nie można powiedzieć o siatkarkach Atomu, które jeszcze przez długi czas świętowały niespodziewany sukces.

Czego zabrakło dąbrowskiemu MKS-owi do osiągnięcia upragnionego celu? - Niestety, zabrakło może troszeczkę szczęścia, zdrowia... Wszystkiego po trochu, żeby wyjść zwycięsko z finałowej rywalizacji - tak stwierdziła Śliwa, zaś Skowrońska, która patrzyła na dotkliwą porażkę swoich koleżanek z loży prasowej, uznała krótko: - Trudno coś powiedzieć, gdyż od mistrzostwa Polski dzieliło nas jakieś 10 centymetrów... Nie udało się, widocznie w tym roku nie było nam to pisane. Jej słowa potwierdziły w pomeczowych rozmowach Natalia Nuszel Krystyna Strasz: być może Zagłębianki nie dorosły do wygrywania meczów o mistrzostwo Polski. - Trzy mecze przegraliśmy w ten sam sposób, a to nie jest już przypadek - mówił szkoleniowiec Tauronu MKS.

Końcowy rezultat pięciu szalonych meczów finału OL potwierdził klasę trenera Grabowskiego, który potrafił wyciągnąć zespół z trudnej sytuacji i wykorzystał wszystkie dostępne atuty drużyny: nie tylko Rachel Rourke, ale i Erikę Coimbrę, która przez długi czas nie mogła się zaaklimatyzować w Polsce czy rezerwową Noris Cabrerę. Warto też wspomnieć, że to właśnie podczas tych spotkań rozbłysła gwiazda środkowej Justyny Łukasik, która pod nieobecność Sylwii Wojcieskiej pokazała się z jak najlepszej strony. Były już szkoleniowiec Atomu najtrafniej podsumował wydarzenia tego pamiętnego finału: - Potwierdziła się stara prawda, że w sporcie zawsze warto walczyć do końca. Do czasu ostatniego gwizdka wszystko jest w rękach i głowach zawodniczek. Ten finał będzie zapamiętany, gdyż wszystko falowało. Z nieba do piekła i z powrotem tą windą. Aż się w brzuchu gotowało, raz ze skrajnej radości do załamania i wracaliśmy do radości.

Mecze finałowego Orlen Ligi 2012/13:

Tauron MKS Dąbrowa Górnicza - Atom Trefl Sopot 3:0 (25:21, 25:17, 25:21) Tauron MKS Dąbrowa Górnicza - Atom Trefl Sopot 3:1 (25:10, 25:21, 12:25, 25:22) Atom Trefl Sopot - Tauron MKS Dąbrowa Górnicza 3:2 (25:21, 22:25, 23:25, 25:17, 18:16) Atom Trefl Sopot - Tauron MKS Dąbrowa Górnicza 3:2 (20:25, 25:20, 25:13, 24:26, 15:13) Tauron MKS Dąbrowa Górnicza - Atom Trefl Sopot 2:3 (25:18, 25:21, 23:25, 17:25, 12:15)

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
steffen
27.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Oj, działo się wtedy, działo :)  
avatar
gerth
26.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To był niepowtarzalny finał, niesamowite emocje. Miny prezesów Dąbrowy po trzecim meczu finału, w którym już już witali się z gąską - bezcenne. Uciszenie kibolskiej tłuszczy (chyba chorzowskieg Czytaj całość