Ola Piskorska: Szósty sezon w Rzeszowie ci mija, co cię tam tak trzyma?
Krzysztof Ignaczak: Przyszedłem do Rzeszowa, kiedy powstał tam plan zbudowania drużyny gotowej zdobyć mistrzostwa Polski. I udało się nam to, nawet dwukrotnie. Cieszę się, że miałem możliwość w tym uczestniczyć. A w tym sezonie mamy najmocniejszy zespół w historii. Poza tym Rzeszów to przyjemne miasto do mieszkania, bardzo piękne, moje serce jest z nim już mocno związane. Na każdym kroku daje się odczuć, że wszyscy żyją siatkówką. Chciałbym zakończyć swoją karierę sportową w Resovii, grać jak najdłużej, póki będę w stanie wnosić coś do drużyny.
Najmocniejszy zespół, bo - jak się o was mówi - macie najlepszą dwunastkę w Europie? Pierwszą szóstkę może inni mają lepszą, ale dwunastki chyba nikt.
- To jest wizja naszego prezesa, Adama Górala, który dąży do tego, aby zbudować wyrównany skład. On chce uniknąć problemów związanych z kontuzjami i zmęczeniem liczbą meczów. Myślę, że to jest słuszna droga, teraz mamy bardzo mocny, wyrównany skład i trener może żonglować zawodnikami na pozycjach nie obniżając poziomu sportowego. Nie wiadomo właściwie, kto jest rezerwowym, a kto szóstkowym. Poza tym wiadomo, że dwie tak wyrównane szóstki bardzo podnoszą poziom trenowania, co się przekłada na mecze.
Ale ty jesteś jedynym stałym elementem, grasz we wszystkich meczach i ligowych i pucharowych. Dajesz radę?
- Że stary jestem, chcesz powiedzieć? (śmiech) Ja nie skaczę, nie atakuję, mam inną specyfikę wysiłku na boisku i dzięki temu nie zużywam tyle energii, co pozostali. Moje zmęczenie jest inne i nauczyłem się nad nim tak panować, że właściwie mógłbym grać codziennie. Fizycznie jestem też bardzo dobrze przygotowany przez nasz sztab do grania w każdym meczu.
A problem odpowiedzialności? Ty nie możesz, jak twoi koledzy, pomyśleć sobie w trudnych momentach, że w razie czego zaraz wejdzie za ciebie równie dobry zmiennik z kwadratu.
- Mam za sobą wiele sezonów doświadczenia i nauczyłem się grać z poczuciem odpowiedzialności i ze świadomością, że nie mam zmiennika. Większy problem jest w tym, że libero wykonuje tylko dwie funkcje na boisku, czyli broni i przyjmuje zagrywkę, więc jeżeli w jednej nawala, to łatwo się podłamać psychicznie i nie bardzo ma się gdzie odbudować. Tu bardzo mi pomaga praca z psychologiem, z którym wszyscy w Resovii współpracujemy. On nam pokazuje sposoby na radzenie sobie z takimi problemami na boisku.
Wygraliście już z każdym w PlusLidze, czy to znaczy, że idziecie po trzeci tytuł mistrzowski?
- Jeszcze jest za daleko na myślenie o medalach i tytułach. Mecze są praktycznie co 3 dni, na razie musimy się skupić na każdym następnym. Czy wygramy, czy przegramy, to nie możemy tego za długo rozpamiętywać. Teraz jest dopiero runda zasadnicza, o wszystkim zadecydują tak naprawdę play off. Poza tym w tym sezonie liga w ogóle nabrała kolorytu, jest bardzie wyrównana, wszystkie zespoły są mocniejsze i wystarczy chwila nieuwagi, brak koncentracji i tracimy trzy punkty, jak ostatnio w Warszawie.
Na wyjazdach chyba w ogóle idzie wam słabiej?
- Czy ja wiem? Mamy fantastycznych kibiców i fantastyczny doping, to nas na pewno na Podpromiu mocno uskrzydla i zwiększa nasze emocje. Na wyjazdach tego brakuje i nam też brakuje polotu, Ale jestem pewien, że jeszcze w tym sezonie swoje na wyjazdach wygramy, w odpowiednim momencie.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[nextpage]
Przed wami druga runda play off Ligi Mistrzów. Czy cieszycie się, że trafiliście na Jastrzębski Węgiel, a nie na przykład na Zenit Kazań?
- Oczywiście, na tym etapie Ligi Mistrzów jest tam sporo potentatów europejskich, którzy byliby bardzo nieprzyjemnymi przeciwnikami. I zespoły włoskie, i rosyjskie są bardzo mocne i na pewno nasza ścieżka jest trochę łatwiejsza, nie ma co zaprzeczać. Ale tylko teoretycznie, bo to jest sport i wszystko może się zdarzyć. W tym sezonie raz z nimi wygraliśmy, a raz przegraliśmy, więc oceniam nasze szanse w starciu z Jastrzębskim Węglem pół na pół. Ale oczywiście mam nadzieję, że to my wyjdziemy na te mecze w pełni zmobilizowani i uda nam się uzyskać historyczny awans.
Będzie miało znaczenie, że nigdy jeszcze nie wygraliście w nowej hali w Jastrzębiu-Zdroju?
- Żadnego!
A to, że rewanż gracie u siebie?
- To może pomóc. Łatwiej jest grać u siebie, zwłaszcza gdyby miał być złoty set. U siebie mamy niesamowitą atmosferę tworzoną przez naszych kibiców i to może być dodatkowym atutem.
Trener Andrea Anastasi nie zabrał cię na ME, a mimo to byłeś jednym z pierwszych, którzy do niego zadzwonili po odwołaniu ze stanowiska selekcjonera. Nie miałeś żalu?
- Z Andreą Anastasim osiągnąłem w reprezentacji największe sukcesy w życiu poza klubowymi i dlatego zawsze będę dobrze wspominał naszą współpracę. On wniósł do mojego życia bardzo wiele i nie tylko jako trener, ale również jako człowiek. Nie miałem do niego żalu o tę decyzję, bo szkoleniowiec musi się kierować przede wszystkim dobrem reprezentacji i jeżeli uważał, że tak będzie lepiej dla zespołu, to miał do tego pełne prawo. Uważał, że w lepszej dyspozycji był Paweł (Zatorski - przyp.red.) i na niego postawił, a ja to szanuję i się nie obrażam. A po dymisji owszem zadzwoniłem i mu podziękowałem, bo bardzo wiele zrobił dla polskiej siatkówki, chyba żaden inny trener nie osiągnął takich sukcesów jak Andrea. W pewnym momencie coś się wypaliło pomiędzy nim a drużyną, ale tych medali i tytułów nikt mu i nam nie odbierze. Teraz nadeszły zmiany, jest nowy trener i nowe wyzwania.
No właśnie, nowy trener jest jednocześnie kolegą klubowym Pawła Zatorskiego, twojego rywala do pozycji reprezentacyjnego libero. Nie obawiasz się, że to zmniejsza twoje szanse?
- Teraz to ja się w ogóle nie zastanawiam czy ja będę w reprezentacji, czy nie. Teraz skupiam się na dobrej grze w klubie i prezentowaniu tak wysokiego poziomu sportowego, który byłby odpowiedni dla drużyny narodowej. A trener wszystkich obserwuje i dokona wyboru, jaki sam uzna za najlepszy.
Ale jednego libero obserwuje o wiele więcej niż innych, na co dzień właściwie.
- Tak, ale wcale nie jestem pewien, czy to jest taki plus dla Pawła. W ten sposób widzi również jego słabsze momenty czy słabszą dyspozycję na treningach. A mnie widzi tylko podczas meczów, a nie na treningach czy w czasie wolnym, więc może to jest dla mnie plus (śmiech). A poważnie patrząc, to sądzę, że Stephane dobierze sobie zespół z zawodników pasujących do jego filozofii siatkówki, a nie z zawodników, z którymi grał lub gra. Myślę, że on ma bardzo przemyślaną wizję drużyny i będzie do niej dążył, a czy ja się mieszczę w jego wizji, to zobaczymy za jakiś czas.
A czy ty byś chciał? Czujesz się fizycznie na siłach najpierw grać cały sezon w klubie walczącym o najwyższe cele na kilku polach, a potem w reprezentacji?
- Na razie mi sił nie brakuje. Dopóki nie mam żadnych kontuzji czy innych poważnych problemów ze zdrowiem, to jestem w stanie podjąć tę rękawicę. Czuję się na siłach walczyć o najwyższe laury w siatkówce klubowej, jak i o miejsce w reprezentacji.
Rozmawiała Ola Piskorska
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[/b]