Paweł Adamajtis: Ważne jak się kończy, a nie jak się zaczyna

W ostatnim meczu fazy zasadniczej warszawska Politechnika pokonała 3:1 beniaminka z Bielska. Bohaterem meczu był atakujący Paweł Adamajtis, który wszedł z ławki i zdobył 21 punktów.

Paweł Adamajtis rzadko zaczyna mecze w podstawowej szóstce, ale często wchodząc z kwadratu walnie przyczynia się do zwycięstwa całej warszawskiej drużyny. Tak samo było w poniedziałkowym meczu AZS Politechniki Warszawskiej, którego stawką był awans do ósemki, a za swoją dobrą grę atakujący został nagrodzony statuetką MVP meczu, trzecią w tym sezonie. - Ta nagroda będzie na pewno smakować najlepiej ze wszystkich, bo w meczu na koniec, którym wygraliśmy sobie play-off. A wiadomo, że nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy - śmiał się bohater dnia. - Dziękuję trenerowi za to, że daje mi coraz więcej pograć w tym sezonie, bo to mi bardzo pomaga i ja też wtedy mogę pomóc drużynie, na przykład w takim ważnym meczu. Mam poczucie, że trochę już ogarnąłem jak to wszystko działa i o wiele mniej się stresuję wchodząc na boisko.

Młody atakujący docenia to, że trener daje mu w tym sezonie więcej pograć
Młody atakujący docenia to, że trener daje mu w tym sezonie więcej pograć

Inżynierowie na początku spotkania sprawiali wrażenie, że mają związane ręce i nogi, nie wychodziło im nic w żadnym elemencie i BBTS Bielsko-Biała łatwo wygrał pierwszego seta. Dopiero od połowy drugiego seta gra gospodarzy zaczęła wyglądać wyraźnie lepiej, Politechnika wygrała trzy kolejne odsłony i cały mecz za trzy punkty. - Wynik tego meczu zależał w pełni od nas samych, to poziom naszej gry decydował o wszystkim. Myślę, że zaczęliśmy zbyt nerwowo. A oni wyszli na luzie, zdusili nas i nie mieliśmy nic do powiedzenia. Oni grali prostą siatkówkę, a my myliliśmy się i na zagrywce i w ataku, robiliśmy masę głupich błędów. Dopiero od drugiego seta zaczęliśmy grać swoje, uspokoiliśmy grę i zobaczyliśmy, że czasem wystarczało po prostu oddać piłkę przeciwnikowi, a on się mylił. Może potrzebny był nam nóż na gardle po prostu, bo poprzednie dwa mecze oddaliśmy frajersko, choć mogliśmy już mieć awans. Kiedy już nie było wyjścia i presja była ogromna, od połowy drugiego seta mniej więcej, to nagle wszystko zaczęło lepiej wyglądać. Marcin Nowak i Maciek Pawliński nas uspokoili i zmobilizowali cały zespół, żebyśmy się wzięli do pracy. Oni dodali nam zimnej krwi, kiedy głowy zaczęły się robić za gorące. I to właśnie Marcin Nowak w drugim secie zagrał kilka fajnych piłek, zdobył kilka punktów i pociągnął wszystkich za sobą - cieszył się 23-letni siatkarz.

Podopieczni trenera Jakuba Bednaruka jako jedni z nielicznych zespołów przegrali z BBTS-em w pierwszej rundzie, nie wywożąc z Bielska nawet punktu. Tym bardziej byli zmotywowani do zatarcia tamtej porażki. - Nie da się ukryć, że zaliczyliśmy wpadkę z BBTS-em od razu na początku sezonu i bardzo nam zależało, żeby się zrewanżować. Może właśnie za bardzo chcieliśmy wygrać i to nas sparaliżowało, powinniśmy byli spokojnie wyjść i grać swoje od początku. Ale w fazie zasadniczej może daliśmy plamę w Bielsku, ale za to parę razy sensacyjnie wygraliśmy z mocniejszymi przeciwnikami, jak choćby z Resovią. My musimy do każdego meczu podchodzić na 100 procent, nie jesteśmy wszyscy bardzo doświadczeni i nie możemy sobie spokojnie grać na pół gwizdka, a w końcówce dorzucić jakiegoś asa czy kiwkę i wygrać. Mamy młodych zawodników i musimy dawać z siebie wszystko w każdym meczu, od początku do końca - oceniał atakujący.

Wygrywając z BBTS-em Bielsko-Biała zespół warszawski zwiększył liczbę swoich punktów do 28, co dało mu siódme miejsce w tabeli. Biorąc pod uwagę budżet klubu oraz skład, jest to niewątpliwy sukces trenera oraz zawodników. - Cieszymy się i jesteśmy dumni z tego, że nam się udało awansować do najlepszej ósemki. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego siódmego miejsca, przed sezonem bralibyśmy taki rezultat w ciemno. Ale dopiero teraz zaczyna się prawdziwa gra. Cel jest zrealizowany, ale liga się jeszcze nie skończyła, fajnie było by jeszcze parę meczów wygrać. Może sprawimy jakąś niespodziankę - uśmiechnął się na koniec Paweł Adamajtis.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu: