To już 10 lat! - Asseco Resovia Rzeszów w PlusLidze
Rękę Travicy było widać już na pierwszym treningu Pasów. Na życzenie Chorwata, sprowadzono specjalną maszynę do zagrywek. - Sprzęt ten jest na pewno dla nas dużym ułatwieniem w treningach. Możemy ćwiczyć przyjęcie mocnego serwisu (piłka, wystrzelona z maszyny, może lecieć z prędkością 130 km/h – przyp. red.) i nie jest do tego konieczny udział zawodników w zagrywce. Jest to o tyle ważne i pożyteczne dla nas, że nie musimy, jak to czasami bywało, wykonywać rano po 70 lub 80 zagrywek. Przyjmujący mają za to więcej wzmożonej pracy - powiedział o mechanicznej nowości w klubie Piotr Łuka. Treningi były katorżnicze, zawodnicy wylewali na nich litry potu.
- Brać wędki i na ryby - krzyczał jeden z kibiców, który zapewne nawiązywał do pasji "Lukasa".
W lidze Resovii poszło jednak znacznie lepiej. Doszła w niej aż do finału, gdzie miała zmierzyć się ze Skrą. Przed finałem bilans pojedynków stawiał w roli zdecydowanego faworyta bełchatowian: 13 meczów, 13 zwycięstw Skry. W rywalizacji o złoto, dołożyli oni do statystyki 3 kolejne spotkania i pewnie sięgnęli po kolejny tytuł mistrzów Polski. Resovia zdobyła pierwszy medal PlusLigi od czasów powrotu do niej.
Kolejne rozgrywki Resovia rozpoczęła od mocnego uderzenia, dosłownie. W 3. kolejce fazy zasadniczej, w starciu z Siatkarzem Pamapol Wieluń na tablicy widniał wynik 14:0. Wszystko dzięki kapitalnej zagrywce Wiki, który jednak kolejny serwis popsuł. Było to największe prowadzenie "do zera" w historii ligi zawodowej. Ostatecznie set zakończył się wygraną 25:7.
Arena Samokow, Sofia, luty 2010 roku. Rzeszowianie poradzili sobie z oszałamiającym dopingiem bułgarskich fanatyków i zwyciężyli z CSKA Sofia 3:1 w pierwszym spotkaniu 1/12 Ligi Mistrzów. Miejscowi kibice odpalili w hali race, co doprowadziło do przerwania rywalizacji. W hali nie było widać kompletnie nic, wszystko przez dym unoszący się z rac. Zdarzenie to było o tyle dziwne, że gospodarze prowadzili w trzeciej odsłonie meczu 8:6. W rewanżu pozostało tylko dokończyć dzieła - 3:0.
Resovia i wielkie Trentino Volley - jeden z tych zespołów musiał pożegnać się z Ligą Mistrzów w ćwierćfinale. W Palatrento rzeszowianie nie mieli nic do powiedzenia i przegrali 0:3. W rewanżu również polegli, ale 1:3. Kibice jednak potrafili docenić klasę rywala. Porażka nie była tragedią, bo nikt nie liczył na awans. Wtedy też doszło do pięknego momentu na Podpromiu. W jednej z akcji Osmany Juantorena podbił atak Aleha Akhrema. Podbił atak... na 10 metrze i błyskawicznie zebrał się do ataku z pipe'a, którego nie zdołał obronić Ignaczak. Na hali zamiast ciszy, pojawiły się ogromne brawa publiczności. Doceniła ona nieosiągalny dla swoich pupili poziom przeciwników.
Aby przeciwnicy pokroju Włochów wrócili na Podpromie, trzeba było walczyć w lidze o miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów. To się nie udało. Ale za to fani Resovii przeżyli prawdziwy dramat z happy-endem w meczu o 3. miejsce. Po 2 przegranych w Kędzierzynie-Koźlu sytuacja była ciężka. Rywalizacja przeniosła się nad Wisłok i tutaj też gracze Krzysztofa Stelmacha mieli wszystko we własnych rękach, bo prowadzili 2:0 w setach i 23:17 w partii, która miała być ostatnia w tej rozgrywce. Połowa kibiców w tym momencie była już w drodze na parking. Stało się jednak coś niesamowitego. ZAKSA seryjnie nie mogła skończyć ataku, a gracze Travicy przy kolejnych zagrywkach Grzegorza Kosoka odrabiali straty. Najpierw set, potem mecz, a potem jeszcze dwa. Brązowe medale zawisły na szyjach Pasów. Historia powtórzyła się w nieco innych okolicznościach, ale o tym później.
Sezon 2010/2011 to największa rewolucja w kadrze Resovii. Rozgrywki ligowe poprzedziły mistrzostwa świata w Italii, kompletnie nieudane dla biało-czerwonych. Ale za to Włosi poradzili sobie lepiej. Dotarli do półfinału, a pomógł w tym Matej Cernić, który zaraz po mistrzostwach stawił się w stolicy Podkarpacia. Oprócz niego przybył Amerykanin Ryan Millar. Zakontraktowano także Georga Grozera, którego przyjście jak się potem okazało, było strzałem w dziesiątkę. Choć początki łatwe nie były. Potrzeba było rozgrywającego, by zapełnić lukę po ulubieńcu rzeszowskiej publiczności, Rafaelu Redwitzu. Odszedł on przez limit obcokrajowców. Ten był potrzebny na inną pozycję.
Pożegnalny filmik Rafaela Redwitza: