Głos ojczyzny wzywa
"Valerio Vermiglio wraca do Serie A" - taka wiadomość obiegła włoskie środowisko sportowe na samym początku lipca. Nowym pracodawcą 38-letniego rozgrywającego została Copra Elior Piacenza, co było pewnego rodzaju zaskoczeniem. We wcześniejszych miesiącach, media na Półwyspie Apenińskim łączyły jego nazwisko raczej z innymi zespołami, najpierw z Perugii, potem z Werony. Decyzja o powrocie do rodzimego kraju oznaczała zarazem koniec trzyletniej przygody Włocha na ziemi rosyjskiej.
- W Rosji było mi dobrze, ale kiedy otrzymałem ofertę z Piacenzy, zdecydowałem się ją przyjąć. Przeciwko tej drużynie stoczyłem w przeszłości wiele pojedynków. Copra ma bardzo charyzmatycznego prezydenta (Guido Molinari - przyp. red.), który od zawsze dba o zachowanie ciągłości w odnoszeniu sukcesów. Przekonała mnie również możliwość gry z takimi zawodnikami jak Luca Tencati, Samuele Papi czy Hristo Zlatanov. Naszym celem jest podjęcie walki na wszystkich możliwych frontach. Fundamenty zespołu są już bardzo silne, mamy wielu graczy dużego kalibru - wyjaśnił Vermiglio tuż po związaniu się z nowym pracodawcą.
[ad=rectangle]
Nawiązując do przeszłych występów doświadczonego rozgrywającego przeciwko Coprze, najbardziej w pamięć zapadł mecz rozegrany w styczniu 2010, w którym ekipa z Piacenzy mierzyła się z ówczesnym pracodawcą Vermiglio, Lube Bancą Macerata. Dramatyczne spotkanie zakończyło się wygraną Lube 3:2, ale to nie wynik był główną ozdobą tego pojedynku. W trakcie trwania rywalizacji, doszło bowiem do niespodziewanego wbiegnięcia na parkiet, dokonanego przez zupełnie nieoczekiwanego bohatera. Okazał się nim 2-letni wówczas syn rozgrywającego, Federico. Zawodnik w pierwszej chwili był totalnie zaskoczony wizytą swojego potomka, ale gracze drużyny przeciwnej oraz publiczność w Maceracie przyjęła całą sytuację z uśmiechem na twarzy i pożegnała malca brawami.
Zagadkowa niedyspozycja
Opisując z kolei dotychczasową karierę Vermiglio w Serie A pod kątem stricte sportowym, należy się skoncentrować na czasach jego gry w dwóch drużynach. Zanim trafił do włoskich potentatów, swoją przygodę z siatkówką rozpoczął w miejscu, gdzie sport ten nie ma głęboko zakorzenionych tradycji - na Sycylii, w mieście Messina. - Kiedy byłem dzieckiem, graliśmy w siatkówkę na ulicy. Nawet mistrzostwa Sycylii były rozgrywane na otwartej przestrzeni. W wieku 7 lat uprawiałem siatkówkę i piłkę nożną, ale w końcu musiałem dokonać poważnego wyboru. Dokładnie wszystko przemyślałem i uświadomiłem sobie, że siatkówka jest sportem mi pisanym - opowiadał o początkach swojej drogi na szczyt były, wieloletni rozgrywający reprezentacji Włoch.
Do miejscowego zespołu Zancion Messina trafił jako 10-latek. W 1991 roku był już natomiast zawodnikiem Sisley Treviso. Przez pierwsze trzy sezony grał w zespole juniorskim, by następnie zostać włączonym do drużyny seniorów. W najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutował w wieku 18 lat. Barwy hegemona reprezentował łącznie przez 8 sezonów, w latach 1994-1997 i 2002-2007. Z tą ekipą święcił największe triumfy w czasie całej swojej przygody z siatkówką. Pięciokrotnie wywalczył z nią mistrzostwo Włoch, trzykrotnie zwyciężał w Superpucharze Włoch, dwukrotnie w Pucharze Włoch oraz Lidze Mistrzów i po razie w Pucharze CEV oraz Superpucharze Europy.
Do swojej kolekcji mógł dołożyć przynajmniej jeszcze jedno scudetto, ale w czwartym spotkaniu finałowym w 2006 roku przeciwko Lube Bance Macerata (Sisley prowadził w serii 2:1 - przyp. red.), publiczność w Treviso zaobserwowała na boisku Vermiglio nerwowego, a nawet płaczącego. Zachowania rozgrywającego wywołały lawinę spekulacji w całym kraju.
Po pewnym czasie zawodnik zdecydować się wyjaśnić okoliczności takiego przebiegu zdarzeń. - Razem z Catherine spodziewaliśmy się potomka. Problemy mojej partnerki zaczęły się już po zakończeniu trzeciego starcia o złoty medal. W noc przed czwartym meczem znowu się źle poczuła, a kolejnego dnia straciliśmy dziecko. Nikt w moim zespole o tym nie wiedział. Wtedy nie uważałem, że ujawnienie tego faktu będzie właściwym krokiem. Po meczu wszystkich przeprosiłem. Wiem, że byłem zbyt zdenerwowany i nie zagrałem dobrze - opisał całą sytuację. Sisley przegrał ten pojedynek 1:3, zaś w piątym, decydującym starciu nie ugrał już nawet seta.
Odchodząc z Sisley’a, zdecydował się skorzystać właśnie z oferty Lube Banki. W ciągu czterech spędzonych tam lat, dwukrotnie zdobył krajowy puchar, a po razie superpuchar i Challenge Cup. W poszukiwaniu nowych wyzwań postanowił w 2011 roku wyjechać do Rosji, gdzie już czekał na niego lukratywny kontrakt w Zenicie Kazań. - Jestem zadowolony z mojego pobytu w Lube, chociaż razem z kolegami żałujemy, że w ciągu czterech ostatnich lat nie byliśmy w stanie osiągnąć więcej. Szczególnie pozdrawiam właściciela klubu Fabio Giulianelliego, który bez wątpienia jest duszą drużyny, osobą, dla której każdego dnia dawałem z siebie wszystko - komentował rozgrywający na pożegnanie.
[nextpage]Bezproblemowa aklimatyzacja
W czasie trzyletniej przygody z rosyjską Superligą, Vermiglio występował w dwóch zespołach. Pierwsze dwa lata spędził w Kazaniu, zaś w ostatnim sezonie reprezentował barwy Fakieła Nowy Urengoj. Przystosowanie się do życia za granicą nie przysporzyło zawodnikowi wielkich trudności. - Pochodzę z wyspy, a tacy ludzie łatwo adaptują się do miejsca, w jakim aktualnie się znajduję. Do Rosji chciałem nawet przyjechać wcześniej. W Serie A występowali rosyjscy gracze, z którymi mam dobre relacje, tacy jak Stanisław Dinejkin, Sergiej Tietiuchin czy Igor Szulepow. Kiedy tu przyjechałem, postanowiłem być taki jak zawsze. Nie próbowałem przybierać żadnej maski, więc zaaklimatyzowałem się szybko - relacjonował Włoch.
Z powodu obowiązującego limitu obcokrajowców, rozgrywający w obu zespołach miał do czynienia głównie z Rosjanami. - Są oni ludźmi nieco zamkniętymi, ale tylko do momentu, gdy nie znają cię dobrze i nie upewnią się, że można ci zaufać. Naprawdę podoba mi się efekt, jaki daje na boisku przeplatanie się charakterów włoskich z rosyjskimi - mówił Vermiglio. Podczas pobytu w Kazaniu trzykrotnie świętował wywalczenie trofeum. Już na samym początku gry w Zenicie zdobył Superpuchar Rosji, a w 2012 roku dodał do tego mistrzostwo kraju i triumf w Lidze Mistrzów. W klubowej telewizji ukazało się również wideo z jego udziałem, w którym zademonstrował kilka tajników i ćwiczeń niezbędnych dla każdego rozgrywającego.
Rewolucja logistyczna
Z Fakiełem sukcesów nie odniósł. Siatkarz wspomina okoliczności przenosin do klubu z Nowego Urengoju. - Kiedy odchodziłem z Zenitu, miałem już zawarte porozumienie z Biełogorie. Chciałem grać razem z Sergiejem Tietiuchinem. Rozmawiałem też z innymi drużynami, dzwonili do mnie między innymi z Maceraty. A potem nadeszła propozycja z Fakieła, trenowanego przez Ferdinando de Giorgiego - zaznaczał sam zainteresowany.
Osoba szkoleniowca miała niebagatelne znaczenie dla decyzji podjętej przez włoskiego reżysera gry. - Graliśmy nawet razem przez chwilę w reprezentacji, podczas mistrzostw świata w Argentynie w 2002 roku. Zawsze śledziłem jego poczynania jako zawodnika, a potem także w roli trenera - przyznał Vermiglio. Pobyt w nowym zespole już od samego początku wyglądał dość nietypowo. Zawodnicy na co dzień stacjonowali i zamieszkiwali bowiem w Moskwie, a do Nowego Urengoju, oddalonego od stolicy o około 3700 kilometrów, latali jedynie przy okazji rozgrywania tam spotkań.
W sierpniu 2013 roku, Vermiglio wraz z De Giorgim zostali nagle i niespodziewanie odesłani do Włoch z powodu problemów z wizą. Sprawa została ostatecznie rozwiązana z pozytywnym dla nich skutkiem, ale to nie był koniec „schodów” dla siatkarza. - Zgranie się z kolegami było tutaj dużo bardziej skomplikowane niż w Kazaniu. Wypracowanie odpowiedniego balansu i osiągnięcia porozumienia zajęło nam więcej niż trzy miesiące - komentował, by parę miesięcy później zdecydować się na powrót do Włoch.
Doceniony na Sycylii
Poza wieloma osiągnięciami na płaszczyźnie klubowej, 38-latek przeżył również kilka wielkich chwil z reprezentacją narodową. W 2003 i 2005 roku wywalczył mistrzostwo Europy, w 2004 srebrny medal olimpijski, natomiast w 1999 triumfował w Lidze Światowej. Z kolei w 2009 roku sportowy dorobek gracza został zauważony w jego rodzinnym mieście Messinie.
Wraz z piłkarką wodną Silvią Bosurgi otrzymał wtedy tytuł honoris causa miejscowego uniwersytetu. - Nasza uczelnia postanowiła uhonorować tym stopniem dwójkę sportowców, którzy osiągnęli wiele sukcesów, dzięki czemu z pewnością wzrósł prestiż Messiny. Warunkiem do odnoszenia zwycięstw w sporcie jest pełne zaangażowanie i poświęcenie się temu, co się robi. Dlatego ceremonia ta, ma dla naszych studentów wymiar symboliczny, mający pokazać, że na trudnej drodze prowadzącej do rozwoju społecznego i kulturalnego nie ma żadnych skrótów - wyjaśniał ówczesny rektor Uniwersytetu Messyńskiego, profesor Francesco Tomasello.
Zawodnik ma w swojej kolekcji również odznaczenie Orderu Zasługi Republiki Włoskiej. Przez większość siatkarskich fanów zostanie jednak zapamiętany przez pryzmat kawału historii, jaki zapisał swoją wieloletnią postawą na boisku. Po zakończeniu kariery Vermiglio z pewnością nie spadnie w hierarchii ze stopnia gwiazdy do postaci anonimowej.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Nie sądzę. To jest w ogóle bardzo niefortunne pytanie. Nikt nie jest w stanie osądzać całego XXI wieku, Czytaj całość