Imponująca gra Skry Bełchatów

Przed meczem prezes PGE Skry, Konrad Piechocki podkreślał, że nie wywierał na zespole żadnej presji, ale zawodnicy doskonale zdawali sobie sprawę, jak ważny czeka ich pojedynek. Porażka z Panathinaikosem mogłaby spowodować, że PGE Skra bardzo szybko pożegnałaby się z rozgrywkami Ligi Mistrzów. A przecież w Bełchatowie wydano mnóstwo pieniędzy nie po to, aby Europę oglądać tylko w telewizji.

Sztab szkoleniowy Skry boryka się z problemami kadrowymi, bo kilku podstawowych graczy uskarża się na różne dolegliwości. Janne Heikkinen, zamiast do Aten, wyruszył do Finlandii na operację kolana. Z kolanami kłopoty mieli też Mariusz Wlazły i Stephane Antiga. Obaj zawodnicy ostatecznie polecieli do Aten, ale na boisku pojawił się tylko ten pierwszy.

O Skrze mówi się, że to drużyna złożona z gwiazd i nawet na ławce rezerwowych siedzą znakomici siatkarze. I tę tezę doskonale potwierdził Michał Bąkiewicz, w Bełchatowie wieczny rezerwowy, który wczorajszego wieczoru w Atenach przeżywał wielkie chwile. Bąkiewicz wyszedł na boisko w podstawowym składzie, zastępując Bartosza Kurka.

Wielką siłą Michała Bąkiewicza jest precyzyjne przyjęcie zagrywki, ale wczoraj zadziwiał Greków także innymi elementami, gdyż doskonale spisywał się także w ataku i w polu zagrywki. To właśnie Bąkiewicz poderwał zespół z Bełchatowa do walki w drugiej partii, gdy Panathinaikos prowadził już 20:16 i 22:18.

Wielki udział w zwycięstwie w tym secie miał także Dawid Murek, w przeszłości gwiazda greckiej drużyny, a dziś siatkarz, który w pierwszych meczach Skry kompletnie zawodził. W czwartek Murek udowodnił, że nadal potrafi grać na najwyższym poziomie. Dwa punkty z rzędu, w tym jeden zagrywką, sprawiły, że bełchatowianie doprowadzili do remisu 23:23.

Świetna forma Bąkiewicza była dużym zaskoczeniem dla Panathinaikosu. Grecy nastawiali się przede wszystkim na zatrzymanie Mariusza Wlazłego, ale atakujący Skry miał wczoraj duże wsparcie w ataku ze strony przyjmujących. Widać zresztą, że Wlazły nie jest jeszcze w optymalnej formie.

Przed rokiem Kolumbijczyk Liberman Agamez, niemal w pojedynkę, wygrał pucharowe spotkanie z PGE Skrą. Na szczęście wczoraj - wielokrotnie - mistrzowie Polski blokowali gwiazdę ateńskiej drużyny. Agamez i tak był najskuteczniejszym zawodnikiem Panathinaikosu, ale nie potrafił zagrać tak dobrze, jak przed rokiem.

Zwłaszcza w pierwszym secie, który bez problemów wygrali zawodnicy trenera Daniela Castellaniego (25:16), Agamez zawodził swoich kibiców. Umiejętnie blokowany na siatce przez Daniela Plińskiego, Radosława Wnuka i Miguela Falascę denerwował się i popełniał kolejne błędy. W drugiej partii zaprezentował się nieco lepiej, ale i tak zabrakło mu zimnej krwi i skuteczności.

W ostatnich dwóch przegranych meczach, z VfB Friedrichshafen w Lidze Mistrzów i Jastrzębskim Węglem w PlusLidze, bełchatowianie mieli spore problemy z przyjęciem zagrywki przeciwników. Wczoraj w Atenach było już znacznie lepiej, a Bąkiewicz i libero Piotr Gacek ułatwiali zadanie rozgrywającemu Miguelowi Falasce.

Wygrana z Panathinaikosem, zwłaszcza w takich rozmiarach, może mieć kluczowe znaczenie dla losów PGE Skry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Dwa zwycięstwa z ateńskim zespołem powinny zagwarantować mistrzom Polski awans do kolejnej rundy. Skra będzie pewna udziału w kolejnej fazie Ligi Mistrzów jeśli uda jej się zdobyć jeszcze jakieś punkty, np. w meczu w Polsce z rosyjską Iskrą Odincowo.

Komentarze (0)