To nie był sukces, ale dobra lekcja - rozmowa z Michałem Gogolem, drugim trenerem reprezentacji Polski na LE

Michał Gogol w rozmowie z naszym portalem podsumował występ młodych polskich zawodników w Lidze Europejskiej. - Zagraliśmy na 75 proc. możliwości tej drużyny i to jest dobry wynik - ocenił.

W tym artykule dowiesz się o:

Ola Piskorska: Uznałbyś wasz występ w Lidze Europejskiej za sukces czy za porażkę?

Michał Gogol: Nie oceniałbym tego w kategoriach sukcesu i porażki. Przede wszystkim uznałbym to za dobrą lekcję. Zebraliśmy wiele cennego doświadczenia grając przeciwko zespołom seniorskim, często złożonym z zawodników starszych i utytułowanych. Sukcesem można by nazwać ewentualne wyjście z grupy, do którego zabrakło nam niewiele, ale jednak. Na pewno oceniłbym nasz występ pozytywnie, zwłaszcza takie momenty jak fantastyczne zwycięstwo z Grekami w Larissie. Myślę, że zagraliśmy w tych rozgrywkach na 75 proc. możliwości drużyny i to dobry wynik.
[ad=rectangle]
Czego zabrakło? Czy tylko doświadczenia i ogrania, o czym eksperci mówili najczęściej?

- Tego na pewno, ale też sparingów przed rozpoczęciem LE. Wtedy te pierwsze mecze nie grupowe nie były by poświęcone na zgrywanie się i poprawianie gry, bo to stałoby się wcześniej. Można by lepiej uformować ten zespół mając do dyspozycji więcej czasu i mecze kontrolne. A tak musieliśmy poprawiać wszystko w boju, operując na żywym organizmie. Po drugie zabrakło ogrania, cwaniactwa boiskowego, doświadczenia ligowego, czegoś co zdobywa się wyłącznie grając. Różnica pomiędzy nielicznymi zawodnikami, którzy regularnie grali w swoich klubach, a resztą, była kolosalna. Gołym okiem było widać, kto ma za sobą granie, a kto stoi w kwadracie. Zwłaszcza w sytuacjach boiskowych, wymagających szybkiej reakcji. Zabrakło też chłodnej głowy w niektórych chwilach, czasem szalona młodość brała górę.

Kiedy patrzysz z boku na ten zespół twoim okiem statystyka, to co twoim zdaniem było jego najmocniejszym elementem, a co najsłabszym?

- Najmocniejszym elementem była zagrywka i atak. Jednocześnie w tym ataku popełniliśmy wiele błędów. Najsłabszym elementem było przyjęcie i jeżeli tylko je mieliśmy, to nasza gra wyglądała naprawdę dobrze. Bez przyjęcia mieliśmy duże kłopoty ze skończeniem piłek wysokich. Młodzi siatkarze nie są jeszcze na tyle atletycznie przygotowani, żeby przełamywać blok. Oni dopiero wchodzą w takie seniorskie, dojrzałe, siłowe granie. Dlatego uczyliśmy ich cierpliwości na tych wysokich piłkach, żeby sobie nabić, powtórzyć akcję, czasem kiwnąć. Ale do tego trzeba umieć właściwie ocenić piłkę, a to jest element bardzo trudny nawet dla bardziej doświadczonych graczy. Staraliśmy się wpoić chłopakom do głów, że nie każda piłka jest do ataku i bardzo ważna jest dobra ocena tego, co z taką piłką można zrobić, jeżeli się nie nadaje do ataku. Pokazywaliśmy im rozwiązania alternatywne i to dla wielu była nowość, niektórzy byli oporni w przyjmowaniu tej wiedzy i górę brały nawyki (śmiech).

A na czym jeszcze się koncentrowaliście w pracy z tymi młodymi zawodnikami, oprócz bieżących przygotowań do meczów? Bo wiadomo, że najważniejszym celem nie była tegoroczna Liga Europejska tylko przyszłoroczne mistrzostwa świata do lat 23.

- To prawda, zdecydowanie bardziej nastawialiśmy się od początku na przyszłość. Gdyby chodziło przede wszystkim o awans do finałów, to graliby zawodnicy starsi i bardziej doświadczeni, zaplecze kadry Stephane'a Antigi. Ta Liga Europejska miała na celu zebranie pierwszych szlifów, obejrzenie chłopaków w boju, oswojenie ich z atmosferą meczów reprezentacyjnych. Koncentrowaliśmy się przede wszystkim na poprawie techniki indywidualnej oraz wdrożeniu systemu gry i podstawowych założeń taktycznych. Przy okazji mogę powiedzieć, że to świetny pomysł PZPS i oby więcej takich, bo praca, którą wykonaliśmy razem na pewno zaprocentuje i u tych zawodników w klubach, jak i za rok na mistrzostwach świata U-23.

No dobrze, ale czy to wszystko w ogóle miało sens, jeżeli większość z nich wróci teraz do kwadratu dla rezerwowych i spędzi w nim sezon ligowy?

- To jest właśnie kluczowy aspekt, który będzie jednym z głównych kryteriów powołań za rok. Oni o tym doskonale wiedzą, że oczekujemy od nich grania w tym sezonie i będziemy to brali pod uwagę. Jeżeli nie będą grali w swoich klubach, to zatrzyma się ich rozwój, a nawet można mówić o kroku wstecz. W ich wieku granie powinno być priorytetem, dla którego warto zrezygnować z pieniędzy czy prestiżowego klubu na rzecz słabszego. Ale tu zaznaczam, że nie warto pójść grać dokądkolwiek. Równie ważne jest właściwe trenowanie, dlatego powinni też zwracać uwagę na sztab szkoleniowy klubu. Pod opieką dobrego trenera zawodnik najlepiej się rozwija, fizycznie, motorycznie, technicznie i mentalnie, a oni są w kluczowym wieku pod względem rozwoju. Powinni zostawać po treningach w klubach, żeby popracować indywidualnie nad techniką, czy to przyjęcia czy wystawy, dlatego trzeba szukać też trenera, który im stworzy warunki do takiej pracy.

Michał Gogol ocenia występ młodych siatkarzy w Lidze Europejskiej pozytywnie
Michał Gogol ocenia występ młodych siatkarzy w Lidze Europejskiej pozytywnie

To porozmawiajmy o tych zawodnikach bardziej szczegółowo. Większość z nich pewnie oglądałeś przygotowując się do meczów Resovii, ale czy teraz któryś z nich cię jakoś zaskoczył?

- Większość zaskoczyła mnie pozytywnie, bo w sezonie ligowym za wiele ich nie oglądałem, może poza Kubą Wachnikiem. Ale najbardziej mnie zaskoczył in plus Mateusz Bieniek, środkowy, swoją fantastyczną grą w każdym elemencie. I w ataku, i na zagrywce, i w bloku, a do tego w obronie. Zdarzały mu się naprawdę świetne obrony, taka koordynacja przy jego wzroście jest naprawdę imponująca. Ma zadatki na wielkiego siatkarza. Do tego chłopak ma świetny charakter, był takim dobrym duchem całej drużyny, ale cała reszta też była bardzo ambitna, bardzo pracowita i profesjonalnie podchodzili do wszystkiego.

Powołanych było trzech rozgrywających, z których jeden właściwie w ogóle nie pograł. Najwięcej grał Michał Kędzierski. On jest twoim zdaniem najlepiej rokującym z tej trójki?

- Zacznijmy od tego, że każdy z nich ma swoje zalety, ale też i wady, nad którymi musi jeszcze wiele pracować. Decydujące w naszych wyborach było to, że Michał grał najwięcej w sezonie ligowym i to było od razu widać na boisku. On czuł grę, tempo gry, grał dużo środkiem, miał taką boiskową odwagę, pomysł i wizję tego, co chce zrobić. Poza tym grał w zespole z Radomia cały sezon z Kubą Wachnikiem i Bartkiem Bołądziem. Michał musi jeszcze popracować nad siłą palców. Mógłby być trochę bardziej charakterny, czasem krzyknąć, zwłaszcza na tej pozycji, ale osobowości się nie zmieni (śmiech). Szkoda Nikodema, że dostał tak mało okazji do grania, my też nad tym ubolewaliśmy, ale było bardzo mało czasu na treningi pomiędzy kolejnymi wyjazdami i meczami, więc utrzymała się nasza pierwsza selekcja. Ale trzymamy za niego kciuki, tak jak i za pozostałych, mam nadzieję, że w bydgoskiej ekipie dostanie w tym sezonie wiele szans do grania i będzie się rozwijał.

A zaskoczyło cię zwycięstwo jednego z waszych przeciwników, Czarnogóry, w Lidze Europejskiej?

- Przede wszystkim ogromnym rozczarowaniem była dla mnie Słowenia. Po pierwsze, w eliminacjach do mistrzostw Europy prezentowali się świetnie, nawet wygrali z Polakami. Po drugie, fazę grupową Ligi Europejskiej przeszli jak burza, większość meczów wygrywali w ogóle bez historii. W decydującym momencie kompletnie pękli psychicznie w półfinałowym meczu z Grekami, grając u siebie. To są naprawdę dobrzy zawodnicy grający w mocnych ligach, dla mnie byli murowanym faworytem. Drugim moim faworytem była właśnie Czarnogóra, która ma bardzo doświadczonych reprezentantów i skutecznych liderów w ataku. Mieli dobrą zagrywkę, grali drużynowo, jak przystało na drużynę z Bałkanów, zawsze grali do końca. Ile oni spotkań wyciągnęli przegrywając! Nie poddawali się w żadnej sytuacji i cały czas wspierali się na boisku.

Na koniec powiedz mi, jak się czułeś z powrotem na ławce trenerskiej?

- Wspaniale! Po pierwszym meczu w Miliczu, mimo że go przegraliśmy, byłem rozemocjonowany, pełen euforii. Byłem w środku żywiołu, w środku całej gry. Same pozytywne emocje. Przypomniały się stare czasy.

To kiedy wracasz na ławkę na stałe w takim razie?

- To nie jest takie proste. Kiedyś na pewno (śmiech). W tym roku mam jeszcze ważny kontrakt w Resovii jako statystyk i cieszę się na myśl o tym sezonie. Mamy kilka rachunków do wyrównania i wierzę w sezon rewanżów. Na pewno muszą wystąpić sprzyjające okoliczności, żebym zdecydował się na taki krok, jak odejście z Resovii i zostanie trenerem w jakimś innym klubie. Nie podejmę tak poważnej decyzji pochopnie. Muszę czuć stuprocentową pewność, że jestem gotów na taki krok. Dzień powrotu na ławkę jest bliżej, ale mimo wszystko jeszcze daleko.

Rozmawiała Ola Piskorska

Źródło artykułu: