Gdańszczanie rozpoczęli spotkanie od zbudowania sobie dwupunktowej przewagi, dzięki której trzymali na dystans przeciwników z Olsztyna (5:3). Podopieczni Andrei Anastasiego nie ustawali w staraniach zdobycia jeszcze większego zapasu "oczkowego".
[ad=rectangle]
Na skrzydłach skuteczni byli Mateusz Mika i Sebastian Schwarz. Ich zbicia przebijały się przez defensywę rywali nie pozwalając obrońcom na ich podbicie. Gospodarze równie dobrze radzili sobie w polu serwisowym, z którego co chwila posyłali potężne, jak i mierzone zagrywki w stronę olsztynian. Pozwalało im to na stawianie równych bloków, jakimi kończyli akcje przyjezdnych (17:10). Siatkarze Krzysztofa Stelmacha starali się opanować problemy z przyjęciem i atakiem, ale to dopiero błędy własne żółto-czarnych dały im szansę na poprawienie wyniku. Było to jednak za mało, by mogli zawalczyć w premierowej odsłonie o zwycięstwo (25:20).
Po zmianie stron akademicy starali się zdominować sytuację na boisku. Seria dobrych ataków w wykonaniu Miłosza Zniszczoła umożliwiła im "odskoczenie" na odległość pięciu punktów (3:8). Napędziło to grę zespołu gości, którzy zaczęli czuć się pewniej na parkiecie i nie popełniali już tylu własnych błędów, co w pierwszym secie.
Poskutkowało to zamieszaniem w szeregach gdańszczan. Zaczęli mylić się w swojej grze i jedyną postacią, jakiej udawało się punktować był Damian Schulz. Młody atakujący robił wszystko, co w jego mocy, by pomóc swoim kolegom, ale sam nie był w stanie odrobić strat, jakie dzieliły jego drużynę od rywali. W decydującej części partii było to już bowiem dziesięć "oczek" (9:19)! Udany blok Piotra Haina zakończył odsłonę (15:25).
Po powrocie na boisko żółto-czarni próbowali powrócić do swojej dobrej gry z premierowej partii. Definitywnie pierwszoplanową postacią w dalszym ciągu pozostawał Damian Schulz. Jego ataki rozbijały bloki olsztynian i wywoływały okrzyki radości wśród kibiców zebranych w Ergo Arenie (9:6). Dało to szansę pozostałym graczom Lotosu Trefla Gdańsk na przebudzenie się i stawienie efektywniejszego oporu przeciwnikom. Na środku siatki wzorowo zaczął się spisywać Wojciech Grzyb stając się zaporą nie do przejścia dla gości (18:12). Tak grający gdańszczanie znaleźli się poza zasięgiem zawodników z Olsztyna, którzy nie byli w stanie przełamać obrony swoich rywali. Atak z lewego skrzydła Mateusza Miki dał prowadzenie w meczu gospodarzom (25:14).
Czwarty set po błędach w ofensywie Lévi'ego Cabrala rozpoczął się wyśmienicie dla dziesiątej drużyny poprzedniego sezonu (6:4). Marco Falaschi miał swobodę wyboru, do którego kolegi posyłać piłkę, bo wszyscy siatkarze Andrei Anastasiego weszli już w rytm meczu. Jego vis a vis Maciej Dobrowolski miał utrudnione zadanie. Środkowi AZS-u nie potrafili przebić się przez blok Bartosza Gawryszewskiego, a skrzydłowym zdarzały się pomyłki w ataku. Seria trudnych serwisów Piotra Haina zatrzymała na chwilę rozpędzoną gdańską ofensywę, ale ten jednorazowy zryw do walki nie był wystarczający, by dał szansę przyjezdnym na doprowadzenie do tie-breaka (25:23).
Spotkanie w Ergo Arenie oglądało 4 500 widzów.
Lotos Trefl Gdańsk - Indykpol AZS Olsztyn 3:1 (25:20, 15:25, 25:14, 25:23)
MVP: Wojciech Grzyb
Lotos Trefl Gdańsk: Grzyb, Falaschi, Schwarz, Gawryszewski, Troy, Mika, Gacek (libero) oraz Czunkiewicz, Stępień, Schulz, Stolc.
Indykpol AZS Olsztyn: Zniszczoł, Szymański, Zatko, Hain, Ogurczak, Cabral, Potera (libero) oraz Dobrowolski, Adamajtis, Łuka.