Oprócz tego, że obie drużyny są tegorocznymi beniaminkami PlusLigi, to miały ze sobą rachunki do wyrównania - w poprzednim sezonie rywalizowały bowiem w I lidze, a w play-offach zmierzyły się ze sobą w walce o brązowy medal. Tę rywalizację wygrali lubinianie. Środowe starcie zapowiadało się więc ciekawie, już pierwsze piłki pokazały, że będzie to prawdziwa bitwa.
[ad=rectangle]
Jako pierwsi zdołali odskoczyć gospodarze, którzy dzięki skutecznemu atakowi objęli prowadzenie. Przy stanie 11:8 Gheorghe Cretu poprosił o czas, który bardzo dobrze wpłynął na jego podopiecznych, poprawili oni bowiem swoją grę i wykorzystując błędy rywali odebrali im przewagę (13:15). Będzinianie szybko doprowadzili do remisu, tym samym goście utracili inicjatywę. Przez chwilę toczyła się wyrównana gra, ale lubinianie zaczęli popełniać proste błędy (19:18). Cuprum na potęgę psuło zagrywki, co ułatwiało przeciwnikom utrzymywanie skromnego, bo jednopunktowego prowadzenia.
Siatkarze Cuprum obudzili się w końcówce i podjęli walkę z przeciwnikami, dzięki czemu decydujący fragment premierowej odsłony stał na naprawdę wysokim poziomie, lecz nie zabrakło w nim również błędów taktycznych - rozgrywający Grzegorz Łomacz oraz Tomasz Kowalski nie ustrzegli się bowiem czytelnych wystaw na środek na podwójny blok. Właśnie blok okazał się elementem przeważającym, gdyż Miłosz Hebda zatrzymał atakującego z pierwszej strefy Marcela Gromadowskiego.
Na początku drugiej partii będzinianie mieli kłopot z przyjęciem, ale tylko chwilowy. Ponownie ważną rolę w grze obu zespołów odgrywał blok. Przy stanie 6:9 trener MKS-u zdecydował się na zmianę na pozycji rozgrywającego, w wyniku której na boisku pojawił się Jakub Oczko. Ta roszada sprawiła, że postawa drużyny nabrała świeżości, a na tablicy pojawił się wynik 10:11.
W polu zagrywki dobrze dysponowany był Gromadowski, przy jego trudnej zagrywce Cuprum zdołało odskoczyć (11:15). Przed najważniejszą częścią seta gospodarze wzięli się do gry, co zaowocowało zmniejszeniem strat (17:19). W tym momencie drużyna gości straciła swój duży atut - Gromadowski zaserwował bowiem w siatkę. Od razu zemściło się to na lubinianach. Seria dwóch efektownych bloków dała MKS-owi remis po 21! Znowu końcówka partii była zacięta, a obie ekipy miały swoje szanse na zwycięstwo w postaci piłek setowych. Tym razem walka na przewagi zakończyła się triumfem lubinian, a decydującą piłkę skończył... Miłosz Hebda, który zaatakował w antenkę.
Nieudana końcówka najwyraźniej podrażniła będzinian, którzy przeważali na początku trzeciego seta, a jedną z ich broni ponownie był blok (10:6). Czas dla trenera Cretu przyniósł oczekiwany efekt, jego podopieczni obudzili się z marazmu i znacząco zniwelowali straty do zaledwie jednego "oczka". Remis przyszedł bardzo szybko, a to za sprawą efektownego ataku po prostej Marcela Gromadowskiego (13:13).
Również za sprawą atakującego Cuprum objęło prowadzenie, które od razu w następnej akcji powiększył Jeroen Trommel (14:16). Będzinianie nie pękli w tak ważnym momencie i nie pozwolili odskoczyć przeciwnikom (16:16). Tym razem do zaciętej końcówki nie doszło, a to z powodu postawy Zagłębiaków, którzy popełnili za dużo prostych błędów i w efekcie przegrali decydujące piłki.
Mimo że czwartą odsłonę gospodarze rozpoczęli efektownie (od przewagi 3:0), to nagle ich gra stała się wręcz katastrofalna, nie umieli oni bowiem skończyć ataku, raz po raz atakując w siatkę. Trener Damian Dacewicz zareagował na taką postawę swojego zespołu zmianą na pozycji rozgrywającego i na boisko wrócił Tomasz Kowalski, ale ta roszada nie zmieniła praktycznie nic w grze MKS-u.
Powoli, powoli będzinianie zaczynali grać poprawnie, bo do skutecznej postawy było jeszcze daleko (9:15). Siatkarze MKS-u mieli przebłyski w swojej grze, gdy byli w stanie prowadzić wyrównaną grę z rywalami i jednocześnie niwelować straty, ale potem znowu prezentowali się gorzej, marnując wypracowane zbliżenie się do Cuprum.
Ostatnią szansą MKS-u na pozostanie w grze była gonitwa po drugiej przerwie technicznej. Faktycznie miała ona miejsce (17:18). Po efektownym bloku Mariusza Gacy i Michała Żuka na tablicy pojawił się remis 19:19. Gdy wydawało się, że będzinianie będą bliżej wygranej, to rywale poprosili o wideoweryfikację, która wykazała, że gospodarze wpadli w siatkę (21:22). W końcówce ponownie nie zabrakło emocji, a ostatnią akcję rozstrzygnął challenge, który wskazał, że atak Dmytro Paszyckiego wpadł w boisko! Tym samym zakończyło się to pasjonujące starcie beniaminków.
MKS Banimex Będzin - Cuprum Lubin 1:3 (28:26, 28:30, 22:25, 23:25)
MKS: Kowalski, Hebda, Sarnecki, Gaca, Hunek, Żuk, Milczarek (libero) oraz Mierzejewski (libero), Oczko, Warda.
Cuprum: Borvnjak, Trommel, Michalski, Paszycki, Gromadowski, Łomacz, Rusek (libero) oraz Łapszyński, Romać, Kadziewicz, Gorzkiewicz, Siezieniewski.
MVP: Grzegorz Łomacz (Cuprum Lubin)