Pro Kon Stal Piast Szczecin - Budowlani Nesta Toruń 3:1 (25:21, 18:25, 26:24, 25:16)
Pro Kon Stal Piast Szczecin: Anna Szydełko, Edyta Rzenno, Justyna Sachmacińska, Paulina Chojnacka, Małgorzata Sikora, Marta Szymańska, Marta Siwka (libero) oraz Malwina Konkolewska, Irina Archangielskaja, Paulina Rolińska.
Budowlani Nesta Toruń: Maja Soja, Agnieszka Sikorska, Zuzanna Matusowa, Judyta Szulc, Marta Wiśniewska, Natalia Krawulska, Marta Januszewska (libero) oraz Karolina Filipowicz, Sandra Cabańska, Patrycja Kowalska.
Sędziowie: Arleta Andrzejewska (pierwszy) oraz Maciej Puchalski (drugi).
Pro Kon Stal Piast Szczecin przed sezonem był określany mianem jednego z faworytów do awansu. Później przyszła seria porażek i nikt już nie wierzył w to, że ten zespół jest w stanie wygrać z najlepszymi w lidze. Po zwycięstwie Piasta nad Remagum Mysłowice, szczecińskie zawodniczki zapowiadały, że passa złych meczów już się skończyła, a teraz będzie tylko lepiej. Wcześniej, po ich zwycięstwie nad AZSem AWF Poznań, padały podobne słowa, a potem przyszła porażka. Kibice mieli więc podstawę, by teraz obawiać się, w końcu następnym przeciwnikiem podopiecznych Marka Mierzwińskiego miał być wicelider rozgrywek - Budowlani Toruń.
Początek spotkania lepiej rozegrały przyjezdne. Co prawda wynik remisowy utrzymywał się do stanu 7:7, ale najpierw przeciwniczki zdobyły punkt po błędzie podwójnego odbicia popełnionego przez zawodniczkę Piasta. Później Agnieszka Sikorska po ataku trafiła w boisko, a następnie asem serwisowym popisała się Natalia Krawulska i trener Marek Mierzwiński musiał wziąć czas dla swojego zespołu. Od tego momentu Piast zaczął mozolnie odrabiać straty, a pomogły przy tym zepsute zagrywki przyjezdnych, choć szczecinianki też nie grzeszyły skutecznością w tym elemencie gry. - Zepsute zagrywki były konsekwencją braku koncentracji. Przy każdych precyzyjnych zdaniach, a serwis z pewnością taki jest, trzeba się mocno skoncentrować. Przepisy regulują to wyraźnie, na wykonanie tego elementu jest osiem sekund, a u nas zawodniczki wprowadzały piłkę do gry coraz szybciej. Co nagle to po diable i tych błędów było zdecydowanie za dużo. - mówił Mierzwiński. Ostatecznie jednak więcej niewymuszonych błędów popełniły siatkarki Budowlanych Toruń i w efekcie przegrały tego seta do 21, nie przemawiały do nich także uwagi trenerki Ewy Openchowskiej, która wykorzystała dwie, przysługujące jej, przerwy.
W drugiej partii z wielkim trudem przychodziło miejscowym zdobywanie punktów. Co prawda torunianki dalej popełniały błędy, ale także dobrze broniły i wyprowadzały skuteczne kontry. - Siłą zespołu toruńskiego jest przede wszystkim skuteczność w ataku i równomierne rozłożenie go na wszystkie zawodniczki. Rozgrywająca ma możliwość zagrania tak dużą ilość wariantów, że większość tych piłek kończą. Nasz blok był ustawiony na konkretne zawodniczki, niestety moje dziewczyny zapominały o taktyce. Często skakały zbyt wcześnie, co w efekcie kończyło się atakiem na opadającym bloku, a ustawić obronę wtedy jest praktycznie niemożliwe - skomentował tą sytuację Mierzwiński. Jego zespół także dużą ilością nieporozumień, dotknięć siatki, zepsutych zagrywek i podwójnych odbić pomógł stworzyć przyjezdnym dużą przewagę (22:15, 25:18) i w efekcie doprowadzić do remisu 1:1.
Zawodniczki Piasta Szczecin znalazły się w podobnej sytuacji w spotkaniu pucharowym z Budowlanymi Łódź. W pierwszym secie toczyły bardzo wyrównany bój, po czym go przegrały. Kolejne partie to była równia pochyła i w efekcie mecz zakończył się porażką 0:3. Tak samo i w tych zawodach. Wygrały pierwszą odsłonę, a następną przegrały i podupadły psychicznie. Ledwo trzecia część spotkania się rozpoczęła, a szczecinianki przegrywały już 6:12, w międzyczasie trener Mierzwiński wykorzystał wszystkie przysługujące mu przerwy. - Zawodniczki po przegranym secie się trochę podłamały, a przyczyną tego jest nadszarpnięte morale. W poprzednich meczach byliśmy skarceni przez takie zawodniczki, które nie powinny stanąć nam na drodze, niestety człowiek traci wtedy pewność siebie, a to jest najgorsze. Gdy nie jesteśmy pewni tego, co robimy, działamy zbyt nerwowo, to nie prowadzi to do niczego dobrego - mówił Mierzwiński. Dopiero po drugim czasie Piast wziął się w garść i doprowadził do wyrównania po 17, a chwilę później, po asie serwisowym Iriny Archangielskiej i posłaniu piłki w aut po ataku Zuzanny Matusowej, gospodynie wyszły na prowadzenie 19:17. Jednak to nie był jeszcze koniec dramaturgii w tym secie. Budowlane doprowadziły do remisu po 23. W tym momencie zaczęła się seria kontrowersyjnych decyzji sędziego głównego. Najpierw protestowały gospodynie kiedy po ataku Pauliny Chojnackiej Arleta Andrzejewska pokazała aut bez bloku. Gdy piłkę setową w górze miały przyjezdne blokiem popisała się Anna Szydełko i znów był remis po 24. W dwóch następnych akcjach ponownie pojawiło się dużo pretensji do sędziego. Najpierw Maja Soja posłała piłkę w aut, a chwilę później niemal identycznie zrobiła to Sandra Cabańska. W obu tych przypadkach Budowlane przekonywały Arletę Andrzejewską, że piłki wyszły poza boisko po bloku, ale arbiter nie dał sie przekonać. - Sędzia pomógł Piastowi. Dwie ostatnie piłki w końcówce trzeciego seta były po bloku, a zagwizdane na korzyść Piasta. Dla mnie to jest czyste wydrukowanie spotkania - komentowała tą sytuację Ewa Openchowska. Trener Piasta miał nieco odmienne zdanie. - Szczerze mówiąc, to sam nie wiedziałem, o co chodzi drużynie przeciwnej po tych sytuacjach. Jeżeli nawet sędzia popełnił błąd, a jest on tylko człowiekiem, to nie sądzę, że zrobił to specjalnie. Byłoby to nienormalne. Wiadomo, że w tak ważnych meczach, robiąc celowo błędy, sędzia zakładałby sobie pętle na szyję, dlatego jest to nierealne - skomentował.
Czwarta odsłona była już bez historii. Siatkarki Budowlanych Toruń podłamały się porażką z poprzedniej partii. Już chwilę po wznowieniu rywalizacji w tym secie Piast stworzył sobie potężną przewagę (14:6) i było jasne, że to on zgarnie komplet punktów w tej rywalizacji. Pozostało tylko dopełnić formalności i doprowadzić mecz do końca. Skończyło się dziewięciopunktową różnicą (25:16) i szczecinianki mogą cieszyć się z bardzo ważnego zwycięstwa.
Po meczu jeszcze długo Ewa Openchowska i kapitan Budowlanych, Maja Soja chodziły podminowane, ale już na niewiele to się zdało. Wynik poszedł w świat, a punkty zostały dopisane na konto Piasta. - Jeżeli zdarzyły się tam pomyłki arbitra, to były tylko dwie akcje, a mecz jeszcze był do wygrania. Nie znam sytuacji, gdzie dwie piłki przesądziły o wyniku końcowym. Przyjezdne miały czwarty i piąty set do wygrania, ale siadły i przestały wierzyć w zwycięstwo, a my wręcz odwrotnie - mówił po meczu szkoleniowiec gospodyń.