Wielki rewanż za finał ubiegłorocznych zmagań o mistrzostwo Polski zapowiadał się pasjonująco. Już na rozgrzewce oba zespoły wyglądały na wyjątkowo zmotywowane i żądne zwycięstwa. Ich opiekunowie mieli tego dnia do dyspozycji najsilniejsze składy, co zwiastowało widowisko na najwyższym poziomie. Miguel Falasca nie wahał się posłać do boju ostrożnie wykorzystywanego w tym sezonie Michała Winiarskiego. Andrzej Kowal na przyjęciu postawił z kolei na lepszych w defensywie Nikołaja Penczewa i Rafała Buszka, kosztem Marko Ivovicia.
[ad=rectangle]
W początkowych minutach spotkania ponad 12 tysięcy zgromadzonych w Atlas Arenie kibiców obserwować mogło wymianę mocnych ciosów z obu stron. W okolicach pierwszej przerwy technicznej zaczęła się jednak uwidaczniać lekka przewaga PGE Skry Bełchatów, której zawodnicy byli w stanie zapunktować zarówno blokiem, jak i zagrywką. Lepsza gra na siatce pozwoliła gospodarzom prowadzić na drugim regulaminowym czasie 16:13. Goście radzili sobie dobrze w odbiorze i przyjęciu, ale w pozostałych elementach gry wyraźnie ustępowali rywalowi. W ataku brylował w tym czasie Mariusz Wlazły. Po jednej z wykorzystanych przez niego kontr aktualny mistrz Polski prowadził już nawet 20:15 i gdy chwilę później szczelnym blokiem popisał się Karol Kłos sytuacja przyjezdnych była już bardzo trudna. Ostatecznie pierwszą partię bełchatowianie wygrali pewnie i spokojnie 25:19.
Pierwsze fragmenty kolejnej odsłony niemal do złudzenia przypominały wydarzenia sprzed pół godziny. Po chwili wyrównanej gry do głosu doszli siatkarze z Bełchatowa, by po asie Winiarskiego prowadzić 12:9. Przewagi gospodarzy nie byli w stanie zniwelować zmiennicy Asseco Resovii (Lukas Tichacek, Dawid Konarski). Mylić nie chcieli się też siatkarze PGE Skry. Dopiero dwie z rzędu zagrywki (w tym jeden as) kolejnego rezerwowego Dawida Dryi pozwoliły skrócić dystans przyjezdnym do minimum (16:17). Przestój mistrzów trwał jednak tylko chwilę. W końcówce panowali na parkiecie już niepodzielnie, zmuszając rywali do kolejnych błędów, a następnie bezwzględnie je wykorzystując.
W trzecim secie grający z nożem na gardle przyjezdni już na pierwszej przerwie technicznej przegrywali 5:8. Dwie kolejne akcje skończył (blokiem i przebiciem bezpańskiej piłki) Facundo Conte, zmuszając szkoleniowca rywali do błyskawicznej reakcji. Próba wybudzenia z letargu swoich podopiecznych przez Kowala spełzła jednak na niczym. Na podjęcie walki nie pozwolili im zresztą znakomicie dysponowani gospodarze. Wybrańcy Falaski imponowali zwłaszcza w ataku i grze blokiem, choć wpływ na rozwój kolejnych akcji miała niewątpliwie również piekielnie mocna w ich wykonaniu zagrywka. Gdy kolejną kontrę wykorzystał Conte było już 18:11 dla bełchatowian i nic nie zapowiadało zmiany oblicza gry. Goście nie byli w stanie już się tego dnia podnieść i musieli uznać wyższość PGE Skry Bełchatów, która trzecią partię wygrała 25:20, a całe spotkanie gładko 3:0.
Emocji więc ostatecznie było znacznie mniej niż ktokolwiek mógł zakładać. Bełchatowianie dzięki przekonującemu zwycięstwu umocnili się na prowadzeniu w tabeli, zapewnili sobie tytuł mistrza pierwszej części fazy zasadniczej PlusLigi i potwierdzili miano najlepszego zespołu w kraju. Rzeszowianie teraz na okazję do rewanżu będą musieli poczekać kilka tygodni. Niedzielny rywal pokazał im, że łatwo w tym sezonie tytułu nie odda.
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów 3:0 (25:19, 25:20, 25:20)
PGE Skra Bełchatów: Uriarte, Wrona, Conte, Wlazły, Kłos, Winiarski, Tille (libero) oraz Marechal, Brdjović, Włodarczyk.
Asseco Resovia Rzeszów: Drzyzga, Nowakowski, Penczew, Schoeps, Holmes, Buszek, Ignaczak (libero) oraz Ivović, Konarski, Tichacek, Dryja, Lotman.
MVP spotkania: Nicolas Uriarte.