To jest wstyd i hańba - rozmowa z Jarosławem Maciończykiem, rozgrywającym Jadaru Radom

Mimo przedsezonowych zapowiedzi o skutecznej walce z rywalami i nadziei na udany sezon, Jadar Radom zamyka obecnie tabelę PlusLigi. - Ja osobiście jestem załamany takim stanem rzeczy. Musimy się odbudować i zacząć coś wygrywać, bo inaczej będzie katastrofa - stwierdził w rozmowie z nami Jarosław Maciończyk – od kilku sezonów rozgrywający radomskiej ekipy.

Michał Rudnik
Michał Rudnik

Michał Rudnik: Z meczu na mecz jest z wami coraz gorzej. Co się dzieje?

Jarosław Maciończyk: Też chciałbym to wiedzieć. Przegrywamy kolejne mecze, co staje się już powoli tradycją. W spotkaniu z Politechniką Warszawską nie potrafimy wyjść z dwudziestu punktów i znów nie wygrywamy ani seta. To jest dla nas wstyd i hańba!

To znaczy, że warszawianie w meczu z wami nie pokazali nic ciekawego?

- Zespół z Warszawy zagrał z nami bardzo dobrze. Nie ujmując jednak nic Politechnice, myślę, że jakikolwiek zespół by tu teraz do nas nie przyjechał, zwyciężyłby. W naszej obecnej dyspozycji, ograłyby nas drużyny z niższych lig.

Od kilku meczów wyglądacie na parkiecie, jakby obojętne wam było, czy wygracie czy nie. Niezależnie od tego, która z drużyn zdobędzie punkt, nie przedstawiacie sobą żadnych emocji - ani radości, ani smutku.

- Z tym się nie do końca zgodzę. Uważam, że fajna atmosfera była w naszej drużynie w Gdańsku, Kędzierzynie-Koźlu, czy Bydgoszczy. Być może we wcześniejszych meczach zabrakło tych elementów, ale w moim odczuciu we wspomnianych potyczkach było nieźle.

Czym są zatem spowodowane wasze porażki?

- Ciężko mi powiedzieć. Wyglądamy tak, jakbyśmy w tej lidze grali pierwszy raz. Niezależnie od tego, kto jest po drugiej stronie siatki, gramy źle. Na pewno będzie to długi i trudny sezon. Nie ma się jednak co poddawać. Będziemy walczyć! A gdybym ja wiedział, czym są spowodowane nasze niepowodzenia, to zaczęlibyśmy wygrywać.

A może nowy trener jest nieodpowiednią osobą? Jak się układa współpraca z Mirosławem Zawieraczem?

- Muszę powiedzieć, że współpraca z Mirosławem Zawieraczem układa się naprawdę świetna. Nasz szkoleniowiec jest maksymalnie poświęcony zespołowi i prezentuje bardzo profesjonalne podejście do prowadzenia drużyny: począwszy od statystyk, poprzez treningi, a kończąc na meczach. Nie dam tu powiedzieć na niego złego słowa, ponieważ jest naprawdę dobry w tym co robi. To my musimy się poprawić. On za nas nie wyjdzie i nie będzie grał. Trener stara się nam coś naszkicować i pokazać, jak mamy grać, ale my tego nie realizujemy. Właśnie dlatego przegrywamy. To my – zawodnicy, musimy się poprawić.

Co zatem musicie zrobić na parkiecie, żeby zacząć wygrywać?

- To trudne pytanie... Od tego jest cały sztab, jesteśmy my w szatni. Musimy usiąść wspólnie i dogadać się, bo o atmosferze w drużynie nie można powiedzieć złego słowa. Jedynie przez te porażki coraz bardziej siadamy psychicznie. Mamy złą serię, wygraliśmy dopiero cztery sety i to wszystko tak się nakręca. Ja osobiście jestem po tych wszystkich meczach załamany. Nie tylko postawą drużyny, ale również moją.

W meczu z Politechniką zszedłeś z boiska już w pierwszym secie. Jak oceniasz występ swojego kontrkandydata na pozycji rozgrywającego – Maikela Salasa?

- Co tu mogę powiedzieć. Obaj rywalizujemy o miejsce w szóstce. Jak powiedziałem, w meczu z Politechniką grałem źle, dlatego trener szybko zdjął mnie z boiska. Maikel był ode mnie po prostu lepszy.

A może największym problemem Jadaru jest źle ułożony terminarz?

- Nie wiem, jakby to wyglądało, gdybyśmy na początku zmierzyli się z Politechniką, Treflem, czy Delectą. W pierwszych kolejkach graliśmy z faworytami i to w większości przypadków na wyjeździe, a mimo to, graliśmy tam bardzo dobrze. Zawsze jednak brakowało nam czegoś w końcówce. Być może z tymi słabszymi drużynami łatwiej byłoby coś ugrać i odblokować się. Mam wrażenie, że po tych kolejnych porażkach, coraz bardziej schodzi z nas powietrze. Oby to się szybko zmieniło, bo inaczej będzie to dla nas naprawdę ciężki sezon.

I do tego pewnie jeszcze zakończony barażami.

- Nie chciałbym nas na to już teraz skazywać. Liga jest długa i kilka meczów wciąż będzie można wygrać. Jednak rzeczywiście, jeśli obecna sytuacja się nie zmieni, to czeka nas walka o utrzymanie, a ja bardzo nie chciałbym w niej brać udziału. Osobiście miałem „zaszczyt” rywalizować w barażach i muszę przyznać, że są to bardziej stresujące mecze od spotkań o mistrzostwo Polski.

Na domiar złego następny mecz rozegracie w Bełchatowie ze Skrą. To w obecnej sytuacji nie jest chyba najlepszy rywal, żeby się odblokować?

- Z tym się nie zgodzę. Uważam, że w obecnej sytuacji, w jakiej się teraz znajdujemy, jest to bardzo dobry rywal. Jeżeli byśmy mieli kolejny ważny mecz z drużyną z dołu tabeli i znów mielibyśmy go przegrać, to naprawdę byłaby wielka katastrofa. A tak… cóż, pojedziemy do Bełchatowa i będziemy walczyć. Podobnie jak z zespołami pokroju Resovii, czy AZSu Olsztyn. Jeśli nas "zleją" 3:0, to trudno, a jeżeli uda nam się coś ugrać, to będzie to tylko na naszą korzyść i może się jakoś odbudujemy. Ważne jest, żeby się tam dobrze zaprezentować, chociaż z drugiej strony, ja i moi koledzy mamy już dosyć porażek w dobrym stylu. Chciałbym wreszcie coś zacząć wygrywać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×